Ostatni argument zwolenników tak zwanych „czystych technologii węglowych” poszedł do lamusa: Chiny ogłosiły, że zamierzają przestawić swoją energetykę na tory niskoemisyjne. Do tej pory słyszeliśmy, że całkowite odejście od węgla nie ma sensu, bowiem wielkie azjatyckie państwa i tak pozostaną na wieki przy węglu i w ten sposób ich koszty wytwarzania będą niższe (wychodząc z założenia, że węgiel jest tanią energią) Tymczasem w najbliższej przyszłości to węglowa energetyka stanie się kosztowną kulą u nogi każdego przemysłu, co zaczynają rozumieć najwięksi gospodarczy gracze na świecie. Dobrze, że przynajmniej niektóre polskie firmy podjęły wyzwania nowych czasów i uznały, że zeroemisyjność w roku 2050 to cel, który musi być osiągnięty, choć polski rząd jeszcze tego oficjalnie nie zadeklarował.
Pobawmy się przez moment w historię alternatywną. Gdyby… Gdyby już około 2013-2014 roku polscy politycy z głównych nurtów uznali, że nie ma sensu dłużej udawać, iż nic się nie zmieni. Gdyby już wtedy nakreślili i konsekwentnie realizowali plan odejścia od węgla w kierunku nowoczesnych, bezpiecznych dla środowiska technologii. Gdyby zaczął to poprzedni rząd, a finalizował obecny – jako, że kwestia jest związana nie z polityką, a z narodowym interesem. Gdyby tak się stało, to dzisiaj mielibyśmy znacznie mniej i problemów, i kosztów.
Tymczasem wchodzimy, jako kraj, nieprzygotowani do wyzwań Europejskiego Zielonego Ładu, który jest obecnie absolutnym priorytetem Unii Europejskiej na kolejne lata. Wiem to doskonale jako ekspert Komisji Europejskiej ds. klastrów, które to zostały przez Unię „obarczone” rolą „agentów zielonej zmiany” w małych i średnich przedsiębiorstwach. Rola klastrów to łączenie nauki oraz dużych, wiodących w zielonej zmianie przedsiębiorstw z małymi i średnimi, ale żeby przedsięwzięcie się powiodło „duzi” muszą mieć potencjał do przewodzenia tej zmianie.
A jednym z podstawowych problemów jest to, że polscy liderzy rynku energetycznego – z pewnymi wyjątkami, o których zaraz – nie mają potencjału , na niezbędne innowacje dla dokonania energetycznej rewolucji. Dokonania jej w krótkim czasie, bo do roku 2030 mamy już pierwszy ważny w próg w drodze do zeroemisyjności, a do 2050 (tzw. roku „zero”) pozostało także niewiele czasu. Koncerny energetyczne nie mają pieniędzy, bowiem przez ostatnie lata musiały się zrzucać na podtrzymywanie przy życiu sektora węglowego.
Jesteśmy dzisiaj w sytuacji, w której trzeba zapytać, kto konkretnie weźmie na swoje barki ciężar energetycznej rewolucji nad Wisłą? W moim przekonaniu jest tylko trzech kandydatów, na tyle stabilnych, na tyle doświadczonych i wyspecjalizowanych w różnych obszarach energetyki by podołać temu wyzwaniu. To Orlen, Lotos i PGNiG. Nawet jednak tak duże (na skalę Polski) podmioty nie są w stanie zrealizować tego zadania indywidualnie, muszą połączyć siły i to najlepiej w postaci jednolitego holdingu. Orlen, który ma być naturalnym liderem koncernu multienergetycznego, rozsądnie gromadził aktywa, emitując m.in. zielone obligacje. Połączone grupy będą dysponować odpowiednim doświadczeniem w zakresie inwestycji w OZE (m.in. morską energetykę wiatrową), technologie wodorowe i gaz. Dla koncernu multienergetycznego nie ma alternatywy. Pytanie, jak szybko on powstanie i na ile na jego finalny kształt wpływ będą mieli eksperci, nie politycy. Bo politycy aż palą się do recenzowania, doradzania, zwłaszcza krytykowania. Nie zawsze z sensem. Tymczasem projekt połaczenia, zarówno pod względem kształtu jak i czasu jego realizacji powinien być jak najmniej skażony polityką, a maksymalnie oddany w ręce menagerów i ekspertów.
Po co ten skomplikowany proces, ogromne wydatki, szybkie tempo zmian? Jeśli kogoś nie przekonuje argument, że po prostu dla zdrowia naszego i naszych potomnych, to niech policzy sobie pieniądze. Z roku na rok ceny uprawnień do emisji CO2 będą coraz wyższe, a już teraz są na wysokim poziomie. Energetyka węglowa – zanim zostanie całkowicie zakazana – będzie o dziwo, rozwiązaniem dla bogatych.
Energetyczna rewolucja w Polsce, której koniecznym elementem jest budowa koncernu multienergetycznego i realizacja strategii niskoemisyjnej po to się mianowicie odbywa, by kupno energii nie było dla Polaków luksusem, a polskie firmy zachowały konkurencyjność, dzięki niskim kosztom energii. Jeśli tak się nie stanie koszty energii po prostu naszą gospodarkę zabiją. Od Chin zacząłem i na Chinach skończę: deklaracja odwrotu od węgla spowodowana jest przez chińskie władze nie nagłą miłością do ekologii, ale realną groźbą wprowadzenia w ciągu kilku dekad tzw. carbon tax, którym będą obłożone produkty wytworzone w państwach pozostających przy wysokoemisyjnej energetyce.
Skoro nawet Chin na to nie stać, to czy stać Polskę?
Krzysztof Krystowski
Prezes Związku Pracodawców Klastry Polskie, organizator konferencji “Europejski Zielony Ład i jego konsekwencje dla polskiej gospodarki. Wyzwania dla innowacji, energetyki oraz klastrów”, której partnerem był Polski Koncern Naftowy Orlen S.A.