Od czasu pyrrusowego zwycięstwa Romana Kluski z fiskusem o przypadkach nadużyć urzędników – nie tylko skarbowych – wobec przedsiębiorców pisze i mówi się coraz śmielej. Ukoronowaniem tego procesu był wstrząsający film „Układ zamknięty”. Urzędnicy walczą, nie tylko z biznesmenami, lecz, z sobie tylko wiadomych powodów, również lekarzami – dziwi się Juliusz Bolek, Przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu.
Na ekrany wszedł film „Bogowie” o profesorze Zbigniewie Relidze, a na księgarskich półkach pojawiła się biografia wielkiego lekarza, który w zakresie polskiej kardiologii stał się ikoną. Jego działalność polityczna można uznać, za dyskusyjną, jednak jest on przykładem tego, że nawet w przaśnej Polsce Ludowej można było dokonywać w medycynie rzeczy, które wydawały się niemożliwe, i już wówczas miał przeciwników byli nimi urzędnicy, którzy rzucali kłody pod nogi.
Dzisiaj mówi się o szansach, które stoją przed polską medycyną, o wspieraniu młodych, zdolnych, o szukaniu środków na rozwój placówek, które mogą być wizytówkami Polski za granicą. „Słowa, słowa, słowa”. Praktyka wygląda zupełnie inaczej. Osoby i placówki, które mają wszelkie podstawy ku temu, by być wizytówkami naszej medycyny i w ogóle naszego kraju za granicą, mają podcinane skrzydła. Lista przykładów jest długa i wyjątkowo smutna, a świadczy o krótkowzroczności, małostkowości, (a może i bezmyślności?) decydentów i urzędników, którym powierzono zarządzanie polską służbą zdrowia.
Przykłady? Proszę bardzo. Światowej sławy okulista profesor Jerzy Szaflik, usunięty przez niezatapialnego ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza ze stanowiska konsultanta krajowego ds. okulistyki – mimo głośnych i licznych protestów środowiska lekarskiego. Profesora, jak donosiły media, zastąpił znajomy pana ministra. Przykład kolejny – Centrum Onkologii w Bydgoszczy, rozwinięte do poziomu jednej z najlepszych polskich klinik onkologicznych przez profesora Zbigniewa Pawłowicza, notabene senatora Platformy Obywatelskiej. Okazuje się, że nawet mandat senatora miłościwie panującej partii nie ratuje przed kopaniem dołków, zawiścią środowiska i chęcią pokazania przez resort, kto tu rządzi. Profesor przegrał z biurokracją.
Tajemnicą poliszynela jest również upodobanie, z jakim ludzie ministra zdrowia szukają „czegoś” na profesora Mariana Zembalę, dyrektora Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Nieprzypadkowo również – i również nie jest to tajemnica dla środowiska – po mediach chodzą osoby, którym przeszkadza, że Światowe Centrum Słuchu w Kajetanach nie kupuje sprzętu medycznego od tych firm, od których powinno.
Państwowi urzędnicy robią wiele, by pokazać lekarzom, którzy tworzą autorskie projekty, że ponad przeciętność, to jest ponad urzędnika, wyrastać nie należy, na tym, niestety, polega słynne już „państwo w państwie”. Premier Ewa Kopacz wywodzi się ze środowiska lekarskiego. Chciałoby się powiedzieć: na szczęście, albowiem chciałbym, aby w ramach zapowiedzianego przez nią „nowego otwarcia” znalazło się miejsce dla wnikliwego przyjrzenia się praktykom, które jako żywo przypominają opowieści o fiskusie i przedsiębiorcach. Z tą różnicą, że i po jednej, i po drugiej stronie są w tym przypadku podmioty publiczne – co szkodzi wszystkim nam, nie tylko potencjalnym pacjentom.