Kwestia egzemplarza obowiązkowego

Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”

Kiedy mówimy o obciążeniach dla przedsiębiorców, mamy zwykle na myśli podatki i inne daniny. Jednak nasze przebogate przepisy prawne kryją w sobie wiele innych regulacji, które dla przedsiębiorców wiążą się zarówno z kosztami, jak i z dodatkową pracą. Na jedną z takich regulacji zwrócił ostatnio uwagę Instytut Staszica. Chodzi o egzemplarz obowiązkowy, przekazywany przez wydawców bibliotekom – przypomina Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”

Sama instytucja egzemplarza obowiązkowego liczy sobie bez mała pół wieku i jest to bez wątpienia inicjatywa bardzo słuszna. To norma w każdym kraju – centralna biblioteka państwa i ewentualnie jedna lub dwie inne ważne książnice muszą archiwizować bieżącą produkcję wydawniczą. Dla wydawcy z kolei przekazanie kilku egzemplarzy książek nie jest znaczącym problemem – ani finansowym, ani technicznym.

Jak informują analitycy Instytutu Staszica, we Francji i w Niemczech wydawców zobowiązano do przekazywania dwóch egzemplarzy każdej edycji, we Włoszech czterech, w Wielkiej Brytanii sześciu, tylko w niewielkiej ludnościowo Irlandii aż dziesięciu. W Polsce zaś każdy wydawca, pod groźbą grzywny, musi przekazać siedemnaście egzemplarzy obowiązkowych piętnastu bibliotekom.

Od lat toczy się mało medialny pojedynek między wydawcami a bibliotekami. Ci pierwsi chcieliby radykalnego ograniczenia liczby egzemplarzy (np. do pięciu), te drugie podkreślają, że zmiana obecnych przepisów pozbawi je możliwości gromadzenia nowych publikacji. Wiadomo, wszak budżety bibliotek nie są imponujące. Ale z drugiej strony propozycja wydawców, by do pozostałych książnic przekazywać egzemplarz obowiązkowy w formie elektronicznej (np. w formacie pdf) została z oburzeniem odrzucona. A była wszak rozsądnym kompromisem.

Bibliotekarze argumentują, że to dla wydawców koszt znikomy – szczególnie, że przesyłka wydawnictw do bibliotek jest w tym przypadku bezpłatna. Czyżby? Jako przykład weźmy drogie wydawnictwo, na przykład albumowe. Jeden egzemplarz może kosztować wydawcę nawet sto złotych. Sto razy siedemnaście – daje tysiąc siedemset złotych. A przecież książki same się nie wyślą. Trzeba je zapakować, zaadresować, nadać – to realne koszty pracy osoby zatrudnionej. W takim przypadku obciążenie dla wydawcy przestaje być symboliczne. Dodajmy do tego, że wiele małych wydawnictw z trudem wiąże koniec z końcem. Nic dziwnego, że w tej sytuacji bardzo wielu wydawców ustawowy obowiązek ignoruje. O ile Biblioteka Narodowa i Biblioteka Jagiellońska jakoś jeszcze egzekwują przepisy, to biblioteki regionalne i uniwersyteckie otrzymują mniej, niż połowę bieżącej produkcji.

Instytut Staszica proponuje dwa rozwiązania. Wariant pierwszy to – zgodnie z postulatami wydawców – poważne ograniczenie liczby egzemplarzy obowiązkowych i wprowadzenie dla tych bibliotek, które utracą do niego prawa, obowiązku przesyłania cyfrowej wersji publikacji. Wariant drugi to utrzymanie obecnej liczby egzemplarzy obowiązkowych – z ważnym „ale”. Mianowicie przedsiębiorcom ponoszone koszty miałyby być rekompensowane ulgami podatkowymi. Takie ulgi z jednej strony byłyby realnym pokryciem wydatków, a z drugiej faktyczną zachętą do wypełniania ustawowego obowiązku. I to wydaje się dobrym polem do kompromisu, o ile oczywiście Ministerstwo Finansów nie zgłosi swojego weta.

Nie tylko przedsiębiorcy ponoszą różne ciężary nakładane przez państwo. I w wielu sytuacjach te obciążenia są w pełni uzasadnione interesem społecznym. Ten sam interes społeczny wymaga jednak, by maksymalnie wiele tych obciążeń w jakiś sposób zrekompensować. Drobna, ale charakterystyczna kwestia egzemplarza obowiązkowego pokazuje ten problem jak na dłoni.

Źródło: http://krzysztofprzybyl.natemat.pl/202897,kwestia-egzemplarza-obowiazkowego