Nowy rząd to zawsze mnóstwo oczekiwań. Mówi się zwykle o tych największych, najbardziej kosztownych, których realizacja siłą rzeczy musi zabrać sporo czasu. Tymczasem naprawdę długa jest lista spraw do załatwienia, które nie wymagają szukania w dziurawym budżecie kolejnych miliardów. Spraw, które po prostu można załatwić, poprawiając kiepskie prawo. Z globalnego punktu widzenia to małe kwestie, ale dla milionów Polaków – niezwykle ważne. Ostatnio media przypomniały jeden z takich nierozwiązanych dotąd problemów. Chodzi o odpowiedzialność za ukryte wady nieruchomości – przypomina Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
Ten problem może dotknąć każdego i faktycznie słono kosztuje tysiące nabywców mieszkań. Kupujemy własne M – na oko wspaniale się prezentujące. Żeby mieć pewność, bierzemy rzeczoznawcę, który nie stwierdza żadnych wad. Odbieramy klucze, wprowadzamy się… I tu zaczyna się koszmar, zupełnie jak w thrillerach, w których sielankowy nastrój ustępuje miejsca grozie. Okazuje się na przykład, że glazura w łazience pęka i odpada, bowiem budynek ma błędy konstrukcyjne. Nie takie, by kwalifikował się do rozbiórki, lecz poważnie utrudniające życie mieszkańcom.
Cóż nam pozostaje? Możemy wraz z innymi mieszkańcami zrzucić się na naprawę, co może kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych od jednego lokalu. Możemy – jeśli nie mamy co robić z czasem i pieniędzmi – zatrudnić prawnika i wkroczyć na drogę wieloletniego procesu z deweloperem. W dodatku finalnie może się okazać, że proces jest wygrany, ale nie ma chętnego do pokrycia zasądzonej kwoty, bo dewelopera już nie ma. Trzeciego wyjścia nie ma, bowiem polskie prawo nie przewiduje sytuacji, kiedy to wady ukryte wychodzą na jaw po kilku latach od nabycia lokalu. A przecież bardzo wiele wad ujawnia się po dłuższym czasie. Do końca 2014 roku rękojmia za wady ukryte obejmowała zaledwie okres do trzech lat od kupna mieszkania, obecnie jest to pięć lat.
Z drugiej strony można powiedzieć, że brak ograniczenia czasowego odpowiedzialności dewelopera uderzy w branżę, a co za tym idzie – odbije się na cenach mieszkań. Jeśli pięć lat to za krótko, to czy, dajmy na to, piętnaście lat nie będzie okresem zbyt długim?
Sądzę, że nie tędy droga. Wyjściem byłoby zastanowienie się nad obligatoryjnym ubezpieczeniem z tytułu odpowiedzialności za wady ukryte lokalu. Dawałoby to komfort nabywcom mieszkań, a deweloperom pozwoliło uniknąć sytuacji, w której nawet po wyjątkowo długim czasie mogliby zostać obciążeni poważnymi kosztami. Właśnie w ten sposób rozwiązano problem na dojrzałych rynkach, m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii czy we Włoszech. Minusem takiego rozwiązania byłoby z pewnością przerzucenie tego kosztu na kupujących lokale. Czy jednak byłby to koszt bardzo duży? To pytanie do ekspertów.
Koreańskie przysłowie mówi, że nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego kroku. Wielkie zmiany najlepiej zacząć od mniejszych spraw. Ta do tego nadaje się doskonale.
Źródło: http://krzysztofprzybyl.natemat.pl/163547,sprawa-do-zalatwienia-mala-ale-jakze-wazna