Marcin Gienieczko w ramach wyprawy Energa Solo Amazon Expedition pokonał w swoim canoe 936 km przez legendarną „czerwoną strefę” Amazonki. Od miejscowości San Francisco poprzez Atalaya do Pucallpy. Ostatni, 530 km odcinek udało się przepłynąć w 7 dni. Więcej o kolejnym etapie spływu canoe w jak zwykle żywiołowej relacji polskiego podróżnika.
Dotarłem do Pucallpy. W ciągu 7 dni pokonałem odcinek 530 km od Atalaya. Dość dobry wynik, tu rzeka była już spokojna. Piotr Chmieliński, w swojej książce napisał, że ten sam odcinek pokonał górskim kajakiem w 12 dni. W sumie, nie to jest najważniejsze. Ważne, żeby nie dać się zabić w czasie tej wyprawy. Przepłynąłem legendarną „czerwoną strefę”. To w tej okolicy, za Atalaya, w 2011 roku zostali zamordowani polscy kajakarze. Miałem duże obawy. Płynąłem blisko, jakieś 5 km od wioski, w której dokonano tej zbrodni. W tym samym roku został postrzelony, ale uratowany kajakarz z RPA, który postanowił solo też przepłynąć Amazonkę. W Pucallpie odwiedziłem kościół, pomodliłem się za dalszą misję. Port w Pucallpie jest dość duży. Wszędzie widać wyrąb lasu, transport drewna. Poznałem Tomasza, Polaka, który tu mieszka i mnie odwiedził w porcie. Pogadaliśmy trochę…
W trakcie tej wyprawy liczy się świt i zmierzch, 10 godzin wiosłowania, 25 minut przerwy miedzy 12:00 a 13:00 mojego czasu. Wysyłam wtedy, z drugiego nadajnika spota, jako potwierdzenie tracka, który leży na pokładzie canoe i co 10 minut przekazuje aktualną lokalizację. Ten drugi spot jest ważniejszy, w przypadku wywrotki na wirze lub na fali, gdyby moje canoe odpłynęło, to spot nadal przekazywałby informację, że wszystko jest „OK”. Track przekazuje hasło „Marcin napieraj”, spot „Amazon Expedition 2015”.
W tej wyprawie z daleka, bo z Cusco wspiera mnie logistycznie Mirosław Rajter. Bliżej jest Gadiel Sanchez Rivera, który z Edy Staffordem przeszedł wzdłuż brzegów Amazonki pieszo – szedł 2 lata. Spotykamy się w wioskach, następna to Contamana. Jego wsparcie i czuje oko będzie mnie obserwować do Francisco de Orellana. Potem wraca do Pucallpy i Limy, do której przyjeżdża ekipa „Discovery” z Edy Starffordem, której będzie asystował.
W trakcie tego odcinka, dziennie pokonywałem 80-90 i 100 km. Jestem bardzo zmęczony. W Pucallpie będę przez 3 noce. Muszę odpocząć, doprowadzić sprzęt i ekwipunek do gotowości, bo czeka mnie morderczy wysiłek: 16 – 17 dni płynięcia do Iquitos, sam w dżungli, w swoim canoe.
Mam problemy z kręgosłupem, dodatkowo moja stopa prawa jest dobita, obtarta i krwawi. W tropiku to ciężka sprawa ją wysuszyć, smaruję trybiotykiem. Na jednej stopie mam gumowca, a na drugiej, lewej mam but do kajakarstwa, w którym cały czas w sumie stopę moczę w wodzie. Musze na noc całą stopę posypywać talkiem, smarować wazeliną, zakładać bandaż, tak żeby rana nie zrobiła się większa. Kiedy Borge Ousland dokonywał trawersu Antarktydy to właśnie rany w stopach uniemożliwiły mu dokończenie wyprawy. Musiał się wycofać. Ja sprawy nie bagatelizuję, więc już teraz dbam o to. Cieszę się, że mam 3 dni odpoczynku, więc mogę stopę trochę ”naprawić”. Muszę pić teraz dużo elektrolitów, bo jest duszno. Sporo się pocę i muszę uzupełniać płyny, nawadniać cały organizm. Generalnie jestem zalany potem. Pot leje się mi cały czas. Na Ene było zimniej, teren górzysty. Tutaj cały czas jest +35 stopni. Jestem też cały pogryziony przez komary. Zażywam leki od malarii. Palce posmarowałem trybiotykiem i spryskałem moje canoe płynem do odkażania. Canoe jest teraz na statku Marynarki Wojennej Peru. Umożliwili mi przechowanie. Generalnie wielu ludzi jest życzliwych, ale największy strach jak do tej pory czułem na rzece Ene, bo i rzeka groźna, potężne wiry i ludzie mało życzliwi. Krzyczeli groźnie, wymachiwali rękoma, a rzeka wąska i szybka. Teraz Ukajali się rozlewa, ale wciąż jestem pod obserwacją spotkanych ludzi. Niektórzy dziwią się, po co to robię…
W nocy śpię zazwyczaj na wyspach, zresztą widzicie to, bo spot jest wysyłany z każdej wyspy. Rzeka zrobiła się szersza, jest wolniejsza, czasami płynie szybko i przy moim wiosłowaniu prędkość wynosi 12, a czasami 6 km/godz. w zależności w jakim znajduje się korycie. Ukajali to legendarna rzeka, wielka i tajemnicza. Płynie przez samo centrum amazońskiej dżungli. Od Iquitos jako takiej dżungli nie będzie. Teraz jestem w samym sercu dżungli i tak będzie aż do Iquitos. Droga tam będzie bardzo długa.
