Partyjne prawdy o wyborach samorządowych

“Bądź realistą: nie mów prawdy” – przestrzegał Stanisław Jerzy Lec. Oczywiście politycy mówią prawdę, także tę o wynikach wyborów samorządowych. Tyle, że każdy mówi własną. Co jest zgodne ze stwierdzeniem Józefa Piłsudskiego, że „racja jest jak d…, każdy ma swoją” – komentuje Bogusław Mazur, sekretarz redakcji RaportCSR.pl.

Demokracja to niby prosty system – wygrywa ten, kto zdobędzie większość głosów obywateli. W teorii tak, ale okazuje się, że wybory to nie mecz piłkarski, w którym grają dwie drużyny i nawet dziecko wskaże zwycięzcę. Niby już znamy (w ogólnych zarysach, bowiem Państwowa Komisja Wyborcza pracuje sumiennie i niezwykle wolno) wyniki wyborów samorządowych, a spór o to, kto jest zwycięzcą, a kto przegranym trwa.

Po pierwszych danych z niedzielnego wieczoru komentatorzy i politycy opozycji ogłosili, ż PiS, owszem, odniósł zwycięstwo, ale „pyrrusowe”. Cóż, jeśli już sięgamy do bogactwa frazeologii, to sprawdźmy może definicję. Pyrrusowe zwycięstwo nie oznacza zwycięstwa bez możliwości realnego rządzenia, ale zwycięstwo nieopłacalne w stosunku do poniesionych kosztów. Owszem, gdyby PiS odpuściło walkę o sejmiki, rzuciła wszystkie siły na Warszawę i tam wygrała, a w terenie poniosła sromotną klęskę – wówczas można byłoby mówić o pyrrusowym zwycięstwie. Jak widać, do osobliwego słownika nowych znaczeń starych słów, weszło nowe. Dotychczas najbardziej podobało mi się określenie „oportunista” w znaczeniu osoby stawiającej opór. Przyznacie Państwo, że piękne.

Wracając do PiS – można odnieść wrażenie, że w samej partii rozczarowanie jest większe, niż być powinno. Fakt, w metropoliach partia poniosła widoczną porażkę, a już to, co zdarzyło się w Warszawie, jest ogromną klęską. W 2014 r. – jeszcze przed wybuchem afery reprywatyzacyjnej – kandydat PiS nie dość, że wszedł do II tury, to zebrał 40 proc. głosów. Teraz partia rządząca straciła w porównaniu z poprzednimi wyborami 10 proc. Dlaczego? Niechaj PiS analizuje, bo przyczyn jest co najmniej kilka, od stylu uprawiania polityki po błędne przekonanie, że wybory w stolicy wygrają starsi i mniej zamożni mieszkańcy blokowisk.

Jednak sejmiki to zdecydowana wygrana ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego – i tę prawdę podkreślają jego politycy. PiS rządził wcześniej jedynie na Podkarpaciu, teraz wygląda na to, że w 4-5 województwach będzie miał samodzielną większość, a w innych niewykluczone są koalicje. Na przykład z Kukiz’15 lub Bezpartyjnymi Samorządowcami. Tak dobrego wyniku w sejmikach (33 proc.) od wielu lat nie odnotowała żadna partia. PiS zyskał w ciągu czterech lat milion nowych wyborców – i tę prawdę jej politycy też skrzętnie podkreślają. Prawda, można było lepiej, lecz i to, co uzyskano, nie jest złe.

PiS triumfuje w regionach biedniejszych i tradycyjnie prawicowych. Pięćset plus i wyprawka działają. Działa też, jak widać, telewizja publiczna, która w kampanii wspierała obóz rządowy ze wszystkich sił. Tam, gdzie jest chętnie oglądana, telewizyjna prawda przyniosła efekt i na odwrót – w dużych miastach, gdzie niechętny PiS elektorat po prostu TVP nie ogląda albo robi to rzadko, starania włodarzy TVP poszły na marne. Autorami wyborczego sukcesu PiS w sejmikach byli Jarosław Kaczyński, jeżdżący po Polsce mimo zdrowotnych problemów, Mateusz Morawiecki i właśnie Jacek Kurski. Oczywiście, tym bardziej zasadne staje się pytanie o to, czym powinny być media publiczne i czy są one publiczne, czy rządowe. Bo wychodzi na to, że były i są rządowe, tylko teraz widoczniej niż za poprzednich koalicji.

Powody do głoszenia korzystnej dla niej prawdy ma również PO. Platforma nie powiększyła swojego elektoratu w porównaniu z 2014 r., ale też nie odnotowała poważnych strat. Umocniła swoją pozycję lidera w największych miastach. Patrząc na to, jak chaotyczną politykę prowadzi kierownictwo największej partii opozycyjnej, na brak charyzmy jej liderów – trzeba przyznać, że osiągnięto wynik przyzwoity. Przy okazji widać, że korzyści z koalicji z Nowoczesną są równe zeru. Być może gdyby dwie partie startowały oddzielnie, uzyskałyby w sumie więcej.

Największym przegranym wydaje się Polskie Stronnictwo Ludowe. Z 23 proc. w sejmikach spadło do 13. Widać efekt utraty kontroli nad instytucjami w terenie. Skoro pracodawcą teścia/brata/żony w regionalnym oddziale tej czy innej agencji nie jest już PSL tylko PiS, to głosujemy na… Taka jest brutalna prawda. Ludowcy w sejmikach nie mieli tak złego wyniku od dawna, a ponieważ ich wyniki w wyborach samorządowych zawsze były znacznie lepsze, niż w parlamentarnych, więc mają się czego obawiać. Proces upadku PSL może teraz potoczyć się szybko. Ale trzeba wydobywać swoją prawdę, więc pojawiły się głosy, że wyborczy wynik ludowców pokazał, że „udało się zbudować silną i młodą drużynę nowego PSL” oraz że partia sięga po młodszy elektorat. Czyli, prawda, nie jest tak źle.

Podobnie rzecz się ma z SLD i Kukizem’15. Oba ugrupowania ledwie zdołały przekroczyć próg. Wydaje się, że powstały na fali buntu przeciwko duopolowi PO-PiS Kukiz’15 przeżył się jako polityczna siła. Zresztą siła dziwaczna, ni to partia, ni stowarzyszenie, gdzie każdy robi, co chce. I gdzie przywódca dyskredytuje własnych kandydatów, jak zdarzyło się z Markiem Jakubiakiem.Z kolei słabiutki rezultat SLD dowodzi, że archaiczna formuła lewicowej partii, jaką reprezentuje Sojusz, nie budzi zainteresowania Polaków. Lewicę socjalną o konserwatywnym światopoglądzie zagarnął PiS, lewica obyczajowa woli na razie PO, widząc w niej siłę zdolną odsunąć prawicę od władzy.

Ktoś oczywiście powie, że prawda leży pośrodku. To zacytujmy znów Leca: „Prawda leży zazwyczaj pośrodku, najczęściej bez nagrobka”.

Źródło: https://www.wprost.pl/blogi/boguslaw-mazur/10163243/partyjne-prawdy-o-wyborach-samorzadowych.html