Dopłynąłem do Belem. Stałem się 13 –tą osobą na świecie, która przepłynęła system rzeczny Amazonki i pierwszą osobą, która przepłynęła Amazonkę od San Francisco do Belem w canoe, zajęło mi to 94 dni. To duże wyzwanie i wiele wyrzeczeń – od tych rodzinnych począwszy. Na 4 miesiące musiałem zostawić dwóch synków, 3-letniego Leona i 5-letniego Igora, jak i również dom, który trzeba wykończyć. Na szczęście żona w tej kwestii jest bardziej zaradna niż ja.
Przemierzenie Ameryki Południowej to wyzwanie logistyczne. Tak samo duże jak zdobycie Bieguna Południowego, bo w tej wyprawie od początku rządzi logistyka. Począwszy od wysłania canoe po zdobycie góry źródłowej Amazonki Nevado Mismi. Proszę zobaczyć film z wyprawy do źródeł Amazonki. Tak się to zaczęło: https://www.youtube.com/watch?v=mGw-Z1Vq4lc
Logistyka od początku do końca. Następnie przejazd rowerem przez Andy, wjazd na wysokość przełęczy 4700 metrów, później zjazd. Kolejny etap- rzeka Apurimac i miejscowość San Francisco, skąd 31 maja rozpocząłem swoje płynięcie i zakończyłem 1 września. Tak szybkie przepłynięcie Amazonki nie byłoby możliwe gdyby nie współpraca z Kacprem Jurak, który opracował mi specjalne mapy GPS oraz Adama Wasilewskiego, z którym przesiedzieliśmy kilkanaście TYGODNI ażeby zrealizować projekt. To ciężkie wyzwanie również przygotowawcze. Rok wcześniej przepłynąłem rzekę Rio Napo. Nie można wsiąść ot tak sobie w canoe nie mając doświadczenia i przepłynąć Amazonkę. Ja brałem przykład i biorę od Piotra Chmielińskiego, który jako pierwszy przepłynął Amazonkę od źródeł. On, aby zmierzyć się z gigantem, pływał po rzekach Ameryki Południowej prawe 6 lat. Ja pływałem 7 lat, ale po rzekach Północy, a to kolosalna różnica, dlatego postanowiłem przepłynąć dopływ Amazonki Rio Napo.
Chmieliński mnie zachęcał – popłyń Napo, a później wpłyń do Amazonki i płyń do Belem. Od razu odpowiedziałem, że mnie to nie interesuje. Każdy profesjonalny podróżnik to ten, który ma cel jasny i sprecyzowany, wie czego chce od siebie i od przygody. Mój cel był jeden – spłynąć od miejsca, w którym jest możliwe spłynięcie canoe. Zacząłem od Apurmiack za pierwszymi progami wodnymi, które mogłyby wywrócić canoe. Rozpocząłem 31 maja, w czasie, w którym żadna inna ekspedycja nie brała udziału. Dlaczego? Bo każda chciała przepłynąć rzekę górską – jedna Mantaro, inna Apurimac, obie ciężkie technicznie, choć Apurimac z tego co wiem bardziej wymagający. Piotr Chmieliński przepłynął tę rzekę w 1985 roku. Ale płynął w miesiącu najbezpieczniejszym dla kajaka (bo płynął pontonem i kajakiem górskim), w październiku tak samo inne ekspedycje po nim.
