Najwyraźniej Ministerstwo Edukacji Narodowej przeraziły wieści, że polscy uczniowie zajęli trzecie miejsce w Europie, pod względem wykształcenia. Dlatego zostały podjęte pilne prace nad zmianą ustawy o systemie oświaty oraz ustawy o systemie informacji oświatowej. Pod populistyczny hasłem darmowych podręczników uzyskano powszechną akceptację dla idei. Warto jednak pamiętać, że diabeł tkwi w szczegółach a te budzą przerażenie – możemy przeczytać w najnowszym wpisie na blogu Juliusza Bolka, Przewodniczącego Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu.
Nowelizacja ustawy znosi zasadę, że podręczniki, jakie mają być wykorzystywana w bieżącym roku szkolnym, powinny być znane do 15 czerwca. Można powiedzieć, że to nieistotne, skoro będzie obowiązywał tylko jeden podręcznik, wyprodukowany, samodzielnie, przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Gorzej, że ten podręcznik jeszcze nie istnieje, a czasu na jego powstanie jest tyle co kot napłakał. To naprawdę budzi grozę, albowiem, do tej pory, proces powstawania takiej książki trwał około dwóch lat. Taki czas był potrzebny metodykom do napisania podręcznika, uzyskania pozytywnych recenzji, wreszcie weryfikacji i zaakceptowania przez resort. Wygląda, że teraz można to machnąć na kolanie.
Od tego roku wszystkie procedury zapewniające jakość będą zbędne. Co prawda nie wiadomo, ani kto, ani kiedy stworzy nowy podręcznik. Może do sukcesu wystarczy „zaczarowany ołówek”? Wiadomo natomiast, że na pewno będzie tak genialny, że nie będzie potrzebował żadnego procesu weryfikacji jakości, funkcjonalności i przydatności metodologicznej. Może nic w tym dziwnego skoro będzie powstawał w samym Ministerstwie Edukacji Narodowej, które, z racji swego istnienia, zjadło wszystkie rozumy świata. Jednocześnie zdelegalizowane zostaną inne podręczniki, do tej pory akceptowane przez dostojny urząd. W ten sposób zaprzepaszczony zostanie dorobek wielu autorów, wypracowany przez kilkadziesiąt lat.
Więcej: http://blogi.polskatimes.pl