28 listopada w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Wołominie odbyło się spotkanie z bohaterami Powstania Warszawskiego: Henrykiem Borsukiem i Stefanem Laube z Batalionu „Sokół” oraz panią Wandą Bielesz. Żywą lekcję historii pod nazwą „Spieszmy się spotkać ludzi…”, w której wzięła udział młodzież z wołomińskich szkół: Gimnazjum nr 5 i I Liceum Ogólnokształcącego, wspólnie zorganizowały redakcja dwutygodnika Dobry Znak 9wydawanego dzięki wsparciu SKOK Wołomin) oraz Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Lokalnych „Ad futurum”.
W wydarzeniu uczestniczyli także Mariusz Gazda – redaktor naczelny „Dobrego Znaku”, a jednocześnie prezes SKOK Wołomin i współproducent filmu „Sierpniowe niebo. 63 dni chwały” (to wyjątkowe połączenie filmu fabularnego z dokumentem, można jeszcze obejrzeć w kinach), wiceburmistrz Wołomina Grzegorz Mickiewicz, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Wytrykus i wołomińscy radni. Wspaniałą oprawę muzyczną przygotował pan Paweł Rozbicki, a powstańcze melodie przypomniały utalentowane uczennice Prywatnej Szkoły Muzycznej im. W. Lutosławskiego w Wołominie.
Batalion „Sokół” był bojowym oddziałem, którego historia rozpoczęła się pierwszej nocy po godzinie „W”. Niewielka grupa oficerów i żołnierzy stała się zalążkiem doskonale zorganizowanej jednostki zdolnej do ważnych działań obronnych. Z ochotników powstało wojsko zdolne do walki z o wiele lepiej uzbrojoną armią niemiecką. Dowódcą batalionu był Władysław Olszowski, pseudonim „Sokół”, doświadczony oficer z czasów I wojny światowej.
Jeden z bohaterów spotkania w Wołominie wspominał to tak:
– Batalion „Sokół” powstał przy ul. Nowogrodzkiej 3/5. W ciągu kilku godzin zgromadziło się tam kilkadziesiąt osób. Ja zgłosiłem się 3 sierpnia. Powstanie zaskoczyło mnie na placu Narutowicza na Ochocie. Do domu na plac Trzech Krzyży wracałem przez trzy dni. Miałem piętnaście lat, starsi ode mnie mieli już stopnie wojskowe. A byli w Batalionie i młodsi – trzynaście, czternaście lat. Dowodzili nami przedwojenni oficerowie.
Powstańcy warszawscy mówili również o konieczności walki:
– Nie sposób było nie chwycić za broń, gdy widziało się tych uciekających Niemców. Na rowerach, pieszo, na furmankach zabranych chłopom wycofywali się przez most Poniatowskiego. Chcieliśmy się Niemcom przeciwstawić po tej krwawej okupacji, po łapankach, po wywożeniu Polaków do obozów zagłady. Nikt nie spodziewał się tragicznego końca powstania – miało trwać co najwyżej tydzień, liczyliśmy na to, że po kilku dniach Warszawa wreszcie będzie nasza. I wtedy, gdy walczyliśmy, rzeczywiście – była nasza. A tak zwani „sojusznicy” byli tuż za Wisłą. Pomagali nam w taki sposób, że zrzucali broń i konserwy w skrzyniach z dykty, które rozpadały się w momencie zderzenia z ziemią.
– Jeśli do działań wojennych miesza się polityka, dochodzi do rzeczy nieprzewidywalnych – komentowali swoje wspomnienia powstańcy.
Spotkanie z osobami, które brały udział w wydarzeniach składających się na wielką i tragiczną historię Polski, to szczególna wartość, zwłaszcza dla ludzi młodych, którzy II wojnę światową i powstanie warszawskie znają tylko ze szkolnych podręczników. Bohaterowie powstania przekazali młodszym pokoleniom swoje własne wspomnienia, aby pamięć i poczucie odpowiedzialności wobec ojczyzny mogły trwać przez następnych kilkadziesiąt lat.
To już kolejne wydarzenie z cyklu historycznych ”Spotkań z Dobrym Znakiem”. Poprzednie pt. „… Męczenników tych z Wołynia. Polska o nich zapomniała” spotkało się z równie dużym zainteresowaniem. Organizatorzy zapowiadają kontynuację tego typu spotkań z żywymi świadkami historii.