Kolejny raz mamy przykład forsowania nieprzemyślanych i nieadekwatnych rozwiązań argumentowanych mocnymi hasłami. W Sejmie procedowany jest projekt ograniczenia sprzedaży i reklamy napojów energetycznych. Wprowadzanie nader restrykcyjnych przepisów uzasadniane jest dobrem dzieci, jednak wydaje się, że są to jedynie populistyczne zabiegi. Warsaw Enterprise Institute stoi na stanowisku, że proponowane ograniczenia są nieproporcjonalne i stanowią kolejny przykład nadregulacji.
Grupa posłów złożyła w Sejmie projekt zmian w ustawie o zdrowiu publicznym. Obejmują one w szczególności znaczące ograniczenie reklamy i promocji napojów energetycznych (wzorowane na regulacji dla piwa oraz produktów tytoniowych, jednak w niektórych obszarach nawet bardziej restrykcyjne) oraz zakaz ich sprzedaży osobom poniżej 18. roku życia i w automatach. Zgodnie z propozycją nie usłyszymy już reklamy w telewizji czy w radiu przed godziną 20.00 ani nie zobaczymy plakatów i billboardów reklamowych. Wprowadzone mają zostać również ograniczenia w samej treści – przekaz nie może być skierowany do dzieci i młodzieży ani wykorzystywać ich wizerunku, zachęcać do nadmiernego spożywania czy sugerować łączenia energetyków z alkoholem.
Niestety projektodawcy zapomnieli o jednej z podstawowych zasad tworzenia prawa – zasadzie proporcjonalności. Wolności i swobody obywatelskie są nadrzędną wartością, którą można ograniczać tylko, jeżeli jest to niezbędne i uzasadnione. Dlatego oceniając regulację, należy przeprowadzić test proporcjonalności obejmujący trzy pytania:
- czy jest ona w stanie doprowadzić do zamierzonych przez ustawodawcę skutków (przydatność normy);
- czy jest ona niezbędna (konieczna) dla ochrony interesu publicznego, z którym jest powiązana (konieczność podjęcia przez ustawodawcę działania);
- czy jej efekty pozostają w proporcji do nałożonych przez nią na obywatela ciężarów lub ograniczeń (proporcjonalność sensu stricto).
Celem proponowanych przepisów jest ograniczenie spożycia napojów energetycznych przez dzieci i młodzież ze względu na wysoką zawartość kofeiny. Warto tu wspomnieć, że zgodnie z badaniami jedynie 8,6 proc. osób poniżej 18. roku życia przekracza dzienne wartości spożycia kofeiny. Przy czym substancja ta znajduje się w wielu produktach, nie tylko w energetykach – ale również w kawie, herbacie, napojach gazowanych czy nawet w czekoladzie. Standardowa zawartość kofeiny w napojach energetycznych to 32 mg na 100 ml, w przypadku kawy wartości te to odpowiednio około 53,88 mg (mielona) i 73,25 mg (rozpuszczalna). Co ciekawe, w tym kontekście 100 ml energetyku zawiera mniej więcej tyle samo tej substancji co pół tabliczki gorzkiej czekolady (ok. 33,5 mg)[3]. Idąc zatem logiką projektodawców, wszystkie wymienione produkty powinny być zakazane poniżej 18. roku życia i należałoby ograniczyć ich reklamę.
Tu pojawia się pytanie, czy ograniczenia są dobrym rozwiązaniem i czy państwo powinno przejmować rolę rodziców i zajmować się wychowywaniem dzieci oraz weryfikowaniem ich nawyków żywieniowych? Czy to nie rodzic powinien troszczyć się o zdrową dietę swojej pociechy i kontrolować ilość, i jakość spożywanych produktów? Rolą państwa nie jest ingerowanie i regulowanie każdej sfery życia obywateli – takie działanie nie jest przejawem troski o dobro publiczne, ale nadregulacją ograniczającą podstawowe prawa i wolności. Zamiast restrykcyjnych zakazów należałoby zadbać o edukację, chociażby umieszczając w podręcznikach do biologii treści dotyczące odpowiedniego odżywiania się i zbilansowanej diety.
