Magdalena Lenda: Międzynarodowy Dzień Małpy zaczął się od żartu

Nosacz sundajski

Pozytywny przekaz w mediach może być bardzo skuteczny w informowaniu o problemach ochrony zwierząt. Dowodzą tego memy z nosaczem sundajskim – mówi dr Magdalena Lenda z Instytutu Ochrony Przyrody PAN.

Skąd się wziął, obchodzony 14 grudnia, Międzynarodowy Dzień Małpy?

Dr Magdalena Lenda

Międzynarodowy Dzień Małpy, „Monkey Day”, jest zupełnie oddolną inicjatywą amatorów – studentów, którzy przez przypadek przekuli żart w międzynarodowe święto. Według tradycji, w tym dniu ludzie powinni albo zachowywać się jak małpy lub inne ssaki naczelne, albo przynajmniej dowiedzieć się o nich czegoś nowego.

Tu ciekawostka: w języku angielskim – z którego wywodzi się nazwa święta – są dwa podstawowe określenia na małpy: „monkey” i „ape”. „Monkey” odnosi się do małp szerokonosych z odkrytego w XVI wieku Nowego Świata. Chodzi na przykład o uakari, małpę z purpurową twarzą, czy maleńką, wielkości dłoni, wyglądającą jak kot, pigmejkę karłowatą. „Monkey” to również małpy koczkodanowate ze Starego Świata, czyli Europy, Afryki i Azji. Tutaj przykładem mogą być nosacz – małpa z wielkim, zwisającym nosem. Albo pawiany, mające futro wszędzie z wyjątkiem twarzy i końca pleców czy makaki, znane z kradzieży jedzenia i aparatów fotograficznych na skale Gibraltaru.

Natomiast „apes” odnosi się do naszych najbliższych krewnych, małp człekokształtnych z rodziny Hominidae, do których należą orangutany, goryle, szympanse i my – Homo sapiens. Wspomniane zwierzęta należą do tego samego rzędu – ssaków naczelnych, Primates. Dzień Małpy obejmuje wszystkie naczelne. Czyli 14 grudnia można się zachowywać jak szympans, nosacz, uakari, wyrak czy lemur. Lecz niekoniecznie jak pawian, z racji jego „stroju”.

Za żartobliwym początkiem święta kryją się poważne sprawy. Jakimi kolorami można narysować obraz ochrony różnych gatunków małp?

Problem ginięcia naszych krewnych staje się w mediach coraz bardziej popularny. I całe szczęście, bo mamy szansę ich uratowania zanim bezpowrotnie wymrą. W przypadku niektórych gatunków, takich jak choćby orangutany, może się to stać jeszcze za naszego życia. Według IUCN 50 proc. ssaków naczelnych jest zagrożonych wyginięciem. Przyczyną zagrożeń oczywiście jest nasza aktywność – wycinka lasów w rejonie występowania naczelnych mająca przeznaczyć tereny pod przemysł czy uprawy palmy olejowej, soi oraz innych roślin użytkowych. Nie jest tajemnicą, że są kraje, w których jada się małpy.

Małpy, pseudomedycyna i słodkie filmiki

Padają one też łupem kłusowników, po czym stają się puchatymi zwierzętami domowymi, trafiają do minizoo, sanktuariów, w których turyści słono płacą za zdjęcia z nimi. Część jest zabijana ponieważ ich części ciała są mitycznym składnikiem pseudomedycznych uzdrawiających specyfików. Przykładem są tu losy nosaczy, na które kłusuje się aby pozyskać z wnętrzności bezoary, czyli kamienie, które powstają z niestrawionych treści pokarmowych. Nosacze są zabijane a bezoary trafiają do tradycyjnych specyfików medycyny naturalnej.

Dzień Małpy jest okazją do przypomnienia w mediach o problemach z przetrwaniem małp i innych ssaków naczelnych. Jest to ważne, ponieważ większość ludzi zna te zwierzęta z telewizji, internetu, gdzie bardzo często wykorzystuje się ich wizerunki w filmach, kreskówkach, reklamach, śmiesznych obrazkach czy słodkich filmikach. Powszechność użycia wizerunków małp i innych popularnych zwierząt w wirtualnej lub telewizyjnej rzeczywistości doprowadziła do tego, że ludzie myślą, iż te zwierzęta są liczne w naturze i wcale nie wymagają ochrony. Ludzie dosłownie mylą populacje wirtualne z rzeczywistymi.

Pani ze swoim zespołem opracowała i zamieściła artykuł w „Conservation Biology”, dotyczący wpływu memów z nosaczem sundajskim na zwiększenie świadomości ludzi o groźbie wyginięcia tego gatunku małp z Borneo. Co skłoniło Panią do zajęcia się takim tematem?

