Sprawa Anny Wendzikowskiej, czyli co wiemy, a czego nie, o mobbingu [KOMENTARZ]

Anna Wendzikowska. Źródło: Screen z TVN

Anna Wendzikowska, reporterka „Dzień dobry TVN”, ujawniła, że w stacji, w której przepracowała 15 lat, padła ofiarą mobbingu. O sprawie znanej dziennikarki szeroko rozpisały się media. Każe to zastanowić się nad praktyką polskich firm w zakresie ich społecznej odpowiedzialności.

Anna Wendzikowska odeszła z TVN w sierpniu br. Teraz zamieściła obszerny wpis na Instagramie, w którym opowiada o swoich przeżyciach. Na początek przytoczmy cytaty z jej wpisu.

Byłam poniżana, gnębiona, codziennie drżałam o pracę. Niby „gwiazda z telewizji”, a ja byłam traktowana jak dziewczynka z podstawówki, którą co chwilę bije się po łapkach za każde niedociągnięcie. Tak naprawdę byłam w swoim schemacie niewidzialności, niedocenienia i ciągłego udowadniania swojej wartości (…).

Kiedy zdjęto z anteny moje wejścia w studio usłyszałam: sorry, Anka, „nie oglądasz się”. Pomyślałam, cóż, trudno, chodzi o dobro programu. Ale coś mnie tknęło i sprawdziłam wyniki oglądalności z ostatnich tygodni. W momencie mojego wejścia wykres oglądalności pikował w górę. Wtedy usłyszałam: oglądalność nie jest najważniejsza.

Źródło: Instagram

Prosiłam o pomoc, żebym nie musiała sama montować materiałów, żebym nie musiała robić tłumaczeń sama. Albo żebym przynajmniej mogła robić montaż z domu, zdalnie. Nie wyrabiałam się ze wszystkim przy dzieciakach. Byłam z nimi sama. Usłyszałam: nikt tu nie ma specjalnych praw. Ja chyba miałam „specjalne prawa”, ale takie represyjne. Jeśli mój materiał nie był gotowy na 48h przed emisją, z nagranym tłumaczeniem, podpisami, to spadał z emisji, a ja nie ile dostawałam pieniędzy. Dla porównania inni reporterzy kończyli swoje materiały w ostatniej chwili, czasami późno w nocy, tuż przed porannym programem, Czy to mobbing? Teraz wiem, że tak. Takich sytuacji były dziesiątki, jeśli nie setki.

W zaawansowanej ciąży samolotem do Los Angeles

I jeszcze: Nikt nie wie, że poleciałam na wywiad do Los Angeles trzy tygodnie przed porodem. Musiałam mieć pisemną zgodę od lekarza. Cały lot siedziałam jak na szpilkach. Bałam się, że urodzę w samolocie. Nikt nie wie, że poleciałam na jedną noc do Filadelfii zostawiając dziecko z nianią, kiedy miało dwa tygodnie. Wiele osób wie natomiast, że wróciłam do pracy sześć dni po porodzie. Jak strasznie wieszaliście za to na mnie psy. Nie wiedzieliście, jak bardzo bałam się, że ciąża będzie idealnym pretekstem, żeby się mnie pozbyć… a ja potrzebowałam tej pracy, a przynajmniej wtedy, w burzy hormonów, tak właśnie myślałam. Bo byłam sama i miałam dwójkę dzieci na utrzymaniu.

Cały wpis, w którym Anna Wendzikowska opisuje swoje psychiczne przeżycia i walkę o zdrowie, można przeczytać na Instagramie.

Do jej słów odniósł się TVN: Aniu, Twój wpis poruszył bardzo wiele osób. W redakcji DDTVN zdarzały się niestety zachowania, które nie powinny były mieć miejsca w dobrze zarządzanej, przyjaznej firmie jaką chcemy, żeby był TVN. Po otrzymaniu Twojego listu, wprowadziliśmy sporo zmian organizacyjnych i personalnych. Przytoczone przez Ciebie sytuacje nie powinny były się nigdy zdarzyć i zrobimy wszystko, żeby się nie powtórzyły.

Źródło: Screen z Instagram

Portal wiertualnemedia.pl przypomniał, że w sierpniu Discovery rozstała się z wieloletnimi producentkami magazynu „Dzień dobry TVN”: kierującą redakcją programu Ewą Baj oraz Luizą Zając. Ogłosiliśmy niedawno pierwsze zmiany, które odzwierciedlają nowe podejście do organizacji i zarządzania produkcją w grupie. Kolejnym krokiem jest wprowadzenie zmian w strukturze redakcji “Dzień dobry TVN”. Ograniczyliśmy liczbę producentów. Obowiązki głównej producentki programu będzie pełnić Dorota Malesa – uzasadniało wtedy oficjalnie decyzję biuro prasowe TVN Warner Bros Discovery.

