Słuchając niektórych polityków i publicystów można mieć pewność, że sprawa reprywatyzacji w Warszawie da paliwo wszelkim populistom, zatroskanym krzywdą ludzką socjalistom i innym homo sovieticus. Ale widać, że nie tylko im. Skorzystać może rządząca w Polsce antyliberalna prawica i wszystkie polityczne siły, chcące wylewając dziecko z kąpielą zyskać poklask nieświadomego ludu – komentuje Jerzy Wysocki.
Niedzielne przedpołudnie. Wiceminister Sprawiedliwości Patryk Jaki, znany jest z wytropienia agencji towarzyskiej w mieszkaniu posła konkurencyjnej partii, a ostatnio z ostrych wypowiedzi pod adresem sędzi w tej sprawie. Do programu TVN 24 „Kawa na Ławę” przynosi wykres, a tam słupki obrazujące liczbę aktów reprywatyzacyjnych w minionych latach. Za czasów prezydentury ś.p. Lecha Kaczyńskiego prawie nic, później liczba lawinowo rośnie – pokazuje minister, dając wyraźnie do zrozumienia, że wcale nie o patologię chodzi, lecz sam naganny fakt reprywatyzacji.
Za chwilę w tej samej stacji „Loża prasowa”. Cezary Michalski z Krytyki Politycznej napomyka o „ofiarach reprywatyzacji” – w ustach przedstawiciela tej formacji akurat to nie dziwi. Nie dziwi też jego obrona Piotra Ikonowicza, który pobił kiedyś komornika podczas eksmisji, za co został skazany na więzienie. Agnieszka Romaszewska z TVP reprezentuje dokładnie przeciwny biegun ideowy, ale mówi „ludzie stracili mieszkania” i nie chodzi wcale o przedwojennych właścicieli i ich spadkobierców. O kogo więc chodzi?
Po takich wypowiedziach tylko z niedzielnego południa, mniej zorientowani w temacie mogą odnieść wrażenie, że to nie w 1945 towarzysz Bierut na mocy dekretu dopuścił się pospolitej kradzieży gruntów i kamienic pozbawiając ich właścicieli fundamentalnego prawa własności, tylko że to w niepodległej Polsce dochodzi do jakiś patologii i krzywd.
Pewnie i dochodzi. I to nie tylko w przypadku Chmielnej 70 czy Hożej 25. Pewnie nie wszystkie metody stosowane przez tzw. czyścicieli należały do cywilizowanych, na pewno jacyś biznesmeni wykorzystali bezradność spadkobierców i przy pomocy dobrze widzianych w ratuszu i sądach prawników, zrobili interes życia. Co samo w sobie nie jest naganne, a tym bardziej karalne. A czasami wręcz pożyteczne, jak spojrzymy na pięknie odrestaurowane, nieliczne niestety, warszawskie kamienice.
W mediach i na wiecach dobrze brzmią słowa: mafia, układ, złodzieje. Gorzej już ze wskazaniem, kto jest tym złodziejem, kiedy i co ukradł. Czy to Bierut nakradł czy to teraz kradną. Bardzo aktywny w sprawie reprywatyzacji jest Jan Śpiewak, prezes stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Pokazuje wszystkie źródła patologii warszawskiej reprywatyzacji i mówi wprost o degeneracji całej klasy politycznej, która przez ponad ćwierć wieku nie rozwiązała problemu. Choćby w sposób mocno niedoskonały, jak w przypadku mienia zabużańskiego (20% wartości wypłacane w obligacjach).
Wszystkich polityków, publicystów i wszelkiej maści działaczy społecznych bardzo proszę by zabierając głos w tej sprawie, wskazując w innych i ferując wyroki przypomnieli sobie, czy i co sami zrobili pozytywnego w tej sprawie. I barwnymi przykładami patologii, nie rozmywali pojęcia własności stając się nieświadomie spadkobiercami myśli Bieruta.
Źródło: http://wei.org.pl/blogi-wpis/run,spadkobiercy-bieruta,page,1,article,2230.html