Gazeta Wyborcza w obszernym materiale „O godność 250 tys. pracowników ochrony w Polsce” pisze o bardzo niskich wynagrodzeniach w tej branży. Materiał ubarwiony jest dramatyczną i wzruszającą historią szefa „Solidarności” firm ochroniarskich pana Michała Kulczyckiego i opisem strategii walki jego związku zawodowego. W tej walce pan Kulczycki ma wielkiego sojusznika – rząd, zapowiadający wprowadzenie 12 złotowej stawki godzinowej jako minimalnego wynagrodzenia. Działając wspólnie mogą rozwalić branżę i wysłać na bezrobocie kolejne dziesiątki tysięcy ochroniarzy – alarmuje Jerzy Wysocki.
Już w tym roku pracę straciło 40 tysięcy ludzi. Dlaczego? Od początku roku oskładkowane ZUS-em zostały umowy zlecenia czyli typowa forma zatrudniania ochroniarzy. Skutek: kontrakty stały się nierentowne, więc by przetrwać firmy ochroniarskie redukowały zatrudnienie, bo trudno było obniżyć i tak bardzo skromne wynagrodzenia. Każda firma, w warunkach rynkowych, tak by zrobiła.
Ale wyobraźmy sobie szefa firmy ochroniarskiej, wariata lub dobroczyńcę, który już przed lekturą artykułu w niby liberalnej Gazecie Wyborczej, sam z własnej woli podniósł pracownikom wynagrodzenia do 12 zł za godzinę i jeszcze je oskładkował. Jakie szanse ma firma wariata/dobroczyńcy na pozyskanie kontraktu w ramach prawa zamówień publicznych? Żadnych. Wciąż mocno dominującym kryterium wyboru jest oferowana cena, choć ostatnia nowelizacja ustawy dopuszcza bardziej elastyczne kryteria. Urzędnicza inercja i asekuracyjne skłonności powodują, że wciąż łatwej wybierać w oparciu o cenę. Przynajmniej nikt się przyczepi.
Dochodzi więc do paradoksu, że rządowe instytucje (a to dobry i stabilny klient), tak organizują przetarg na ochronę, że same zmuszają firmy do oferowania kwoty kontraktu, która w konsekwencji prowadzi do stawek 7-9 złotych za godzinę. Świeże przykłady: Prokuratura Okręgowa w Warszawie czy Oddział ZUS w Płocku. Czyli jakie są intencje obecnego rządu? 12 zł za godzinę czy byle było tanio.
Pamiętam reportaż z jakiegoś szpitala, gdzie wybrano najtańszą firmę sprzątającą. Do wiadra wody dolewano kilka kropel płynu Ludwik i brud był tak straszny, że jakieś inspekcje musiały interweniować. Ale komisji przetargowej nic nie można zarzucić, działała z troską o finanse szpitala. Warunki sanitarne i zdrowie pacjentów nie były objęte warunkami przetargu.
Po oskładkowaniu umów zleceń i zwolnieniu tysięcy pracowników, wartość rynku szacowanego na 7-8 miliardów zł skurczyła się o prawie miliard – podaje Polska Izba Ochrony i dodaje: – Są to pieniądze od których nie trafiły do budżetu państwa podatki z tytułu VAT, CIT, PIT i składek do ZUS. Zdaniem ekspertów branży, także 500 zł na dziecko skłania do rezygnacji z rzeczywiście nisko płatnej pracy.
Współczując panu Kulczyckiemu, szefowi ochroniarskiej „Solidarności” złych warunków pracy i niskiego uposażenia, współczując ochroniarzom bez kwalifikacji, że pracują za marne pieniądze, życzę jednak im aby możliwość tej pracy jednak mieli. Bo widząc hojność rządu i szumne zapowiedzi poprawy pracowniczego bytu jednego jestem pewien: na zasiłki dla bezrobotnych kasy podatników nie wystarczy.
Czy wtedy Gazeta Wyborcza zamieści wzruszający materiał o ochroniarzu, który stracił pracę, bo jego firmę nie stać było na spełnienie płacowych oczekiwań…. rząd?. Czy zamieści wypowiedź ochroniarza na pytanie, dlaczego już nie pracuje na co prawda marnych, ale warunkach które jednak dobrowolnie i w swoim interesie przyjął?
Źródło: http://wei.org.pl/blogi-wpis/run,godnosc-i-psucie-rynku,page,1,article,2094.html