Anna Wendzikowska jest popularna, sprzątaczka już nie

Czas na szersze wnioski. Sprawa Anny Wendzikowskiej nie jest pierwszą tego typu w historii polskich mediów. Także my opisaliśmy wypowiedź Karoliny Korwin-Piotrowskiej o mobbingu, jakiego doznała jako dziennikarka. Skupiliśmy się jednak na branży medialnej. Tym razem należy dorzucić jeszcze szersze wnioski.

Pierwszy wniosek. Anna Wendzikowska jest znaną dziennikarką i celebrytką, toteż o jej sprawie jest głośno. A jakie szanse na wzbudzenie zainteresowania ma pani sprzątaczka przed emeryturą czy młodszy księgowy? Im pozostaje Państwowa Inspekcja Pracy, która ma ograniczone uprawnienia, lub długa, żmudna i kosztowna droga sądowa. Co oznacza, że skala mobbingu w Polsce jest ciemną liczbą.

Drugi wniosek. Część polskich menedżerów nie umie zapobiegać sytuacjom kryzysowym, więc musi potem zawiadywać kryzysem wizerunkowym. Na stronie TVN znajduje się zakładka CSR. Czytamy m.in.: „Zapewniamy naszym pracownikom możliwości rozwoju, Budujemy kulturę organizacyjną w oparciu o wspólne wartości i dialog. Chcemy, by TVN był atrakcyjnym i nowoczesnym pracodawcą”.

Tyle pracy i kryzys wizerunkowy

Opisowi zasad społecznej odpowiedzialności TVN towarzyszy wyliczenie konkretnych działań, takich, jak Fundacja TVN „nie jesteś sam” czy „Lekarze ratują życie”. Widnieje też informacja, że W 2014 roku TVN został wyróżniony „Białym listkiem CSR” przyznawanym przez tygodnik „Polityka” najbardziej odpowiedzialnym i społecznie zaangażowanym firmom w Polsce. A w Kodeksie etyki Discovery Inc. znajdują się takie podrozdziały jak „Środowisko pracy wolne od nękania” czy „Przemoc w miejscu pracy”.

I co? Tyle inicjatyw, akcji, pracy – i wszystko teraz przesłania historia jednej dziennikarki. Lecz niosek jest szerszy i wykraczający poza TVN, bo nie ma podstaw aby jej menedżerom zarzucać złą wolę (oczywiście z wyjątkiem osób które dopuściły się mobbingu). Wniosek wykraczający poza branżę medialną. Otóż trzeba postawić znak zapytania nad poziomem czujności menedżerów nad tym, co się dzieje na niższych szczeblach organizacji. Czy przeprowadzają audyt wewnętrzny w sposób pozwalający pracownikom anonimowo – i rzeczywiście bez obaw – dzielić się swymi uwagami? Czy wdrożyli onboarding? Czy wprowadzili work-life balance? Czy mają procedury pomocowe dla osób mobbingowanych i rekompensujące straty?

Audyt, audyt i jeszcze raz audyt. Oraz przestroga

Wniosek trzeci. Firmy audytorskie oceniające raporty CSR czy ESG, powinny dokonywać audytu pracowników w sposób nieskrępowany i anonimowy, gdyż może się okazać, że raport będzie oceniony pozytywnie również pod kątem dobrych praktyk pracownika i właściwych procedur, a potem wypłynie sprawa Kowalskiego czy Nowakowej. Co audytorskiej firmie chwały nie przysporzy.

Wniosek czwarty. Są korporacje mające w raportach CSR i na swych stronach piękne opisy swych działań społecznie odpowiedzialnych. Jednak jest tajemnicą poliszynela, że ich szefowie traktują je jako narzędzie marketingu. W nosie mają work-life balance i inne wynalazki, np. potrafią zwolnić zasłużonego pracownika bez cienia kultury. Jest to więc taki szerzej pojęty greenwashing.

Toteż interesariusze, a zwłaszcza inwestorzy, powinni interesować się, czy raport niefinansowy został poddany audytowi zewnętrznemu, kto go dokonał i z jakim rezultatem.

A samym tego typu cynicznym menedżerom można jedynie przytoczyć ewangeliczną przestrogę, którą potwierdza życie: „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach” (Łk 12).