Sprzedaż gorszych towarów nowym krajom UE jest hańbą dla CSR

Wielkie koncerny sprzedają krajom Europy Środowo-Wschodniej, w tym zapewne Polsce, towary gorszej jakości niż w krajach „starej” UE. Wiemy o tym dzięki Słowakom czy Węgrom, bo polskie władze zdają się mało przejmować problemem. Owe koncerny często chwalą się prowadzeniem działań z zakresu społecznej odpowiedzialności biznesu (CSR). Takie praktyki hańbią ideę CSR.

Społeczna odpowiedzialność biznesu (Corporate Social Responsibility, CSR) zakłada m.in. przejrzyste i etyczne postępowanie, polegające  na przyczynianiu się do zrównoważonego rozwoju, w tym dobrobytu i zdrowia społeczeństwa, jak też uwzględniania oczekiwań interesariuszy. Obnoszenie się przez koncerny z działaniami CSR a zarazem dyskryminacja przez nie pewnych grup klientów dowodzi hipokryzji.

Ten cynizm i ta hipokryzja są faktami, bo sprzedaż krajom Europy Środowo-Wschodniej gorszej żywności też jest faktem. Po ostatnim spotkaniu szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej, podczas wspólnej konferencji prasowej premierów Polski, Czech, Węgier i Słowacji, premier Czech Bohuslav Sobotka zaapelował do Komisji Europejskiej, aby zajęła się sprawą podwójnej jakości produktów spożywczych. Wedle Sobotki, nie można się zgadzać na to, że dla części obywateli europejskich oferowany jest towar pierwszej klasy a dla innych obywateli towar tej samej marki, w taki samym opakowaniu, od tego samego producenta ma gorszą jakość. Sobotka dodał, że o Komisja Europejska jest informowana o tym problemie. Bez pozytywnego skutku.

I jest to prawda. Jak informowały media, w 2011 r. na zlecenie Słowackiego Związku Konsumentów przetestowano napoje, słodycze i kawy, dostępne w Austrii, Bułgarii, Czechach, Niemczech, Polsce, Słowacji, Rumunii i na Węgrzech. Testy wykazały rozbieżności w jakości produktów sprzedawanych w wielu krajach.

Niedawno węgierski urząd bezpieczeństwa żywności zbadał 24 produkty sprzedawane na Węgrzech i w Austrii przez sieci supermarketów Lidl oraz Aldi. Okazało się, że sprzedawane na Węgrzech wafle marki Manner są mniej chrupkie niż ich austriacki odpowiednik, inny smak ma również Nutella, której producentem jest potężny włoski koncern Ferrero. – Jestem zniesmaczony po zapoznaniu się z tym raportem – stwierdził węgierski minister Janos Lazar, szef kancelarii premiera Victora Orbána, określając to jako „największy skandal w ostatnim czasie”. Lazar zapowiedział też, że rząd będzie kontynuował badania produktów sprzedawanych przez zagraniczne koncerny na Węgrzech.

Walkę z żywnościową dyskryminacją kontynuują także Słowacy. Minister rolnictwa Słowacji Gabriela Matečná ujawniła, że w grudniu słowackie ministerstwo rolnictwa i Państwowa Służba Weterynaryjna i Żywnościowa zebrały dane z których wynika, że w około połowie z 22 produktów sprzedawanych w sieciach handlowych na Słowacji i w Austrii zauważono różnice.

Żywność dostępna na Słowacji często zawiera większą zawartość tłuszczu, więcej środków słodzących i konserwantów, ma mniejszą wagę. I tak sok pomarańczowy sprzedawany przez German Rewe Group na Słowacji nie zawierał w ogóle soku z pomarańczy w przeciwieństwie do sprzedawanego w Austrii. Za to miał więcej środków konserwujących i stabilizatorów. Sprzedawana na Słowacji Coca-Cola nie była słodzona cukrem tylko syropem glukozowo-fruktozowym. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że większość przebadanych produktów sprzedawanych na Słowacji zakupiono w Bratysławie, a sprzedawanych w Austrii  – w przygranicznych miasteczkach Kittsee i Hainburgu. Wystarczy więc przejechać granicę, aby móc kupić zdrowszą lub gorszą żywność.

