Sadownicy mają powody do niezadowolenia

W ostatnim czasie sadownicy coraz głośniej wyrażają swoje niezadowolenie. Powodów ku temu jest wiele – od skutków klęski urodzaju czy niekorzystnej sytuacji międzynarodowej. Na razie Sejm wstrzymał prace nad niekorzystną dla producentów napojów na bazie owoców zmianą VAT, ale póki projekt nie trafi do kosza, sadownicy nie mogą być spokojni.

W środę, 20.03.2019, rolnicy z AgroUnii w kilku miastach polskich rozdawali mieszkańcom jabłka w torbach z nadrukiem ceny, którą otrzymują w skupie za owoce. W zeszłym roku osiągnęła ona historyczne minimum przez klęskę urodzaju. Zdaniem dr Piotra Gołasy ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, sytuacja producentów owoców rzeczywiście jest bardzo zła, a protesty są jak najbardziej zrozumiałe.

„Poprzedni sezon był niezwykle ciężki dla sadowników. Była wyjątkowo wysoka produkcja i niestety nie została zagospodarowana. Duża część jabłek nie została zebrana, z powodu tak niskiej ceny nie opłacało się ich zbierać. Sadownicy osiągali bardzo niskie dochody, a program rządowy, który wystartował pod koniec sezonu, czyli zakup jabłek przez firmę Eskimos, nie do końca spełnił swoją rolę. Jak mówią doniesienia prasowe, nie wszyscy sadownicy otrzymali pieniądze. Tu jest problem, ale w ogóle jest problem strukturalny. Coraz więcej owoców trafia z krajów spoza Unii, do Polski i do krajów Unii Europejskiej. Cały czas mamy problem embarga rosyjskiego, a tam właśnie trafiała duża cześć produkcji. Jesteśmy odcięci od tego rynku. Inne kraje wchodzą na ten rynek, podnoszą produkcję, a polscy sadownicy mają tutaj duży problem. Do tego nałożyła się zeszłoroczna klęska urodzaju” – tłumaczy dr Gołasa.

Wśród wielu problemów, ekspert wylicza niskie ceny skupu, a także konkurencję na rynkach zagranicznych. Sadownicy muszą radzić sobie z rosnącą presją w eksporcie ze strony wschodzących gospodarek oraz rosyjskim embargo.

„Ceny są na tragicznie niskim poziomie. W poprzednim sezonie jabłko przemysłowe, zdrowe, ładne, było kupowane po 8 groszy za kilogram. Poza klęską urodzaju oczywiście jest problem z możliwością zagospodarowania produkcji. Większość jabłek przemysłowych idzie na sok, nie ma alternatywnych sposobów ich zagospodarowania. Jeśli chodzi o jabłko konsumpcyjne, bo te dwa rodzaje produkcji trzeba rozróżnić, to trafiały one głównie na rynek rosyjski. Szukamy różnych rynków, próbujemy do Egiptu oraz innych państw. To wymaga czasu, to nie jest prosta sprawa. Trzeba mieć odmiany pożądane na tamtych rynkach. Produkcja sadownicza to nie jest taka, że w jednym roku posiejemy, a w drugim roku mamy te odmiany, które chcemy. To proces długotrwały” – dodaje Gołasa.

Równocześnie Ministerstwo Finansów przygotowało nowelizację stawek VAT, które doprowadziłyby do ograniczenia rynku wewnętrznego. Resort chciał, by VAT wzrósł z 5% na 23% dla napojów owocowych o wysokiej zawartości soku. Eksperci i przedstawiciele branży ostrzegali, że przyjęcie takiego rozwiązania zmniejszy zapotrzebowanie na polskie owoce o 150 tys. ton rocznie. Pomysł skrytykował resort rolnictwa i sejmowa Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Mimo to, projekt został skierowany do Sejmu i dopiero tam prace zostały chwilowo wstrzymane. Posłowie zdecydowali o niegłosowaniu nad projektem, ale jego stan nie jest znany. W interesie sadowników jest jego odrzucenie na najbliższym posiedzeniu Izby.

„Przeglądając dane nt. konsumpcji soków, napojów i nektarów, bo to są trzy rodzaje produktów, to mamy największą konsumpcję napojów.  Wprowadzenie większego VAT-u na te napoje spowodowałoby najprawdopodobniej duży odpływ konsumentów w stronę innych napojów, niekoniecznie owocowo-warzywnych” – tłumaczy skutki regulacji dr Gołasa.

Ekspert uważa, że klienci zwróciliby się w kierunku napojów gazowanych, które w większości produkowane są przez zagraniczne koncerny.

„Jeżelibyśmy mieli odpływ konsumentów to zapotrzebowanie na owoce i warzywa byłoby na dużo niższym poziomie. Z wyliczeń różnych organizacji, Instytutu Staszica czy związanych z produkcją to jest kilkaset tysięcy ton zapotrzebowania nie tylko na jabłka, ale też innych owoców i warzyw tego, co mogłoby trafić do przerobienia. To by pogorszyło sytuację sadowników, bo już teraz nie mają gdzie sprzedać, i to już po nieatrakcyjnych cenach” – dodaje.

Do Sejmu należy decyzja, czy zmiany w VAT będą kolejnym zmartwieniem rolników. Już teraz trwają ich protesty, a w roku wyborczym mieszkańcy wsi mogą mieć znaczący wpływ na wyniki głosowania. Najbliższe posiedzenie Sejmu, kiedy posłowie mogą jednoznacznie odciąć się od szkodliwych dla sadowników pomysłów Ministerstwa Finansów odbędzie się w kwietniu.