Jak jest w dżungli? Kiedy komary cię zagryzają, kiedy masz piach w oczach, w nosie, w kubkach, w głowie. Chcesz zasnąć i raptownie wchodzi ci szczypawka do ucha. Jedną zdążyłem wyjąć pincetą, to nie jest przyjemne. Walczysz z myślami, czasami jest fajnie, myślę o wszystkim, ale czasami jest tragicznie. Jak pomyślę, że już przepłynąłem tą złą strefę i od Iquitos czekają na mnie piraci, jak mi Piotrek Chmieliński pisze, rozkładam wszędzie pieniądze, sprzęt na wypadek napadu. Mam dużo drogiego sprzętu, trzy super GPS, dwa telefony satelitarne i wiele innych rzeczy potrzebnych do sportowego płynięcia. Ja, jak podkreślam, płynę sportowo, czyli mówiąc krótko na czas. Amazonkę przepłynięto i napisano o niej książkę… ale wiem, że też nie wytrzymam dużego tempa, bo kręgosłup siądzie. Najważniejsze to mieć zdrowie, motywację i szczęście do ludzi.
Projekt Amazonka jest bardzo ciężki, kiedy rozmawiałem z Coline Augustem z Vancouver, który w trzyosobowej załodze pokonał Amazonkę, powiedział, że Amazonka to extreme. Tylko 12 osobom na świecie udało się ją pokonać, ale nikt tego nie dokonał w canoe. Teraz zacznie się coraz ciężej, bo będzie coraz wolniej, ale jak się udało pontonem przepłynąć to i może w canoe? Nie wiem, ale jestem tutaj po to, żeby to sprawdzić.
Plan jest taki, żeby dotrzeć tam, ale kiedy mam jakiś plan nie przedstawiam go bo jestem przesądny, więc tylko mój kartograf Adam Wasilewski, zna mój plan. Płynę sportowo: 100 pociągnięć pagajem, 1 minuta odpoczynku i tak przez 10 godzin non stop… Po pierwsze chcę pokazać moim synom, że można być innym ojcem, nie takim kto pracuje w korporacji i pokazuje się służbowym samochodem na koszt firmy. Po drugie chcę pokazać innym dzieciom, że nie trzeba mieć koneksji, wystarczy entuzjazm i motywacja. Po trzecie, że nie trzeba być prezesem ”Orlenu” i synem prezesa, żeby to robić. Po czwarte, robię to, bo to kocham, robię to żeby nie pokazywać jaki jestem wielki, ale dlatego, że to też esencja mojego życia, jestem tym kim jestem, jeśli przestanę robić, to mnie nie ma. Jeżeli ktoś moje wartości i system myślenia zachwieje, będę walczył do końca. Nikt nie zrozumie, jak przeżywam rozstanie z moimi ukochanym synkami, którzy są na moi canoe wymalowani i są moją największą motywacją. Robię też to dla dzieci z Pomorskiego Hospicjum, żeby pokazać, że można różne trudności przezwyciężyć. Robię to, bo jestem zawodowym podróżnikiem, nie takim, który jeździ z plecakiem po świecie i robi zdjęcia, i czasami przeżyje przygodę. Ten etap mam za sobą, poza tym jestem sportowcem i czuje się nim. Dla mnie ta wyprawa jest czymś innym, ciężką przeprawą, ale mam wsparcie i motywację, bo mam rodzinę, dzieci. Kiedy moja żona pisze do mnie, że chciałaby mieć jeszcze córeczkę, to mnie to jeszcze bardziej motywuje i szybciej płynę… Mam jasny cel i jasne zadanie do wykonania. Nie tylko przepłynięcie Amazonki mnie motywuje, ja się cieszę, że mam tylu ludzi dookoła, którzy mnie wspierają jak Mirka Rajtera, jego rodzinę, Gadiela, Adama Wasilewskiego, Piotra Chmielińskiego, Gosię Sobich, żonę i wielu innych. Ten etap dedykuję mojemu młodszemu synkowi, Leonkowi, z którym zawsze wieczorem oglądamy na youtube regaty żeglarskie.
Chcę też podziękować mojemu głównemu partnerowi, Grupie Energa, której kierownictwo ma podobne wartości motywacyjne do moich i to nas połączyło. Tak samo chcę podziękować Robertowi Kowalczykowi, prezesowi Satfilmu, który jak przystało, konkretnie bez wahania powiedział, że mnie wesprze. Dziękuję. Dziękuję wszystkim tym, którzy mnie wspierali i wspierają. Bądźcie ze mną do końca. Nie tylko na umowie. Dziękuję, że jesteście. Marcin Gienieczko
——-
Podróżnik Marcin Gienieczko dzięki wyprawie Energa Solo Amazon Expedition chce zebrać pieniądze dla dzieci z Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci. „Kochani wspierajcie dzieci, każdy z was może to zrobić. Nie lekceważcie ludzi w potrzebie, zwłaszcza dzieci. Wystarczy wpłacić 30-40 zł.” – zachęca podróżnik. Każdy zainteresowany może wpłacić pieniądze za każdy pokonany przez Gienieczkę 1 km. Więcej szczegółów na stronie: http://www.soloamazon.info/tracking/
Postępy Marcina Gienieczko krok po kroku będzie można śledzić w internecie, na podstawie zapisów GPS, relacji na blogu i na fanpage’u na Facebooku oraz cosobotnich transmisji w radiu Kolor i w programie TVN24 Wstajesz i Weekend.
Więcej o wyprawie Energa Solo Amazon Expedition na stronach:
www.gienieczko.pl
www.soloamazon.info
https://www.facebook.com/SoloAmazonExpedition
https://twitter.com/MGienieczko