Z kłótni o nowe regulacje dotyczące Trybunału Konstytucyjnego większość z nas zapamięta niekoniecznie parlamentarne epitety. A szkoda, bowiem przy okazji całej awantury udało się zwrócić uwagę na pewną kwestię. Kwestię ważną, ale zdumiewająco rzadko dyskutowaną, a mianowicie na to, czy Warszawa powinna się dzielić przywilejami związanymi z jej stołecznością. W odróżnieniu od kilku dużych europejskich państw – z Niemcami na czele – poza stolicą nie ma praktycznie siedzib liczących się instytucji publicznych – konstatuje Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
Oczywiście w dyskusji o tym, czy siedzibę Trybunału należy przenieść poza Warszawę chodziło o politykę, a nie o to, czy najważniejsze państwowe agendy powinny mieć swoje siedziby również poza Warszawą. Niemniej jest to sprawa, nad którą warto rozpocząć publiczną dyskusję.
Przepaść między Warszawą a innymi dużymi metropoliami została w ostatnich kilkunastu latach skutecznie zasypana. Poziom płac w największych polskich miastach jest podobny, a wielkie firmy niekoniecznie lokują swoje siedziby w Warszawie. Potencjał polskich regionów jest ceniony i wykorzystywany przez biznes. Przyznam, że osobiście jest to dla mnie wielka satysfakcja. W konkursie „Teraz Polska” (przypominam, że zgłoszenia do tegorocznej edycji przyjmujemy do 22 stycznia!) godło zdobywają firmy ze wszystkich regionów, jak również wyróżniające się gminy z całego kraju.
Polska nie kończy i nigdy nie kończyła się na Warszawie. Tylko czy to, z czego zdaje sobie sprawę biznes, dostrzegają również politycy?
Zwolennicy, nazwijmy to, centralizmu przytaczają dwa argumenty. Po pierwsze Warszawa z mocy konstytucji jest stolicą Polski, a więc tu muszą mieścić się centralne urzędy. Po drugie – rozproszenie urzędów i instytucji po różnych miastach zwiększy koszty ich funkcjonowania.
Oba argumenty są łatwe do obalenia. Stołeczność Warszawy oznacza, że nasze największe miasto jest z mocy ustawy zasadniczej siedzibą parlamentu, prezydenta i rządu. Ale nie stoi ona na przeszkodzie ulokowaniu poza Warszawą siedzib wybranych państwowych agencji czy urzędów centralnych. Co do drugiego argumentu, byłby on trafny jeszcze kilkanaście lat temu. Lecz dzisiaj, kiedy coraz więcej czynności dokonuje się drogą elektroniczną, jest on mało zasadny.
Za tym, by część instytucji miała siedzibę poza Warszawą, przemawia zaś kilka racjonalnych przesłanek. Po pierwsze, byłby to jeden z mocnych impulsów rozwoju dla metropolii – szczególnie tych, które straciły po 1989 roku na swojej świetności. Eksperci Instytutu Staszica wskazali niedawno Łódź jako przykład metropolii, którą mogłoby ożywić właśnie ulokowanie tam wybranych urzędów centralnych. Drugi argument wiąże się z wyrównaniem szans dla mieszkańców innych regionów. Szef danej instytucji lub urzędu często bywa spoza Warszawy, ale już kadra siłą rzeczy to osoby mieszkające głównie w stolicy – mniejsza, czy od urodzenia, czy od kilku lat. Dlaczego nie dać mieszkańcom innych polskich regionów szans na pracę w centralnych instytucjach naszego państwa?
Zastrzegam – nie chodzi o to, by nagle robić wielką rewolucję i przeprowadzać dziesiątki urzędów do różnych polskich miast. Można by jednak pomyśleć, które agendy z powodzeniem funkcjonowałyby poza stolicą. W przypadku wielu z nich im dalej od ministerstw i Sejmu, tym chyba lepiej…
Źródło: http://krzysztofprzybyl.natemat.pl/167823,nie-przenoscie-nam-stolicy