Nazywam się Joanna i chciałabym opowiedzieć Wam pewną historię. Historię, która sprawiła, że zupełnie zmieniłam spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość.
Codziennie słyszymy w mediach jak to źle dzieje się w naszym kraju. W polskiej służbie zdrowia, w naszym systemie emerytalnym czy w systemie edukacji. Do niedawna przysłuchiwałam się temu z zainteresowaniem. Od dwóch miesięcy, gdy słyszę podobne rewelacje, myślę tylko o tym, jak bardzo nie doceniamy tego, co mamy. Poznałam bowiem ludzi, a zwłaszcza dzieci, które potrafią być wdzięczne za papier, kredki i zeszyty – bo dzięki nim mogą się uczyć. A one bardzo chcą się uczyć – tylko nie zawsze mogą.
Kambodżę zamieszkuje ponad 16 mln mieszkańców. Połowa z nich ma mniej niż 20 lat. Związane jest to z krwawym reżimem Pol Pota, który panował w Kambodży w latach 70-tych ubiegłego wieku. W czasie jego rządów wymordowana została ¼ ludności kraju.
Kambodża to kraj, który podnosi się ze zgliszcz. Kraj, który wie, że podstawą wszelkiego rozwoju jest edukacja. Dlatego wspólnie z różnymi organizacjami (bo sam nie dałby rady) stara się dać dzieciom szansę na lepszy start w dorosłość. Miałam przyjemność obserwować, jak to się dzieje na co dzień, jak wygląda ta praca u podstaw, jak pomoc organizacji, takich jak Save the Children, zmienia codzienność najmłodszych i staje się przepustką do lepszego życia.
W maju wzięłam udział w wyjeździe do Kambodży, zorganizowanym przez IKEA Foundation, w ramach projektu IWitness. To program dla pracowników IKEA, którzy chcą na własne oczy zobaczyć jak wykorzystywane są środki finansowe, pochodzące, w z kampanii społecznych – takich jak „Pluszaki dla Edukacji” i „Jaśniejsza Przyszłość dla Uchodźców” – prowadzonych w naszych sklepach. Bardzo chciałam się o tym przekonać. Rzeczywistość okazała się być bardzo daleka od moich wyobrażeń i utwierdziła mnie w przekonaniu, że moja praca ma ogromny sens.
Wraz z czwórką innych pracowników z Polski, w trakcie kilkudniowej podróży po tym pięknym i wyniszczonym zarazem kraju, mieliśmy okazję odwiedzić wiele szkół, porozmawiać z nauczycielami i uczniami, wejść do klas i zobaczyć w jaki sposób na co dzień wygląda tam nauka. To, co zobaczyłam, całkowicie mnie zaskoczyło.
Zacznę jednak od tego, że zorganizowanie systemu edukacji w tak biednym, silnie doświadczonym przez wojnę kraju, to naprawdę trudne zadanie. Jak wynika z danych Save the Children, edukację w Kambodży zaczyna 96% dzieci, jednak kończy ją mniej niż 50%. Wciąż bowiem praca, która zapewnia byt, jest ważniejsza od zdobywania wiedzy. Potrzebne jest więc ogromne zaangażowanie wielu grup – władz lokalnych, społeczności, nauczycieli i darczyńców, aby możliwa była realna zmiana. Tam gdzie dotarliśmy w ramach wyprawy, ta zmiana już się dokonuje. A podejmowane działania przekładają się na uśmiech dzieci, który w całej tej, zdawać by się mogło beznadziejnej sytuacji, jest bezcenny.
Dzień w kambodżańskiej szkole rozpoczyna się wcześnie rano. Na dziedzińcu szkolnym uczniowie, nauczyciele i dyrekcja gromadzą się, by wziąć udział w apelu. Dzieci docierają do szkół pieszo lub na rowerach, często z bardzo odległych zakątów. Nikt się jednak nie spóźnia, nikt nie marudzi, że musi stać na baczność. Wszystkie dzieci mają uśmiech na twarzy. Cieszą się, że już za chwilę nauczą się nowych rzeczy, że miło, choć pracowicie, spędzą czas.
Dla wielu uczniów szkoła to namiastka lepszego świata – schludne mundurki, murowane ściany, przerwa od pracy. Nie jest ona jednak wyłącznie miejscem, w którym można nauczyć się czytać i pisać. To także przestrzeń, w której dzieci zdobywają wiele innych, cennych umiejętności. Uczą się wzajemnej odpowiedzialności, opiekuńczości, porządku. Pomagają sobie nawzajem. Są jedną, wielką rodziną, w której każdy ma swoje zadanie.
Zdumiał mnie wysoki poziom organizacji wszystkich aspektów związanych z funkcjonowaniem szkoły. Od bramy witali nas chłopcy, którzy przed rozpoczęciem zajęć pilnowali, aby dzieci, przybywające do szkoły na rowerach, równo je parkowały. Inna grupa chłopców i dziewczynek odpowiedzialna była za utrzymanie czystości w toaletach, ucząc tego samego młodszych kolegów i koleżanki. Jeszcze inna dbała o higienę głów – po zajęciach, w wydzielonym miejscu na terenie szkoły, odbywało się bowiem odwszawianie, które przy tak dużym skupisku ludzi, jakim jest społeczność szkolna i wszechobecnej biedzie, braku środków i warunków do dbania o higienę w domu, staje się zjawiskiem powszechnym. Także podczas lekcji dzieci uczyły się nawzajem różnych praktycznych czynności. Przeprowadzały prelekcje i instruktaże dotyczące np. prawidłowego szczotkowania zębów, a w ramach zajęć ruchowych, uczyły się tradycyjnych tańców khmerskich.
Chęć i potrzeba zdobywania wiedzy jest w nich ogromna, dlatego spotykają się po lekcjach i sami organizują sobie zajęcia dodatkowe. Wzajemnie uczą się pisać, czytają wspólnie książki. To fascynujące, że w dzisiejszych czasach – smartfonów, telewizji, internetu – są jeszcze społeczności, które czerpią radość z realnego, namacalnego bycia razem. I absolutnie nie życzę Kambodży źle, ale wiedząc jak te nowinki technologiczne zmieniły naszą rzeczywistość, sądzę, iż to dobrze, że jeszcze nie dotarły tam na szeroką skalę. Zresztą na bardzo wiele terenów nie dotarło tam także wiele innych, bardzo skądinąd potrzebnych rozwiązań, usprawniających codzienne życie – jak systemy zbiórki odpadów, ich sortownie i spalarnie czy chociażby toalety w każdym domu. Ale to temat na zupełnie oddzielną opowieść…
Joanna Markowska – pracuje w IKEA Łódź od pięciu lat. Zajmuje stanowisko managera w dziale sprzedaży. Przez dwa lata pracowała jako Visual Merchandiser, odpowiadając za ekspozycję w sklepie. Ma 13-letnią córkę i 9-letniego syna. Angażuje się w różnorodne akcje pomocowe, m. im. z sukcesem i zaangażowaniem przeprowadzała ubiegłoroczną kampanię „Pluszaki dla Edukacji” w łódzkim sklepie. Lubi wszelkie formy aktywności fizycznej.