Niekończąca się opowieść

Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”

Są tematy, do których na tym blogu wracam od lat. Nie dlatego, że te powroty sprawiają mi przyjemność. Wręcz przeciwnie. Niestety, mimo że zmieniają się ministrowie, zmieniają się partie będące u steru władzy, to błędy pozostają te same. Dlatego znów muszę zapytać: dlaczego ratujemy nie polskie, a zagraniczne stocznie? – zastanawia się Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.

Odbudowa polskiej Marynarki Wojennej miała nie tylko służyć wzmocnieniu potencjału zbrojnego naszego kraju, ale również pomóc w odbudowie przemysłu stoczniowego. Gdyńska Stocznia Marynarki Wojennej jak kania dżdżu łaknie intratnych zamówień. Mamy dobrze przygotowane do realizacji zadań zakłady, mamy specjalistów. I nie chodzi o to, by sto procent modernizacji wziąć na własne barki, bo nie jest to możliwe, lecz by współpracować ze światowymi partnerami w takim zakresie, który pozwoli na maksymalne wykorzystanie polskiego potencjału przemysłowego.

Była o tym mowa, gdy niemal dziesięć lat temu planowano kupno wadliwych niemieckich okrętów podwodnych od Grecji. Była mowa i później, kiedy pojawiały się pomysły kupna innego sprzętu, który miał być nawet serwisowany w obcych stoczniach. I, niestety, musi być mowa o tym również dzisiaj, gdy pojawił się pomysł kupna używanych okrętów podwodnych w Szwecji.

Nie jestem specjalistą od uzbrojenia i nie mnie oceniać, czy okręty szwedzkie są odpowiednie dla potrzeb polskiej Marynarki Wojennej, czy nie. Są to, jak donoszą media, trzydziestoletnie jednostki, a ich koszt remontu szacowany jest na co najmniej miliard złotych. Jednostki, o których mowa, zostały wycofane ze służby w Szwecji.

Miliard złotych, a zdaniem niektórych ekspertów nawet dwa razy tyle. Pokaźna suma. Tyle tylko, że zasili ona znajdującą się w poważnych opałach szwedzką stocznię Saab Kockums. Aż do 2030 r. szwedzki rząd nie przewiduje kierowania do zakładu nowych zamówień, zatem potencjalny kontrakt z Polską to dla stoczni dar niebios. Szczególnie, że wedle mediów stocznia ma poważne problemy z płynnością finansową. Zlecenie na modernizację okrętów dla Polski może ją uratować.

A co z polską Stocznią Marynarki Wojennej, która do dzisiaj nie dostała obiecywanych przez decydentów zamówień na okręty ratownicze, fregaty i korwety? Gdyby nawet co czwarta złożona obietnica doczekała się spełnienia, zakład stanąłby na nogi. I, jak widać, nic z tego. Sto procent pieniędzy ma trafić do Szwedów. Pieniędzy, gwoli ścisłości, pochodzących z naszych podatków.

Szwedzki rząd dobrze zadbał o interesy szwedzkiego przemysłu. Nasza polska stocznia znowu może zostać na lodzie. Nie pojmuję, czemu jednym z warunków kontraktu nie jest zlecenie modernizacji (jeżeli nie w całości, to choć w części) gdyńskiemu zakładowi? Żeby oceniać, które okręty warto kupić, trzeba być wybitnym specjalistą. Jednak żeby stwierdzić, iż pieniądze z podatków Polaków powinny napędzać polski przemysł, nie trzeba tytułu profesorskiego. A spowolnienie gospodarcze, które powoli rozciąga się nad całą Europą, to dodatkowy argument, aby dawać zlecenia naszym, polskim zakładom. Cóż, o ożywianiu gospodarki pięknie się mówi, gorzej z praktyką…

Źródło: https://natemat.pl/blogi/krzysztofprzybyl/292381,niekonczaca-sie-opowiesc?_ga=2.243800325.1412990168.1575191115-1901247029.1559563040