Jako że moim celem był Triathlon, rozpocząłem w końcówce maja i to było niebezpieczne posunięcie. W październiku na rzece Ene leje i wiry wodne mają średnice 10 metrów -według opisów z „Nurtem Amazonki”. Wiadomo, że z Andów w maju spływa najwięcej wody i wiadomo, że Ene w tym czasie i Tambo nie jest nizinną rzeką, choć według opisów tak jest. W maju i czerwcu przypominają rzeki górskie i posiadają olbrzymie wiry – w październiku były o średnicy 10 metrów, na początku czerwca miały 16 metrów i można byłoby spokojnie do środka schować dwa wiosła związane. Może to poświadczyć jeden z największych „napieraczy” Gadiel Sanchez Rivera, który na etapie San Francisco – Atalay towarzyszył mi jako dziobowy w moim canoe – płynęliśmy razem rzeką Apurimac 60 km cała Ene i Tambo. Na Tambo mieliśmy problemy – musieliśmy skorzystać z pomocy łodzi, która nas ściągnęła na linie do brzegu, ponieważ canoe wbiło sie tak w lej, że nabrało tyle wody, że mało co nie straciłem łodzi. Tak samo było na Ene, lecz wtedy wyszliśmy cało bez pomocy. Leje były potężne, nigdy nie miałem doświadczeń z wirami, bardziej z bystrzami na rzece Athabasca, gdzie płynąłem solo systemem rzecznym Mckenzie w 2005 roku. Poniżej film
https://www.youtube.com/watch?v=YKaS2UqsiFg
Rzeka Tambo próbowała nas połknąć, ale od Pojeni rzeka stała się bardzo szybka, choć małe zafalowanie i mniej wirów. Dopłynęliśmy do Atalay. Od Atalay płynąłem juz sam w swoim canoe do Pucalpy. Gadiel Sanchez Rivera zamienił się w logistyka wyprawy, towarzyszył mi w poszczególnych punktach na rzece Ukajali. Spotykaliśmy się, organizował noclegi, żywność, bezpieczne miejsca. Taką samą rolę spełniał w trakcie wyprawy z Ed Straffordem, kiedy od Satipo przeszedł wzdłuż pieszo brzegów Amazonki. Ukajali to wolna rzeka, ale udało mi się ją przepłynąć w 19 dni. To bardzo szybko jak na wolną rzekę, która wije się przez samo serce dżungli Ameryki Południowej..Po lewej i prawej stronie ściana lasu, gorąco, codziennie 40 stopni i ja w tym canoe. Pakowanie zawsze było najcięższe, zalewałem się potem każdego dnia, piłem elektrolity, łykałem tabletki, witaminy i jadłem swoje kosmiczne jedzenie jak spaghetti czy bigos w proszku itd. Parę razy wąż wkradł się do namiotu i miałem z tego powodu większe bóle brzucha niż kiedykolwiek. Trzeba było przygnieść wiosłem jego ogon, a drugim wiosłem głowę lub najlepiej maczetą odciąć głowę i ogon. To niebezpieczne zadanie, ale doskonałą lekcję przetrwania dał mi Gadiel Sancez Rivera.
Dzięki niemu udało mi się przepłynąć Ukajali, która naprawdę jest niebezpieczna, ludzie są mniej życzliwi, nie można sobie tak wsiąść w canoe lub kajak i popłynąć jak zrobili to kajakarze z Trójmiasta i zapłacili za to życiem. Trzeba mieć na rzece Ene, Tambo, Ukajali specjalne pozwolenia, pokazywać je miejscowym ,,szeryfom: wodzom wiosek itp. Tak było na Ene, kiedy miejscowi oddali 2 ostrzegawcze strzały w górę, a jeden prosto wymierzony w nas, czyli we mnie i Gadiela. Kula uderzyła w głaz kolo canoe. Wtedy wiedzieliśmy, że musimy się zatrzymać. Jak ciężki to region można przeczytać w książce „Wyprawa wzdłuż brzegów Amazonki”, w której to Ed Strafford Anglik opisywał ten region. Wielu myśli, że to regiony do podróżowania. Jeżeli tak, to dlaczego Explorer Website podaje że 12 osób tylko przemierzyło w kajaku Amazonkę-jedna z nich pieszo- to Ed Strafford. Żadna inna tego nie zrobiła. To samo mówi za siebie. Amazonka uczy determinacji i wytrwałości. Tak napisał Piotr Chmieliński i to jest prawda. Uczy zaradności, umiejętności przewidywania sytuacji i ciągłego napierania. Kiedy tych cech się nie ma, nie przepłynie się tak wielkiej rzeki. „Marcin, skup się na najbliższych portach, celach”- zaznaczał w ciągłej korespondencji ze mną i moim zespołem Piotr Chmieliński. Czasy się zmieniły, ale rzeka nie. Tak samo nie zmienił się Ocean Południowy –jest tak samo groźny. Trzeba myśleć, przewidywać- wtedy można przeżyć. Czasami mówię innym: „ Wiesz, dlaczego ja istnieję?? bo próbuję przewidzieć wiele sytuacji naprzód .Tak trzeba robić w tak potężnym projekcie. Począwszy od płynięcia od Iquitos, kiedy to rzeka Maranion z Ukajali się łączą i powstaje Amazonka, od tego miejsca rzeka robi się wielka i szybka. Mogłem czasami płynąc po 100 km dziennie, dlatego, że czerwiec napędzał i dostarczał dużą ilość wód z Andów, rzeki wylewały, ale i pędziły, nurt był szybki, czasami 14 km na godzinę.