Jednocześnie proponowane zmiany uderzają w branżę producentów napojów energetycznych, a tym samym pośrednio w konsumentów tych napojów. Znaczące ograniczenia w promocji produktów nie będą dotyczyły tylko dzieci i młodzieży, ale również grupy docelowej, czyli osób dorosłych. Jest to kolejny cios dla producentów, którzy już zostali objęci tzw. podatkiem cukrowym (również ma zastosowanie do napojów z dodatkiem kofeiny i tauryny). Tym samym państwo ingeruje w rynek, ograniczając części producentom możliwość promocji. Bowiem projekt nie obejmuje napojów naturalnie zawierających kofeinę. Tym samym różnicowane są energetyki i np. napoje na bazie herbaty czy yerba mate, które mogą mieć podobną lub wyższą zawartość tej substancji.
Nie można przy tym zapominać, że kofeina i tauryna są dopuszczonymi składnikami żywności funkcjonalnej. Co więcej, jeżeli są elementem zrównoważonej diety, mogą mieć szereg korzystnych działań takich jak zwiększenie uwagi czy wzrost wytrzymałości. Kluczowym czynnikiem jest zatem umiarkowane spożycie, a nie całkowite wyeliminowanie tych substancji z diety. Natomiast w ramach projektu zakazuje się reklamy łączącej energetyki z nomen omen energią i witalnością, jak również wywołujących skojarzenia z nauką, pracą czy zajęciami sportowymi. Szkoda, że posłowie nie chcą zakazu nazwy „napój energetyczny”, która sama w sobie nawiązuje do oczekiwanych efektów spożycia.
Dodatkowo projekt zawiera szereg rozwiązań, które już zostały przyjęte przez branżę w ramach samoregulacji. Najwięksi polscy producenci w ramach Dobrowolnego Kodeksu Znakowania i Marketingu przestrzegają takich zasad jak: brak sugestii do łączenia energetyków z alkoholem, zamieszczanie zaleceń o umiarkowanym spożyciu, niekierowanie reklamy bezpośrednio do dzieci czy brak degustacji w szkołach.
Planowane przepisy będą jednymi z najrestrykcyjniejszych w Europie. W wielu krajach, takich jak: Niemcy, Wielka Brytania, Czechy, Hiszpania, Portugalia czy Szwecja nie ma zakazu sprzedaży napojów energetycznych dzieciom i młodzieży, a wymogi dotyczące reklamy i marketingu nie obejmują większych ograniczeń niż wspomniana samoregulacja. Co ciekawe, wielkość spożycia wśród młodych osób, zgodnie z raportem przywołanym w uzasadnieniu projektu, różni się pomiędzy wspomnianymi państwami. Można chociażby wskazać na dużo wyższy odsetek konsumpcji napojów energetycznych wśród dzieci i młodzieży w Czechach niż w Niemczech. Pokazuje to, że czynnikiem kluczowym niekoniecznie jest różnica w regulacjach.
Zatem prawdopodobnym skutkiem regulacji nie będzie zmniejszenie spożycia kofeiny przez młodych ludzi, a dodatkowe utrudnienia i koszty dla docelowych konsumentów i przedsiębiorców. Co istotne, znacząca większość producentów i wytwórców napojów energetycznych to polskie firmy, płacące podatki i zatrudniające pracowników w naszym kraju. Wprowadzenie restrykcyjnej regulacji doprowadzi do osłabienia ich pozycji w stosunku do zagranicznych konkurentów, których globalne marki dalej będą reklamowane w zagranicznych mediach, do których dostęp mają również polscy konsumenci. Nie wspominając o nierównym traktowaniu względem producentów napojów naturalnie zawierających kofeinę czy taurynę.
Nie ma zatem wątpliwości, że proponowane przepisy stanowią niepotrzebną i nieuzasadnioną nadregulację, która nie spełnia wymogu proporcjonalności. Jest to kolejna sytuacja, w której państwo wykracza poza swoją rolę i chce nadmiernie ingerować w życie obywateli. Z jednej strony dążenie do ograniczenia spożycia mięsa, posiadanych samochodów i lotów samolotami, z drugiej stygmatyzacja i wykluczenie z przestrzeni publicznej napojów z kofeiną. Czy to nie obywatele powinni świadomie decydować o tym, co jedzą, piją i czym się poruszają?
Źródło: WEI