Dokładniej był to artykuł o roli śmiesznych memów w zwróceniu uwagi na prawie nieznany u nas wcześniej gatunek małpy, który żyje na wyspie Borneo, oddalonej o 10 tys. km od Polski.

Czy ktoś widział nosacza na żywo? Nieliczni podróżnicy po Azji powiedzą „tak”. Tymczasem nosacza sundajskiego nie zobaczymy nawet w żadnym z europejskich zoo, ponieważ żadnemu ogrodowi nie udało się długo utrzymać nosaczy przy życiu. Znamy to zwierzę niemal jedynie z internetu oraz mediów a jednak pokochaliśmy je na tyle, że zaczęliśmy się przejmować jego losem. I nawet sporo osób wpłacało pieniądze na jego ochronę.

Nosacz sundajski, czyli Janusz i Grażynka w memach

Podobnie jak z Dniem Małpy, zwrócenie uwagi na nosacze stało się możliwe dzięki satyrycznym żartom z „typowego Polaka”, który oczywiście nie jest tu typowy, chodzi o satyrę na “obciachowe” zachowania. I też upowszechniło się przez przypadek, bo żarty okazały się chwytliwe.

Byłam wielką fanką memów z nosaczami, śmiałam się przy niektórych do łez. Mijały miesiące na oglądaniu scenek z życia „typowego Polaka” – Janusza, Grażynki, Seby i Dżesiki z nosaczem w roli głównej.

Któregoś dnia zauważyłam, że pod obrazkami z śmiesznymi powiedzeniami, które każdy z nas zna z domu, szkoły czy od sąsiadów, ludzie wymieniali się informacjami o biologii nosacza sundajskiego. Było o tym, że żyje na Borneo, że zagraża mu wycinanie lasów deszczowych, bo nosacz mieszka w koronach drzew. W czasie największej popularności, w 2018 i 2019 roku, wszystkie strony pokazujące memy z nosaczami miały widownię około miliona internautów. Postanowiłam opisać mechanizm, jak śmieszne memy uczyniły wcześniej nieznanego u nas nosacza sławniejszym od wszystkich innych ssaków naczelnych, prócz ludzi.

Czy memy i podobne, tworzone oddolnie lekkie formy przekazu, docierają do świadomości bardziej skutecznie niż „smutne” i tworzone odgórnie?

Jestem naukowcem i aby stwierdzić, że coś działa bardziej lub mniej, musiałabym znaleźć na to wyniki badań marketingowych lub z ekonomii behawioralnej. Mogę jedynie powiedzieć, że żartobliwa forma przekazu, według starej sheakspearowskiej zasady „bawiąc uczyć”, pozwala dotrzeć tam, gdzie poważne i smutne treści nie są chętnie przyjmowane.

Wolimy otrzymywać informacje niosące dobre emocje

Nasze nowsze, jeszcze niepublikowane badania pokazują, że memy były często jedynym, acz skutecznym źródłem wiedzy o biologii nosacza, zwłaszcza dla bardzo młodych lub słabo wykształconych ludzi.

Otaczają nas poważne obrazy, informacje. Coś pokazane w humorystyczny sposób jest miłą odmianą, wywołuje pozytywne emocje, stąd popularność tego typu przekazu.

Najnowsze badania amerykańskich naukowców pokazują, że smutny czy drastyczny przekaz w akcjach charytatywnych może już nie działać tak skutecznie jak pozytywny, ponieważ w reakcji na smutny, używany od dziesięcioleci w mediach, ludzie nauczyli się odwracać wzrok.

Dostrzega Pani konkretne skutki popularyzacji sprawy ochrony zagrożonych gatunków w lekkiej formule?

Strony na Facebooku, które udostępniały memy z nosaczami, organizowały oddolne, amatorskie zbiórki pieniędzy na ratowanie nosaczy. Wielu ludzi przejęło się tym, że ich ulubiony bohater, nosacz, ma problemy z przeżyciem na Borneo i wpłacało pieniądze na charytatywny cel. Również wielu ludzi interesowało się akcją, jednak nie ufali, gdzie ich środki zostaną przekazane.

Amatorskie zbiórki pieniędzy nie mają mechanizmu rozliczeń, nie są kontrolowane ani transparentne, więc nieufność jest tu wskazana. Lecz z drugiej strony na przykład firma Xiaomi zaadoptowała nosacza na stronie WWF, czyli wpłaca pieniądze na jego ochronę. Te same, amatorskie strony z memami na Facebooku sprzedawały setki gadżetów z wizerunkiem nosaczy. Były podkoszulki, bluzy, torby, kubki a nawet maseczki. Na Allegro tego typu rzeczy wciąż cieszą się popularnością a środki z takiej sprzedaży trafiają na prywatne konta.