Osobną kwestią jest jakość innych produktów, np. chemii domowej, AGD, motoryzacyjnych czy budowlanych. Na razie tajemnicą poliszynela jest odmienność składu chemicznego produktów, obniżanie norm jakości technicznej czy większa tolerancja w przestrzeganiu reżimów technologicznych w czasie produkcji. W każdym razie sklepiki oferujące „oryginalne środki czystości prosto z Niemiec” nadal nieźle prosperują.

Ale jak na sygnały o dzieleniu europejskich klientów na lepszy i gorszy sort zareagowała Komisja Europejska? Niestety, jak do tej pory jedynie dość bezczelnie orzekła, że międzynarodowe koncerny mają prawo adaptować swoje produkty do poszczególnych rynków. Hucpiarskie stanowisko brukselskich eurokratów polega na tym, że od nowych członków UE żądają przestrzegania niezliczonych obowiązków i norm, począwszy od wysokości kafelek w łazienkach pracowniczych po poziom emisji dwutlenku węgla czy przyjmowanie imigrantów. Zarazem przyznają koncernom prawo do traktowania konsumentów Europy Środkowo-Wschodniej na modłę krajów neokolonialnych.

Stanowisko Komisji Europejskiej jest też krótkowzroczne, ponieważ jest wodą na młyn eurosceptyków, wedle których Paryż, Londyn, Rzym a przede wszystkim Berlin zgodziły się na rozszerzenie UE, aby z krajów Europy Środkowo-Wschodniej uczynić swoje rynki zbytu i drenować je z siły roboczej.

Toteż dążenie brukselskich biurokratów do narzucenia dużym firmom obowiązku raportowania działań CSR wydaje się wyjątkowo groteskowe. Z jednej strony Bruksela narzuca standardy etyczne, a z drugiej otwiera furtkę koncernom do zachowań nieetycznych. Bo żeby praktykę sprzedawania produktów gorszej jakości uznać za etyczną, należałoby przyjąć, że interesariusze polscy, czescy, słowaccy czy węgierscy mają mniejsze oczekiwania co do walorów tychże produktów niż interesariusze niemieccy, francuscy czy włoscy.

Jak się zresztą okazuje, niektóre koncerny prowadziły i nadal prowadzą nieetyczny proceder sprzedaży gorszej jakości żywności bez łaskawych akceptacji eurokratów. Zarazem te same koncerny nie zaniedbują głośnego chwalenia się szeroko prowadzonymi działaniami z zakresu CSR – swoją dbałością o klientów, środowisko naturalne, łańcuch dostawców, lokalne społeczności, przestrzeganiem zasad uczciwego handlu i kto co tam jeszcze chce.

Owe chwalenie się w połączeniu z traktowaniem części europejskich klientów przypominającym praktyki neokolonialne jest jednak w istocie pozbawianiem wiarogodności idei CSR, czynieniem ze społecznej odpowiedzialności biznesu propagandowej wydmuszki i przemienianiem sążnistych rocznych raportów CSR w zwykłą makulaturę dla naiwnych. Jest uśmiercaniem CSR.

Pojawiają się trzy pytania. Pierwsze: Jak zarządy takich koncernów i ich menedżerowie odpowiedzialni za realizację strategii CSR godzą strzeliste akty miłości do etycznych standardów z cyniczną sprzedażą gorszej żywności czy artykułów przemysłowych mieszkańcom Europy Środowo-Wschodniej?

Drugie: Czy w końcu dość liczne firmy uczciwie realizujące politykę CSR jak też organizacje propagujące społeczną odpowiedzialność biznesu nie powinny – również we własnym interesie – zabrać głos w sprawie praktyk sprzedaży towarów gorszej jakości?

Trzecie: Jakie działania podjęły polskie władze i podległe im instytucje, aby tropem Słowaków czy Węgrów przeprowadzić szeroko zakrojone badania porównawcze? Bo samo uczestnictwo w wspólnej konferencji prasowej Grupy Wyszehradzkiej wydaje się mało satysfakcjonujące.

Sprawa sprzedaży gorszej jakości produktów jest – również w kontekście wiarygodności idei społecznej odpowiedzialności biznesu – na tyle bulwersująca, że będziemy do niej wracać.

Bogusław Mazur