Aleksander Doba, który próbował przepłynąć Amazonkę w 2011 roku napisał na blogu: „Rzeka pędzi jak w przełomie Dunajca”, a jest to jedyna osoba, która może coś na ten temat powiedzieć, bo płynął Amazonką w ciężkim kajaku oceanicznym w czerwcu. To co ja mam powiedzieć, kiedy płynąłem w canoe, które samo waży 40 kg? Rzeka jeszcze szybsza stała się od Tabatingi do Manaus, tam pędziła 13 km na godzinę, choć najszybsza część była pod koniec czerwca przed granicą z Kolumbią- 18 km na godzinę z moim wiosłowaniem. Mój cel od Pucaly był jeden- przepłynąć tę część Amazonki w stylu sportowym czyli najszybszym. Od Iquitos zacząłem marzyc- przepłynąć Amazonkę w canoe poniżej 100 dni. I ten plan się udał- przepłynąłem Amazonkę w 94 dni na canoe i jest to absolutny rekord świata w długodystansowym płynięciu na canoe. Nie można oczywiście porównać canoe do kajaka morskiego, bo to tak jakby ktoś chciał porównać canoe klasy WRC do F1. Tego nie można zrobić. Miałem różne myśli robiąc ten projekt. Na koncercie Roda Stewarta moja Ala zaczęła płakać, bojąc się, ze coś mi się stanie, uspokajałem ją. Jadąc na lotnisko tuż przed wylotem do Limy pyta się mnie dlaczego teraz robię tak wielki projekt kiedy mamy dzieci. Dopiero teraz mam tak dużą wiedzę i doświadczenie, że mogę go zrealizować-odpowiedziałem jadąc samochodem do Warszawy. Wcześniej przepłynąłem rzekę Lenę, wiele rzek na Jukonie jako przewodnik miedzy innymi na canoe oraz sama rzekę Jukon, system rzeczny Mackenzie itp ale Amazonka to wielka rzeka. Walka z nią nie ma sensu, trzeba ja pokochać i z nią żyć – inaczej się nie przepłynie, Myśleć nie o finale, ale o krótkich celach – to znaczy co będzie za 10 dni, nie za 2 miesiące. Inaczej bym zwariował. Dziennie wiosłowałem 11 godzin, więcej nie mogłem, bo szybko robiło się ciemno, a w ciemnościach nie chciałem płynąć, choć parę razy musiałem. Będąc na Amazonce za Manaus kolo Ichitary mało co nie zginąłem. Wpływając do portu nie zauważyłem dużej liny cumowniczej która była przycumowana do boi. Lina dziobowa dużego masowca mało co mi nie odcięła głowy. Było to straszne, ale wówczas miałem się spotkać z kapitanatem miejscowego portu. Wiedzieli ze tutaj duże statki cumują i postanowił przypłynąć na przywitanie. W samą porę przybył, bo szybki nurt właśnie znosił mnie na linę grubości ręki zawodnika MMA. Uratowali mi życie, wyciągnęli canoe 10 cm od liny, rzuciłem im wtedy linę cumowniczą dziobową. Było to moje duże szczęście i pomoc boska. W ogóle otrzymałem dużo wsparcia od Boga, dlatego też postanowiłem ściągnąć canoe i je zlicytować dla Domu Dziecka w Trójmieście lub pozostawić w Muzeum Morskim w Gdańsku. Firma Energa – mój główny sponsor postanowił mi pomóc i ściągnąć canoe. Za to dziękuje – wierzę, że dotrzyma słowa tak jak ja dotrzymałem, że przepłynę Amazonkę.
