O pomocy firm dla artystów i popieraniu młodego pokolenia twórców ze Zbigniewem Nowosadzkim, uznanym malarzem, rozmawia Bogusław Mazur. Rozmowa odbyła się w Galerii Delfiny, podczas wernisażu prac Artysty.
Część swoich prac przekazuje Pan na aukcje charytatywne. Pozornie proste pytanie – dlaczego?
Z potrzeby serca, to mój naturalny odruch. Bo co ja mogę dać innym ludziom, jak nie obraz?…
Moje prace przekazuję na charytatywne cele od kilkunastu lat. Szereg aukcji organizowaliśmy razem z Delfiną Krasicką. Co roku jedną pracę darowuję też na rzecz Fundacji Profilaktyki i Leczenia Chorób Krwi im. profesora Juliana Aleksandrowicza, zajmującej się chorymi na białaczkę.
Współpracował Pan przez 25 lat z Krajową Fundacją na Rzecz Dzieci jako członek komisji do spraw stypendium artystycznego w dziedzinie plastyki. I znowu pojawia się pytanie – dlaczego? Przecież w czasie poświęconym na współpracę mógł Pan namalować parę obrazów i je sprzedać?
Niewątpliwe mógłbym, gdybym tak ważył. Jednak myślę, że podstawą w działalności artystycznej jest bezinteresowność. Tworząc dzieło, artysta ostatecznie myśli o jakości, o tym, aby dzieło było najlepsze, wręcz doskonałe. I wtedy nie myśli bezpośrednio o finansach, nie rozważa, ile zarobi. Myślenie o pieniądzach przychodzi później, bo w końcu artysta żyje ze swej twórczości.
Współpraca z młodymi artystami rzeczywiście była niekiedy męcząca, stresująca i pochłaniająca jakąś ilość czasu. Ale dopóki mogłem, to starałem się współpracować. I nie uważam ten czas za stracony. Wręcz przeciwnie, bywały chwile dużej satysfakcji. Obserwowałem, jak na początku często kilkunastoletni artyści, niekiedy licealiści, wyrastali na uznanych, znakomitych malarzy, rzeźbiarzy czy muzyków. Na gorąco nasuwają mi się przykłady takich stypendystów jak pianisty Rafała Blechacza, zwycięzcy XV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, malarza Tomasza Milanowskiego, malarki Sylwii Caban czy rzeźbiarza Grzegorza Witka.
Mógłbym długo wymieniać kolejne nazwiska, wielu stypendystów już pracuje w akademiach, wychowuje kolejne pokolenie artystów. To naprawdę duża satysfakcja obserwować, jak ci młodzi ludzie działają w przestrzeni społecznej, odnajdują się na rynku sztuki.
Czy Pana zdaniem, firmy realizujące CSR w dostatecznym stopniu wspierają młodych artystów?
Nie mam pełnego oglądu tej sprawy, jednak na przestrzeni 25 lat, w czasie których spotykałem się z młodymi artystami, miałem odczucie, że w zbyt małym. No, ale takiego wsparcia jest zawsze za mało. Uważam jednak, że warto i że trzeba ich popierać.
Młodzi twórcy pociągają za sobą innych ze swego środowiska, potem przez lata z nimi współpracują, bo przecież sztuka bez odbiorców nie istnieje. Artysta tworzy, pokazuje, pisze, czy też jest muzykiem dla odbiorców. Bez nich twórczość jest martwa. Wsparcie dla artystów owocuje poszerzaniem grup odbiorców. Poprzez wspieranie artystów, dociera się do wielu ludzi.
A czy Pan osobiście spotkał się z zainteresowaniem firm prowadzących działania CSR?
Bezpośrednio się z tym nie spotkałem, bo współpracując z Krajowym Funduszem na Rzecz Dzieci, nie uczestniczyłem w pracach związanych z biurem funduszu, które dba o wsparcie materialne.
Moje uczestnictwo polegało na opiniowaniu prac a potem na udziale w spotkaniach czy warsztatach, na personalnej współpracy z wybranymi młodymi artystami. Było to ciekawe doświadczenie, bo fundusz, poza pierwszymi latami działalności, przyjął otwartą formułę działania, praktycznie każdy młody człowiek mógł zgłaszać swoje prace a głównym kryterium oceny była wartość artystyczna.
Rozmawiał: Bogusław Mazur