Imigranci zdecydują o przyszłości Polski

Polska idzie ścieżką, na którą kilka dekad temu wkroczyły zamożne społeczeństwa państw Europy Zachodniej – wyludnia się. Receptą na ten problem może być osiedlanie się w naszym kraju imigrantów – legalnych, szanujących naszą kulturę oraz wartości, a przede wszystkim chętnych do integracji i uczciwej pracy. Niestety, polityka imigracyjna w naszym kraju praktycznie nie istnieje, bo samo wydawanie wiz i zezwoleń na pracę, takiej polityki nie tworzy. A właśnie taka polityka to klucz do budowania naszej przyszłości. I także potencjalne narzędzie skutecznego budowania wizerunku naszego kraju.

W ubiegłym roku Organizacja Narodów Zjednoczonych oszacowała, że w drugiej połowie stulecia liczba mieszkańców Ziemi sięgnie 10 mld. Jednak przyrost będzie dziełem mieszkańców Azji i Afryki. Europa się wyludnia, a Polsce grozi, że w końcu XXI wieku liczba jej mieszkańców spadnie do 24 mln. Oczywiście, to szacunki nieuwzględniające możliwych kierunków migracji.

Tak, już dziś w Polsce brakuje rąk do pracy, ale dlatego właśnie nasz kraj otworzył się na imigrantów i zachęca do przyjazdu cudzoziemców, przede wszystkim ze Wschodu, ale również z Indii i Filipin – można usłyszeć. Faktycznie, Polska jest tym unijnym krajem, który przyjmuje najwięcej imigrantów. Jednak to, jak jest to prowadzone, niesie ze sobą więcej zagrożeń, niż długofalowych korzyści. Zwraca na to z godnym pochwały uporem uwagę Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Wpuszczamy setki tysięcy imigrantów, bez planu, bez pomysłu na trwałe związanie ich z Polską, a najgorsze, że bez refleksji na temat tego, co się stanie, gdy – odpukać – nasza gospodarka wyhamuje.

Nasuwa się też pytanie, dlaczego nie wykorzystujemy PR-owsko faktu, że żaden z krajów unijnych nie jest tak otwarty na imigrantów, jak Polska? W dobie, gdy wizerunek naszego państwa jest malowany na Zachodzie ciemnymi barwami, trzeba o tym skutecznie przypominać. Oczywiście chodzi o imigrantów legalnych, którzy chcą w Polsce zarabiać lub budować tu swoją przyszłość. Należy zdecydowanie odróżnić ich od tych, którzy szturmują nielegalnie granicę w nadziei, że oni i ich rodziny będą żyły na koszt polskiego państwa. Jeśli ktoś swoją obecność w Polsce zaczyna od przestępstwa, jakim jest nielegalne przekroczenie granicy, to raczej trudno uznać to za dobry prognostyk co do jego przyszłych zachowań i dobrych intencji…

A wracając do imigrantów legalnych: coraz więcej Ukraińców i Białorusinów, którzy pracują w Polsce, to nie sezonowi fizyczni pracownicy. To osoby, które chcą związać z naszym krajem swoją przyszłość. Zdobywać kwalifikacje w polskich firmach, kształcić tu swoje dzieci. Jednym słowem, związać się z Polską i Polakami na dobre i na złe.

To otwarcie powinno być skorelowane z potrzebami – obecnymi i prognozowanymi – poszczególnych sektorów gospodarki i funkcjonowania państwa. Teraz potrzeba budowlańców i sprzedawców, ale już wiadomo, że za kilkanaście lat będzie olbrzymi problem z pielęgniarkami i ratownikami medycznymi. Skoro umożliwiamy cudzoziemcom zza wschodniej granicy studia w Polsce, to kształćmy kadry, których nam będzie brakować. Najlepiej, gdyby było to związane z obowiązkiem przepracowania w Polsce określonego czasu, ale skoro mamy problem z ustanowieniem tego wymogu np. dla polskich studentów medycyny, to co dopiero mówić o obywatelach innych krajów… Jeżeli się otwieramy na imigrantów, to róbmy to mądrze i planowo. Uczmy się na błędach państw „starej Unii”.

Ale nie tylko obywatele państw za naszą wschodnią granicą są potencjalnym źródłem ratowania Polski przed wyludnianiem się. Należy zachęcać do przyjazdu i osiedlania się w Polsce potomków naszych rodaków żyjących w mniej zamożnych krajach. Na przykład Brazylii czy wstrząsanej kolejnymi kryzysami Argentynie. Polonia na całym świecie liczy kilka milionów osób, a państwa Ameryki Łacińskiej są potencjalnym rezerwuarem polonijnej imigracji.

Realizacja tego przedsięwzięcia jest dla bytu przyszłych pokoleń Polaków znacznie ważniejsza, niż wprowadzanie kolejnych świadczeń socjalnych. I jest procesem obliczonym na lata, zatem w naturalny sposób wymagającym konsensusu głównych sił politycznych. Tylko czy ktoś z rządu bądź opozycji wreszcie o tym głośno powie?

Arkadiusz Bińczyk, ekspert medialny i popularyzator historii, współautor książek „Poczet Przedsiębiorców Polskich. Od Piastów do 1939 roku” i „Świat Szlachty Polskiej. Dzieje ludzi i rodzin”.