Papierowe wpływy

Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”

Media, organizacje konsumenckie i instytucje państwowe słusznie od lat ostrzegają przed zawieraniem umów bez dokładnego ich czytania. W rezultacie bowiem można nie tyle nawet kupić kota w worku, co pójść z torbami. Na przysłowiowe już „zapisy drobnym druczkiem” uczulona jest – i bardzo dobrze – coraz większa liczba konsumentów. Cóż jednak myśleć o sytuacji, w której państwo samo chwyta się krytykowanych metod? – zastanawia się Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.

Ministerstwo Finansów pochwaliło się kilka dni temu, że znowelizowana ustawa o finansach publicznych działa i przynosi budżetowi państwa konkretne pieniądze. Wg stanu na 10 marca na konto resortu wpłynęło ponad 6,6 miliarda złotych. Mówiąc najkrócej, nowe przepisy obligują państwowe jednostki do przekazywania wolnych środków do resortu. Zamiast leżeć w kasie instytucji takiej jak na przykład Polska Akademia Nauk, będą pracowały pod gospodarskim okiem urzędników MF i Banku Gospodarstwa Krajowego.

Wszystko pięknie i racjonalnie, ale jest pewien szkopuł. Coś w rodzaju „zapisu drobnym druczkiem”. Otóż, zgodnie z omawianą ustawą, minister finansów może czasowo wykorzystywać te środki.

Czar pryska, Szanowni Państwo, po przeczytaniu tego zdania. Przestajemy wierzyć w zapewnienia o tym, że resort finansów dba, by instytucje naukowe, kulturalne i szpitale nie marnowały swoich pieniędzy. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że finalnie chodzi o banalną operację łatania dziur w budżecie. Szczególnie, że omawiane przepisy krępują instytucje w swobodnym zarządzaniu swoimi finansami. Przymusowe lokowanie wolnych funduszy na koncie państwowego banku – ni to spółki, ni to urzędu – pozbawia faktycznie te podmioty możliwości prowadzenia własnej gospodarki finansowej. Ale budżetowi państwa daje trochę oddechu.

Polityka budżetowa przypomina łódź z dwiema załogami, wiosłującymi w przeciwne strony. Z jednej strony – stawia się nowe fotoradary i śrubuje kary za wykroczenia drogowe, z drugiej – jak pisałem niedawno – rezygnuje z likwidacji drogiego i uciążliwego dla kierowców manualnego systemu poboru opłat na autostradach. Z jednej strony zwiększa się podatki pośrednie, a z drugiej strony nie wyciąga się wniosków z faktu, że po takich operacjach wpływy podatkowe spadają.

Znamienna jest informacja podana przez „Puls Biznesu”. Zaległości polskich podatników wobec fiskusa wyniosły na koniec 2014 roku 38 miliardów złotych. Czyli mniej więcej sześć razy więcej niż pieniądze zgromadzone w BGK wskutek wejścia w życie znowelizowanej ustawy o finansach publicznych. A w samym tylko 2014 roku zaległości zwiększyły się o 9 miliardów. Warto się zastanowić nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Nie jest nim na pewno opieszałość skarbówki ani brak narzędzi do skutecznego egzekwowania należności podatkowych. Być może – niech wypowiedzą się specjaliści od podatków – jest nim właśnie ustawiczne mnożenie różnorakich danin, spadających przede wszystkim na przedsiębiorców. Skutkiem takiej właśnie polityki mogą być imponujące wpływy z podatków w prognozach, czyli na papierze, olbrzymie kłopoty wielu firm i pustki w państwowej kasie.

Zawsze można zwiększyć podatki i nałożyć rygorystyczne przepisy na kolejne instytucje. Tylko może skończyć się jak w starym dowcipie o koniu, którego właściciel odzwyczajał od jedzenia. Niemal się udało, ale finalnie szkapa zdechła.

Źródło: http://krzysztofprzybyl.natemat.pl/136691,papierowe-wplywy