Wielkie problemy zaczęły się od Santarem, kiedy rzeka stała się jeszcze bardziej wymagająca. Kiedy wpłynąłem na rzekę Para, mój dzienny dystans osiągał czasem 30 km, czasem 40 km dziennie. Wysokie burty canoe na tak dużych akwenach są jak żagle- kręcą canoe. Na takich dużych akwenach canoe nie nadaje się do płynięcia. Lecz walczyłem. W 2012 roku przepłynąłem z Bornholmu do Darłowa w ciągu 28 godzin – non stop wiosłowania przez Bałtyk. Płynąłem wtedy 5 km na godzinę, udało się to zrobić dlatego, że miałem okienko pogodowe, czyli była flauta, bezwietrznie bez zafalowania. Było to 28 godzin, ale nie można mieć takiego okienka przez 14 dni. Fala oceaniczna z Atlantyku na Zatoce przed Belem miała 2 metry wysokości. Płynąc przy brzegu fala przyboju wywróciła mnie, wszystko mokre i znowu przygotowania trzeba zrobić od nowa – wszystko wysuszyć, sprawdzić canoe czy nie ma gdzieś przetarć itp. Była walka. Ale przed Belem było już coraz trudniej, zaczęły się duże pływy, woda podnosi się i opada co 6 godzin i płynie raz w górę, raz w dół rzeki. W ciągu 6 godzin mogłem zrobić 45 km w jeżeli pływ był do Atlantyku. Piotr Chmieliński z Brewis do Belem przepłynął w 4 dni, zastanawiam się jak to możliwe, ale kajak morski to F1, szybko się przebija i płynie. „Skrosowali” zatokę odważnie, ja na canoe nie miałbym szans, więc musiałem płynąć w dół zatoki aby między wyspami robić trawers zatoki, co było ciężkie i wymagające, ale już na tym etapie miałem łódź asekuracyjną, którą zagwarantował mi rząd stanu Para – gubernator oraz komendant bezpieczeństwa stanu Para dzięki staraniom Polskiej Ambasady. Piotr Chmieliński w 1986 roku kajakiem morskim z Manaus do Belem przepłynął w 31 dni, ja w canoe w 36 dni. Z Brewis do Belem przepłynął w 4 dni, ja w 10 dni, ale cały czas podkreślam – w canoe. Uważam, że canoe daje lepsze możliwości ekspedycyjne, ale jest wolniejsze i ma większe opory, więc wpływ na wiatr i szybkość. Na rzekach szybkich może być równe z kajakiem, co potwierdza to legendarny wyścig Yukon River Quest. Zawodnicy w canoe kończą swój rejs około 4 godziny po najszybszych kajakach jedynkach, wiec nie jest źle, godna rywalizacja.
Moja wyprawa miała charakter czysto sportowy .Jako, że mam dwóch synów, moją motywacją było szybko wrócić do domu. Ale też był to dla mnie ostatni dzwonek aby zrobić wyprawę sportową ponieważ wiem, że jestem dobry w pływaniu długodystansowym na canoe a lata płyną jak Amazonka. Z tego powodu postanowiłem właśnie to zrobić w stylu sportowym. Dopłynąłem do Belem 1 września 2015 roku o godzinie 15.26. .
Tym samym kończę z pływaniem na canoe, ten etap mam już za sobą. Kiedyś popłynę z moimi chłopcami po Jukonie aż do Alaski. Teraz skupiam się na biegu. Już jutro, 4 września rozpoczynam swój najdłuższy bieg w życiu- 80 km w stronę Atlantyku aby zakończyć trawers Ameryki Południowej. To ciężkie wyzwanie – gorąco i wilgotno, ale wyzwania muszą być, inaczej świat stanąłby w miejscu. Trzeba napierać. Przepłynięcie Amazonki dedykuję mojemu najmłodszemu synkowi 3 letniemu Leonkowi, aby wiedział, że niemożliwe nie istnieje dopóki nie znajdziemy nowego rozwiązania. Tego nauczyła mnie Amazonka- szukać rozwiązań i napierać. Do końca życia.