Okazuje się, że bardziej niż interwencjonizmu i rozpasania państwa, nie lubimy prezesów, którzy o państwowe dbają jak o swoje. Mowa oczywiście o zmianach w zarządzie Orlenu i trosce, jaką media otoczyły pracowników spółki, na których czeka kuracja odchudzająca nowego prezesa – komentuje Tomasz Wróblewskki, Ekspert Warsaw Enterprise Institute (WEI).
W zeszłym tygodniu na stanowisko prezesa Orlenu rząd mianował Daniela Obajtka. Minister energii przeprowadził zmianę z charakterystyczną urzędniczą gracją, czyli bez żadnych wyjaśnień, zostawiając nam szerokie pole do spekulacji. No i rozlała się cała cysterna spekulacji. Od politycznych rebusów z cyklu: kto za kim stoi i kogo kryje, przez spekulacje, że prezes Jasiński nie chciał się pozbyć wiceprezesa Kochalskiego, który ponoć miał swój udział w wyprowadzaniu warszawskich kamienic, po plotki, że odmówił budowy elektrowni atomowej. Wariant z elektrownią jest szczególnie zabawny. Projekt szacowany jest na 80 mld złotych co oznaczałoby, że Orlen musiałby przez niemal 10 lat oddawać wszystko co zarobi, nie płacą nic pracownikom.
Wątków w sprawie przybywało z godziny na godzinę. Nad sprawą pani rzecznik, tej, co równie szybko się pojawiła co zniknęła, nie będę się zatrzymywał, bo i tak już od żony usłyszałem, że coś ci faceci za bardzo jej bronią. No to na wszelki wypadek nie bronię, bo i tak już nie ma kogo, ale zaskoczony byłem jak szerokie spektrum najróżniejszych środowisk wyrażało zainteresowanie sprawą. Kolejne wpisy i teksty dziennikarzy na co dzień z paliwami płynnymi mających tyle wspólnego co ich wizyty na stacji benzynowej, uderzały troską o pracowników Orlenu.
No cóż, pewnie mają powody do obaw. Gdziekolwiek pojawiał się prezes Obajtek tam leciały głowy i rosły zyski. Nie wiem, co zrobiłby prywatny właściciel, gdyby przejął Energę, poprzednie miejsce pracy Obajtka, ale pewnie też zacząłby od redukcji etatów i przyglądania się niekorzystnym umowom handlowym.
Prezes uprościł strukturę zarządzania, o 30 proc zmniejszył liczbę odrębnych spółek w ramach grupy, drastycznie zredukował zatrudnienie pionu administracji, zdziesiątkował kadrę dyrektorską ale wzmocnił zatrudnienie w działach odpowiedzialnych za wynik finansowy, czyli sprzedaż i produkcję. Oszczędności szły w miliony ale, co ważniejsze, Energa o 9 proc. zwiększyła produkcje energii elektrycznej a o 5 proc. sprzedaż.
Kolejne źródło oszczędności, to zerwanie niekorzystnych umów z koncernami wiatrowymi. Energa przepłacała jakieś 300 mln rocznie kupując po stałej cenie zielone certyfikaty, które można było kupić na wolnym rynku znacznie taniej. To, oczywiście, nie spodobało się koncernom. Rzecz trafiła do arbitrażu, ale – jak słyszę – firma dogaduje się już z koncernami i na koniec pewnie wyjdzie z tego ze sporymi oszczędnościami. Zysk spółki w 2017 roku był o 7 proc. wyższy niż w 2016 i nic dziwnego, że jej akcje wzrosły o 38 proc. Dziś już nikt nie pyta czy to się podobało pracownikom albo koncernom żerującym na fatalnie podpisanych umowach. Nikt też nie pyta o „bezlitosne metody” Obajtka, który swego czasu zwolnił 1200 osób z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ponad 10 proc. zatrudnionych). Pewnie dlatego, że rolnicy zaczęli wreszcie dostawać na czas należne im pieniądze.
W tym kontekście ubawiła mnie fala szyderczych wpisów o latach, które Obajtek spędził w „ha, ha, ha – Pcimiu”, o umorzonych śledztwach, o jego bliższym i dalszym otoczeniu. Z rozmarzeniem słuchałem jak dwie zawodowe feministki w radio obrzucały błotem młodszą koleżankę – panią rzecznik. Nie słuchałem słów, słuchałem muzyki. Całej symfonii strachu przed nadchodzącymi zmianami. Utratą klawych dyrektorskich stanowisk, rozlazłej struktury, słabej kontroli i dziurawej dyscypliny, w której finałowej kantacie zabrzmią wyniki finansowe. Im mniej nowy prezes stara się być kochany przez pracowników, tym więcej ma mojej sympatii.
Źródło: http://wei.org.pl/blogi-wpis/run,prezesa-kochac-nie-trzeba,page,1,article,2999.html