Miał być darmowy, a trzeba będzie za niego zapłacić. Chodzi o elementarz dla uczniów klasy pierwszej. Dyrektorzy szkół wystawią rachunek rodzicom na koniec roku za zniszczone podręczniki. Książka jest jednak tak wydana, że w rękach sześciolatków nie przetrwa trzech lat – informuje portal Niezalezna.pl.
Na pierwszym zebraniu dowiedzieliśmy się, że jeżeli nasze dzieci zniszczą darmowy podręcznik, będziemy musieli za niego zapłacić – opowiada matka tegorocznego pierwszaka. Przyznaje, że nie widzi szans na to, aby „Nasz elementarz” w dobrym stanie przetrwał przynajmniej trzy lata. A takie są założenia Ministerstwa Edukacji Narodowej. Darmowy podręcznik w przeciwieństwie do elementarza Falskiego, z którego korzystały całe pokolenia, jest wydany oszczędnie. Ma nawet miękką okładkę, którą nietrudno uszkodzić.
Opłaty za zniszczoną książkę będą pobierały szkoły. Tylko że dyrektorzy nie mają szczegółowych wytycznych w tej sprawie. Na stronie internetowej ministerstwa NaszElementarz.men.gov.pl można przeczytać: „W przypadku zniszczenia podręcznika, uczniowi zostanie zapewniony kolejny jego egzemplarz. W takim przypadku szkoła będzie mogła żądać od rodziców zwrotu kosztów podręcznika”. Justyna Sadlak z biura prasowego MEN informuje, że kwoty uzyskane ze zwrotu elementarza stanowią dochód budżetu państwa. Za każdą zniszczoną część podręcznika rodzice zapłacą 4,30 zł. Suma za cały komplet to niecałe 20 zł.
– Rodzice, nauczyciele, a nawet wydawcy już dawno mówili, że darmowy elementarz to bubel. Teraz okazuje się, że za ten bubel trzeba będzie zapłacić – mówi członek sejmowej komisji edukacji poseł Dariusz Piontkowski. Natomiast wiceprzewodniczący komisji edukacji poseł Sławomir Kłosowski (PiS) podkreśla, że sprawy związane z ewentualnym zwrotem pieniędzy za zniszczony podręcznik powinny być określone rozporządzeniem lub zarządzeniem ministra edukacji. Zwraca uwagę na dużą dowolność w określeniu tego, który elementarz jest zniszczony i w jakim stopniu. – Tak nie może być – zaznacza.
Źródło: http://niezalezna.pl