To samochodowa podróż szlakiem miejsc wpisanych na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Za kierownicą Tomasz Gorazdowski, reporter radiowej Trójki, który w rozmowie z Raportem CSR odsłania kulisy akcji.
Co to za plan?
Chcę przejechać samochodem z Alaski do Argentyny, czyli z najbardziej wysuniętego punktu na północy Ameryki do maksymalnie oddalonego punktu na południe, drugiego amerykańskiego kontynentu. Być może nawet do przylądka Horn.
Przejadę przez miejsca zagrożone przez cywilizacje, czyli takie, które dziś jeszcze istnieją, ale jutro może już ich nie być. Będę o tym opowiadał w radiu, tak samo jak o ciekawych ludziach, których spotkam, a także o ich kulturze, kuchni i wielu innych.
Nie jest Pan nowicjuszem, nie będzie to Pana pierwsze osiągnięcie?
To nie jest pierwsza taka wyprawa. Cztery lata temu postanowiłem wziąć motocykl i pojechać dookoła świata. Ale nie traktuje tego tak, jak by to było jakieś specjalne osiągnięcie, po prostu mam ciekawość świata i dar przekazywania innym tego, co widzę.
Pewnie dlatego pracuje Pan w radiu?
Tak, radio to miejsce, które umożliwia mi dzielenie się z innymi moimi spostrzeżeniami. To dla mnie bardzo ważne.
Nie jedzie Pan sam…
Nie. W wyprawie bierze też udział operator Olgierd Michalak. Chcę, żeby oprócz dźwięków dla radia powstały też relację filmowe. Moją domeną pozostaje strona audio, on zajmuję się video. No i oczywiście będziemy się zmieniać za kierownicą.
Powodzenie każdej wyprawy w dużej mierze zależy od doświadczenia; jaka była Pana najbardziej trudna i specyficzna wyprawa?
Chyba trudno o bardziej specyficzną i przemawiającą do wyobraźni wyprawę, niż pomysł przejechania globu na motocyklu, z Warszawy do Warszawy.
Pojechaliśmy na wschód i jechaliśmy tyle, ile się dało. Czasem trzeba było zsiąść z motoru; przeprawiać się albo przelecieć samolotem. To było 26 tys. km, cztery miesiące i cztery dni, doświadczenie motocyklowe żadne, różne strefy klimatyczne, drogi…
Ktoś może powiedzieć, że to nic wielkiego, ot tak ktoś wsiada i jedzie…
Wiadomo, każdy może wsiąść w samochód czy na motocykl i pojechać, tyle, że nie każdy wsiada i nie każdy jedzie.
Podróż przez Amerykę Północną nie powinna nastręczać wam zbyt wielu problemów, ale w Ameryce Południowej możecie spodziewać się wszystkiego. Sprawdziliście teren?
Oczywiście, ale wszystkiego i tak nie da się sprawdzić. Wiadomo, że ani ja, ani mój towarzysz nie szukamy guza na siłę, dlatego niektóre miejsca będziemy omijać. Nie da się przewidzieć chociażby strajków czy rozruchów górników w Boliwii. Trzeba mieć uszy i oczy szeroko otwarte, będziemy starali się mądrze reagować na takie sytuacje.
Czego najbardziej obawia się Pan podczas wyprawy?
Nie zakładam takiego scenariusza, ale słyszymy od czasu do czasu o „braku sympatii” do turystów. Miały miejsce zdarzenia, nie do końca wyjaśnione, że polscy turyści znikali w Boliwii. Rejony, w które jedziemy, są przecież mniej lub bardziej cywilizowane, więc może być różnie. Bardziej realne obawy, to awaria samochodu. O ile amerykańskim autem przejedziemy od Alaski po Meksyk, to potem, jeśli coś się zepsuje, nie znajdziemy żadnych zamiennych części.
Będziecie uzbrojeni? W końcu będziecie przemierzać szlaki karteli narkotykowych…
Oczywiście, że nie. Zawsze wydawało mi się, że człowiek, który ma uczucie empatii, potrafi używać rozumu. Jeśli pojawi się potencjalne zagrożenie ze strony tubylców, będziemy starali się zejść takim ludziom z oczu. Musimy szczególnie uważać, bo będziemy jechali samochodem na amerykańskich numerach.
Ale będzie chyba powiewała polska flaga?
Będzie flaga, będą też naklejki sponsorów, ale dla przypadkowego wroga Ameryki np. w Panamie, to może nie wystarczyć. Nie zakładam jakiś złych historii, w końcu ludzie jakoś tamtędy jeżdżą.
Jak długo potrwa Wasza wyprawa?
Trasa, to około 30 tys. kilometrów. Planujemy, że powinny wystarczyć nam trzy miesiące. Oczywiście, można to zrobić szybciej np. ekipa Volkswagena zrobiła to w 18 dni, ale nam nie chodzi o bicie rekordu. Najważniejsze jest to, co zostanie z takiej wyprawy.
Taka wyprawa, to duża operacja logistyczna i na pewno nie odbyłaby się bez pomocy partnerów?
Naszymi sponsorami są firma Kapsch i CX80, pierwsza to lider systemów technologicznych dla transportu, druga to producent preparatów wielofunkcyjnych oraz specjalistycznych smarów.
To dzięki nim i ich wsparciu udało się zorganizować wyprawę, za to należy się uznanie, szczególnie, że połączenie wszystkich dobrych chęci, czyli pieniędzy i biurokracji, to trudny proces. Ale udało się.
Wyprawa ma też drugi cel…
Tak, będę wspierał niewidomych, którzy nie mogą zobaczyć miejsc, jakie obejrzę. Dlatego zbieram pieniądze na projekt charytatywny. Więcej o tej akcji na stronie www wyprawy i na FB.
Relacje w „Trójce” od poniedziałku do czwartku, w „Zapraszamy do Trojki”, po godz. 17.00, a także na profilu FB/trzyameryki.