Michał Fajbusiewicz, autor kultowego telewizyjnego programu „Magazyn kryminalny 997”, dziennikarz telewizyjny, scenarzysta, realizator filmowy, ujawnił swoją drugą, mniej znaną twarz. W symbolicznym znaczeniu można ją zobaczyć na wystawie „Maszyneria” w Muzeum Techniki i Komunikacji w Szczecinie. Chodzi o imponująca kolekcję maszyn do pisania, które zgromadził znany dziennikarz – podkreśla Bogusław Mazur.
Zacznijmy od pytania, co może być ciekawego w oglądaniu maszyn do pisania? Można założyć, że młode pokolenie wie, że są to takie maszyny z klawiszami które należało naciskać, aby na kartce papieru odbijały się litery. Lecz już słysząc o wkręcaniu kartki w wałki, zmianie taśmy czy podwójnej kalce Pokolenie Z mieć problem ze zrozumieniem, o czym mowa. No więc odpowiadając na powyższe pytanie, można odpowiedzieć – w tych maszynach są piękno i historia.
Między czarnym Rheinmetallem a różową Barbie
Zacznijmy od piękna. Michałowi Fajbusiewiczowi udało się zebrać bogatą kolekcję maszyn różnych marek, o nazwach pobudzających wyobraźnię. Słynny Rheinmetall, Diamant, Olivetti, Łucznik, Bing, Stoewer, Mercedes, Underwood, Standard, Corona, Oliympia… Są maszyny do nauki pisania, składane, walizkowe, są też indeksowe, głowicowe, do pisania pismem Braille’a, jest maszyna do stenotypii, czy urządzenie do wypisywania czeków. Jedne ogromne, inne „do ręki”. Są nawet maszyny dla dzieci, z czołową maszyną marki Barbie, w kolorach różowym i błękitnym. Czyli uwzględniając popularność filmu „Barbie”, coś tak na czasie tak dla dorosłych jak i dla dzieci.
Większość tych maszyn została starannie zaprojektowana, aby poza użytecznością, cieszyć też oczy estetyką. Maszyny były użytkowane w biurowych i domowych wnętrzach, wśród mniej czy bardziej ładnych mebli, jedne trafiały do biur a inne do eleganckich domów majętnych ludzi. Toteż kształt liter marek czy ozdoby są często prawdziwym artyzmem.
Maszynistki Churchilla i Hitlera
A teraz historia. Maszyny do pisania widać w wielu filmach fabularnych. Maszynistki, czyli sekretarki biegłe w pisaniu – są narratorkami w takich filmach jak „Czas mroku” o Wilsonie Churchillu czy „Upadek”, traktującym o ostatnich dniach Adolfa Hitlera. Bo maszyny do pisania niemal natychmiast zaczęły służyć urzędnikom, pisarzom, politykom, spiskowcom, żołnierzom, naukowcom, można rzec – wszystkim. Poza biurami, domami i uczelniami, używano ich też w koszarach albo wręcz na zapleczu wojennych frontów.
Godna pożądania Olivetti na szyi Władysława Komara
Maszyny do pisania były też obiektem pożądania i walki politycznej. W PRL brakowało ich tak, jak wielu innych towarów. Pisarz Janusz Głowacki wspominał, jak to potężnej postury mistrz olimpijski w miotaniu kulą Władysław Komar przewoził przez urzędy celne schowane pod płaszczem po dwie maszyny do pisania marki Olivetti, spięte na szyi skórzanym paskiem. Z kolei mój znajomy opowiadał, jak to jeszcze na przełomie PRL i IIIRP, aby kupić bułgarską walizkową maszynę do pisania, musiał uzyskać zezwolenie od milicji a potem ustawić się bladym świtem przed magazynem, w którym te walizeczki sprzedawano. Bo maszyny były narzędziem walki o ludzkie umysły i emocje.
Do piękna i historii można też dodać kamyczek zmiany przyzwyczajeń – osoby którym przyszło przesiąść się z maszyn do pisania na komputery, często musiały zużyć kilka klawiatur zanim nauczyły się naciskać klawisze dużo delikatniej.
Historia ponad 300 maszyn Michała Fajbusiewicza
Sam Michał Fajbusiewicz wspomina, że zaczął kolekcjonować swoje maszyny dość przypadkowo, z czasem zamieniając zainteresowanie, jak to często bywa z kolekcjonerami, w pasję. I dość przypadkowo trafił z nimi do szczecińskiego muzeum. Mówiąc krótko – jego kolekcją jakoś nie było zainteresowane muzeum w rodzinnej Łodzi, za to zainteresowanie wykazało czujne kierownictwo muzeum w Szczecinie.
Dzięki temu na wystawie możemy obejrzeć 43 maszyny ze starannymi opisami filmowych bohaterów, zasadami działania, ukazaniem etapów rozwoju i zmianami w wyglądzie. Ważne dla rodziców – również z maszyną Barbie. Jest to tylko część maszyn, których redaktor Fajbusiewicz zgromadził ponad trzysta (!).
Będąc w Szczecinie, warto zobaczyć „Maszynerię” Fajbusiewicza, podobnie zresztą jak inne, też bardzo ciekawe zbiory Muzeum Techniki i Komunikacji. A może przy okazji pomyśleć, kiedy – bo nie czy, tylko właśnie kiedy – do muzeów trafią obecnie używane komputery.
Bogusław Mazur