Kryzys też jest okazją do promocji

Wydarzenia ostatnich tygodni pokazały wszystkim nam, jak ważne dla sprawnego funkcjonowania państwa jest dobrze wyszkolone i wyposażone wojsko, a także inne formacje mundurowe. Nie tylko w czasie zagrożenia działaniami militarnymi. Truizm, że na bezpieczeństwie nie ma co oszczędzać, trzeba uściślić: nie można oszczędzać na inwestowaniu w rozwiązania, które przyczynią się do naszego bezpieczeństwa i zarazem dadzą impuls gospodarce. Dziś na Polskę patrzą inne państwa regionu. Wykorzystajmy to jako okazję do promowania polskiej innowacyjności w zakresie przemysłu obronnego.
Nie jesteśmy, naturalnie, samowystarczalni. Nasza zbrojeniówka nie zaspokoi sama potrzeb wojska, policji i innych formacji. Dobrze, że podpisujemy kontrakty takie jak ten na zakup czołgów Abrams. Ale tam, gdzie można wykorzystać polskie zakłady, korzystać z polskiego potencjału, należy zrobić wszystko, by – w zgodzie z prawem – wesprzeć polski przemysł.
Z badań prowadzonych regularnie na zlecenie fundacji „Teraz Polska” wynika, że Polacy chcą kupować polskie produkty. Nie dlatego, że należy zaciskać zęby i wybierać swoje, choćby droższe i słabsze jakościowo, ale z tego powodu, że polskie produkty wytrzymują w wielu kategoriach konkurencję z wyrobami zagranicznymi. Taką samą rekomendację można sformułować w odniesieniu do przemysłu zbrojeniowego, gdzie tradycja łączy się z nowoczesnością i innowacyjnością. Ba, oszczercze kampanie wymierzone w niektórych z liderów tego przemysłu dowodzą, jak poważnie obawiają się go konkurenci. Przykładem może być próba dyskredytowania karabinka Grot, produkowanego przez Fabrykę Broni „Łucznik-Radom”. W tej sprawie wszyscy renomowani eksperci stanęli murem po stronie polskiego producenta a przeciw zarzutom samozwańczego testera broni. Grot wyszedł z tej walki bez szwanku. Co więcej wzrosło zainteresowanie jego cywilną wersją.
Mamy też wspaniałe tradycje, jeśli chodzi o przemysł lotniczy. Zakłady Leonardo w Świdniku obchodzą w tym roku półwiecze istnienia, choć ich tradycje sięgają lat Drugiej RP, a mianowicie zakładów lotniczych w Lublinie i Białej Podlaskiej. Dzisiaj są częścią globalnej grupy Leonardo, jednym z jej cenniejszych aktywów. Polskie śmigłowce – to marka sama w sobie. Podobnie jak polskie drony, te cywilne i bojowe. W tym miejscu warto przypomnieć też niezwykle innowacyjną firmę WB Electronics. Wedle szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w ciągu najbliższych pięciu lat wartość polskiego rynku dronów przekroczy 3,2 mld zł, a wartość wpływu integracji dronów do gospodarki sięgnie w tymże okresie 576 mln zł. Do Krajowego Planu Odbudowy wpisano inwestycje na poziomie 740 mln zł, mające uczynić z Polski jednego z europejskich liderów produkcji bezzałogowych statków powietrznych. Szkoda tylko, że jedną ręką rząd zapisuje ważne i potrzebne obietnice wsparcia, a drugą w tym samym czasie podpisuje porozumienie o zakupie bezzałogowych statków od Turcji. Na to zamówienie bardzo liczył polski przemysł…
Nie chodzi jednak o to, by powtarzać samym sobie, jacy jesteśmy innowacyjni, jak wspaniałe mamy tradycje i jakie rynki możemy – nomen omen – zawojować. Pierwszy i najważniejszy krok to zaspokojenie naszych, polskich potrzeb, ale z uwagą trzeba patrzeć na sąsiednie rynki. Wymaga to zmierzenia się z ostrą konkurencją, nie tylko amerykańską, lecz również innych państw z regionu, których zbrojeniówka cieszy się zasłużonym prestiżem – przykładem mogą być Czechy. Pokażmy, że przez sojusze rozumiemy nie tylko polityczne deklaracje, lecz gotowość do dostarczania sojuszniczym armiom i formacjom sprzętu wysokiej jakości w rozsądnej cenie lub barterze.
W sytuacji obecnego zagrożenia na wschodniej granicy Unii Europejskiej sprzęt – od dronów i śmigłowców począwszy, a na noktowizorach i systemach łączności kończąc – odgrywa kluczową rolę, nie umniejszając wysiłku żołnierzy i funkcjonariuszy. Wrześniowy Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach pokazał dorobek i możliwości polskich producentów. Sytuacje kryzysowe dają możliwość sprawdzenia sprzętu w praktyce.
Dobrze byłoby wykorzystać tę okazję do pokazania, że mamy nie tylko sprawne wojsko i Straż Graniczną, ale i dobry sprzęt. I to pokazania tego szerzej, niż w polskich mediach. Kryzys często bywa dobrą okazją do promowania rozwiązań, które pomagają go opanować. Mam nadzieję, że nasza zbrojeniówka tę okazję wykorzysta, a specjaliści od promocji już mają w głowach scenariusze konkretnych działań.
Arkadiusz Bińczyk, ekspert medialny i popularyzator historii, współautor książek „Poczet Przedsiębiorców Polskich. Od Piastów do 1939 roku” i „Świat Szlachty Polskiej. Dzieje ludzi i rodzin”.
źródło: H&M