Nasza historia pełna jest wielkich królów i słynnych hetmanów. Panteon uzupełniają bohaterowie powstań i spisków oraz kilku najwybitniejszych artystów. Dużo rzadziej wspomina się o ludziach pracujących dla Polski na niwie gospodarki. Może dlatego, że realizowali przy okazji własne interesy.
Lukę uzupełnia czwórka autorów – Arkadiusz Bińczyk, Andrzej Krajewski i Wojciech Kwilecki, zdominowana przez Marcina Rosołowskiego. W stulecie niepodległości zaproponowali oni „Poczet przedsiębiorców polskich”, od czasów najdawniejszych po II wojnę światową. Znajdziemy tam postacie z różnych stanów i religii – arystokratów i mieszczan, naukowców i ludzi Kościoła.
Czasem w rolach zgoła nieoczekiwanych – jak Mikołaj Kopernik, teoretyk pieniądza i świetny organizator, czy kanclerz Zamoyski – mniej znany jako twórca gospodarczej potęgi swojego rodu.
Nieprawdziwy jest mit o niemożności szlachty do zajmowania się przemysłem i handlem – dowodzą tego kariery Jana Flemminga, Kazimierza Czartoryskiego czy Michała Ogińskiego. Są patrioci, którzy zamieniają szable na księgi finansowe (Chłapowski, Łubieński, Cegielski).
Stały dopływ do klasy przedsiębiorców zapewniają imigranci, cudzoziemcy z Niemiec i Włoch, którzy polonizują się najpóźniej w drugim i trzecim pokoleniu. Dotyczy to zarówno średniowiecza (Behem, Boner, Fukierowie), jak i XIX w., z takimi postaciami jak Lilpop, Kronenberg, Scheibler czy Wawelberg.
Nie brak na tej liście polskich Żydów. Aż szkoda, że autorzy nie doszli ze swoim pocztem do współczesności, chociaż losy przedsiębiorczych w PR, a potem w III RP, to już całkiem inna historia.