Szkoda, że popularności nosacza nie podchwyciła, z tego co mi wiadomo, żadna działająca w Polsce profesjonalna organizacja zajmująca się ochroną przyrody i że sama nie wypuściła gadżetów tego typu. Podobnie mogłaby zresztą zrobić z myszojeleniem.

Na ile wnioski płynące z opublikowanego w „Conservation Biology” artykułu są uniwersalne? Puchate foczki z wielkimi oczami budzą tkliwe uczucia i bez memów, a co z ropuchami czy hienami?

Patrząc na to co się stało z popularnością nosacza, jednego z najbrzydszych gatunków na świecie według rankingów BBC, a także na to jacy twórcy internetowi zostali wypromowani – na przykład Gracjan Roztocki i wielu innych, nietypowych, wydaje mi się, że można wszystko uczynić popularnym. Humor jest skuteczny w przypadku gatunków, które nigdy nie zyskają sympatii jako słodkie puchate, podobne do noworodków.

Nawet nielubiane zwierzęta można pokazywać jako sympatyczne

Są też techniki wywołujące sympatię nawet dla nielubianych lub brzydkich gatunków. Wielokrotne pokazywanie ich pozwala na oswojenie się z wizerunkiem. Brak urody przestaje przeszkadzać, a wygląd staje się znany. Drugą techniką to wykorzystywanie w fotografii zbliżeń na głowę. Zwierzęta którym wykona się zdjęcia portretowe i tak przedstawi oceniającym, nabierają w ocenie ludzi antropomorficznych, ludzkich cech.

Pani ma doświadczenia wyniesione z pracy na Uniwersytecie w Queensland w Australii. Czy Australijczycy, a może szerzej – Anglosasi, mają własny styl informowania społeczeństwa o kwestiach związanych z ochroną środowiska naturalnego?

Wydaje mi się, że mniej straszą a bardziej informują, w tym o możliwych rozwiązaniach, które każdy może zastosować w domu czy podczas podróży, żeby przyczynić się do ochrony przyrody.

Kadr z filmu”There’s a Rang Tan in my bedroom”. Źródło: You Tube

Co możemy zrobić dla małp i innych ssaków naczelnych? Kilka lat temu w Australii, ale też w wielu krajach, był emitowany przejmujący film animowany, pokazujący młodego orangutana, małpie dziecko, który pojawił się w pokoju dziewczynki, niszczy jej zabawki, czekoladę, szampon. Ją to złości i nie wie, co ma teraz zrobić. Zanim wyprasza orangutana z pokoju, pyta dlaczego do niej przyszedł. On na to, że ludzie zniszczyli jego dom, który był lasem, żeby wyprodukować dla siebie zabawki, czekoladę i szampony. Zabrali mu mamę, wycięli las i posadzili palmę olejową. Czuje się samotny, bezdomny i myślał, że mógłby zamieszkać w pokoju u dziewczynki.

A co my sami możemy zrobić z okazji Międzynarodowego Dnia Małpy?

Z tej okazji możemy zacząć na co dzień unikać oleju palmowego, z wyjątkiem pochodzącego z certyfikowanych plantacji. Możemy unikać udostępniania i lajkowania słodkich filmów, w których naczelne żyją w niewoli jako zwierzęta domowe. Nasze kliknięcia, lajki i udostępnianie generują dochód dla ludzi którzy takie filmiki nagrywają i trzymają naczelne w niewoli.

Podobnie rzecz ma się z różnymi sanktuariami dla „ratowania” naczelnych, w których można sobie zrobić zdjęcia z małpkami, poprzytulać je. Pochodzenie takich zwierząt może być różne. Część rzeczywiście pewnie była ranna i trafiła do odratowania, ale część może być nielegalnie łapana, dla zysku z turystów, którzy zapłacą za wstęp do sanktuarium oraz zdjęcia.

Rozmawiał: Bogusław Mazur

Magdalena Lenda jest adiunktem w Instytucie Ochrony Przyrody PAN w Krakowie. Uzyskała stopień doktora biologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i odbyła dwuletni staż podoktorski w ARC Centre of Excellence for Environmental Decisions na University of Queensland w Australii. W swoich obecnych badaniach łączy nauki społeczne z ochroną przyrody.

Artykuł „Effects of amusing memes on concern for unappealing species” został opublikowany w „Conservation Biology” 29 kwietnia 2000 r. W badaniach wzięli udział również dr hab. Piotr Skórka (IOP PAN), dr Błażej Mazur (UE Kraków), prof. Piotr Tryjanowski (UP Poznań), dr hab. Dawid Moroń (ISEZ PAN) oraz badacze z Univerity of Queensland (Erik Meijaard, Hugh Possingham, Kerrie A. Wilson) i Cambridge (William Sutherland).