Cyfryzacja, bezpieczeństwo cyfrowe, zakup cyfrowych technologii. Okazuje się, że pod tymi zimnymi słowami kryją się ciekawe i gorące tematy do pochylenia się nad naszą suwerennością.
Niedawno w Warszawie odbyła się konferencja „Suwerenność cyfrowa – utopia czy realna szansa?”. Trwała trzy godziny. Lecz bez obaw, nie będę przytaczał skomplikowanych wywodów, w które obfitowała. Po to na niej byłem, aby wnioski wyłożyć na stół.
Najpierw jednak anegdota. W książce „Kalendarz i klepsydra” Tadeusz Konwicki opisał, jak to potężny Stanisław Dygat próbował zrzucić wagę. Katował się ostrą dietą, ćwiczeniami i długimi spacerami. Jednak po paru dniach dotarł tylko do sklepu ze słodyczami. Kupił kilo czekolady, kilo orzechów i pożarł to wszystko w krzakach. „Jak zając”. Od tej pory rzucił się na jedzenie. „W ciągu kilkunastu dni odzyskał trzydzieści deka utraconej wagi i przybrał bez wysiłku dalszych dziesięć solidnych kilogramów” – konkludował Konwicki.
I tak jest z suwerennością. Nie da się jej na dłuższą metę udawać
Udawanie szybko kończy się nabyciem kilogramów wagi braku powagi. Co jest kosztowniejsze niż zakup czekolady i orzechów.
Cyfrowa konferencja jest o tyle warta uwagi, że uczestniczyli w niej eksperci i trzech znaczących polityków. Ekspertami byli: dyrektor Piotr Mieczkowski z Fundacji Digital Poland; prezes Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon; prawnik Mariusz Busiło z Kancelarii Bącal, Buciło sp. k.; prof. Maciej Rogalski z Uczelni Łazarskiego; prezes Krzysztof Dyki z ComCERT S.A. W drugiej części spotkania dyskutowali politycy zajmujący się w Sejmie sprawami cyfryzacji: Krzysztof Bosak (Konfederacja), Krzysztof Gawkowski (Lewica) i Grzegorz Napieralski (Koalicja Obywatelska).
Na dokładkę, konferencję zorganizował think tank pod nazwą, a jakże, THINKTANK. Od ponad dekady zajmuje się tematyką transformacji cyfrowej, współpracuje również z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów – departamentem cyfryzacji oraz z Gov.Tech.
Eksperci THINKTANK są też członkami GRAI, czyli grupy roboczej ds. Sztucznej Inteligencji, przy KPRM
Przy okazji warto przypomnieć podstawowy fakt, a mianowicie, że Kolegium ds. Cyberbezpieczeństwa będzie mogło nadać firmie technologicznej status dostawcy wysokiego ryzyka. Jednym z kryteriów branych pod uwagę są kwestie narodowościowe. Oceniane będzie m.in. „prawdopodobieństwo, z jakim dostawca sprzętu lub oprogramowania znajduje się pod kontrolą państwa spoza terytorium Unii Europejskiej lub NATO”. Według ekspertów, może to uderzyć w chińskie korporacje, głównych dostawców infrastruktury dla sieci 5G.
Z gąszczu technologiczno-ekonomiczno-geopolitycznej terminologii można wyłuskać cztery wnioski. Pierwszy jest taki, że przeforsowanie dyskryminacyjnych zapisów spowoduje prawne i ekonomiczne skutki ograniczenia konkurencji wśród dostawców sprzętu sieciowego 5G w Polsce.
Co oznacza większe wydatki operatorów na sprzęt do budowy sieci 5G, a finalnie głębsze sięganie do naszych kieszeni
Drugi – ocena dostawcy sprzętu lub oprogramowania w oparciu o kryterium kraju pochodzenia, wprowadza dyskryminację między producentami, narusza konstytucyjne prawo swobody wyboru dostawcy i jest sprzeczna z zasadami wolnej konkurencji oraz nieskrępowanej działalności gospodarczej.
Trzeci – Polska jako wiarygodny partner inwestycyjny i gospodarczy nie powinien blokować dostępu do rynku telekomunikacyjnego, kierując się przesłankami geopolitycznymi. Czynnikami wyboru powinny być argumenty merytoryczne, a nie kraju pochodzenia dostawcy.
Czwarty i ostatni – wykluczenie z rozwoju polskiej sieci 5G przedsiębiorców telekomunikacyjnych spoza Europy naraża Polskę na konflikt z Chinami, co w obecnej sytuacji gospodarczej może się nam szczególnie mocno odbić czkawką.
Z polityków wystarczy przytoczyć całkiem smaczną opinię choćby Krzysztofa Bosaka. „Jeżeli administracja prowadzi swoje profile na jednej, kluczowej platformie społecznościowej, która w żaden sposób nie respektuje przepisów polskiego prawa, nie spotyka się z polskim rządem ani nie uczestniczy w debacie, to rodzi się pytanie, dlaczego tak jest. Rolą państwa jest dbanie o swoje interesy. Jeżeli nie jesteśmy w stanie wyprodukować sami wszystkiego, to przynajmniej zaopatrywać się u różnych dostawców” – stwierdził. Jego zdaniem,
wprowadzenie przepisów oceniających dostawców sprzętu sieciowego według kryteriów politycznych, a nie kryteriów technicznych, będzie pokazem naszej bezradności
Od siebie dorzucę trzy proste myśli. Pierwsza – z Amerykanami zawarliśmy już wielomiliardowe kontrakty zbrojeniowe, więc nie powinni się zanadto obruszać, jeśli wybierzemy dostawcę wedle kryteriów merytorycznych.
Druga – niektórzy zachodni partnerzy suwerennie i mimo nacisków wuja Sama postawili przy wyborze sprzętu i oprogramowania na jego jakość i bezpieczeństwo, czyli merytoryczność, a nie kryteria narodowościowe.
Trzecia – nauka amerykańska nie przewodzi już światu. Nowy raport National Science Foundation potwierdza, że Chiny wyprzedziły Stany Zjednoczone pod względem kilku kluczowych wskaźników naukowych, w tym ogólnej liczby opublikowanych artykułów i przyznanych patentów. Co oznacza, że ocena merytoryczna nabiera dodatkowego znaczenia.
Sprawa dotyczy czegoś, co na dziesięciolecia określi możliwości gospodarcze Polski
Dlatego nie można udawać suwerenności, tylko ją stosować. Należy unikać pośpiechu, o który łatwo w codziennych decydenckich zawirowaniach, bo ten rodzi roztargnienie. Takie, jakie na przykład wykazał Aleksander Chylak, inny znajomy Konwickiego. Dostawszy polecenie wyprowadzenia psa ochoczo wyszedł, spacerował cierpliwie od drzewa do drzewa, od latarni do latarni, aż po kwadransie uświadomił sobie, że zapomniał zabrać ze sobą psa. Ten spokojnie czekał na niego w domu.
Nie bądźmy jak ci obydwaj, skądinąd sympatyczni i zasłużeni, przyjaciele Konwickiego.