Juliusz Bolek: Banki, które natarczywie się reklamują, są przereklamowane

Miałem przyjemność, przez chwilę, być oddelegowany, przez radę nadzorczą, do pełnienia funkcji członka zarządu pewnej spółdzielni. Okazało się to zarówno ciekawym doświadczeniem jak i wyzwaniem – opowiada Juliusz Bolek, Przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu.

 

Chwila, co nie było zapowiadane, przedłużyła się do trzech miesięcy, a to już jest pewien czas, pozwalający nie tylko przyjrzeć się organizacji, ale również dokonać pewnych analiz. Ich wynik skłonił, tymczasowy zarząd, do podjęcia działań, zmierzających do zmian kontrahentów oraz usług. W ich wyniku dokonano oszczędności, które, w skali roku, wynoszą około 150 tysięcy złotych. Dużo? Mało? Zawsze lepiej mieć niż nie mieć. W skali 10 lat jest to prosta oszczędność w wysokości półtora miliona złotych. Dla tej spółdzielni to istotne.

Pierwszym krokiem do oszczędności była weryfikacja umów z podwykonawcami. Okazało się, że stawki w zaskakujący sposób odbiegają od rynkowych. Inne oszczędności pojawiły się w wyniku negocjacji z dostawcami energii. Jeszcze inne z przypomnieniem najemcom obowiązków, z których się nie wywiązywali.

W spółdzielni udało się także zwiększyć przychody, między innymi dzięki wynajmie powierzchni użytkowych oraz zmianie banków, w których były założone lokaty. Sprawa z bankami okazała się najzabawniejszą przygodą.

Spółdzielnia miała założone konta w trzech bankach komercyjnych, z pierwszej dziesiątki, pod względem wielkości, w tym jednym, który wyspecjalizował się w obsługiwaniu spółdzielni mieszkaniowych. Tak przynajmniej twierdził dział księgowości oraz pracownicy tego banku. Współpraca z tą instytucją finansową nie potwierdziła deklaracji. Jeszcze gorzej było z drugim bankiem komercyjnym, w którym wszystko miało być cudowne, ponieważ elektroniczne. Niestety 6 godzin to za mało, aby się tam można było zalogować, nawet jeśli korzystało się z wykwalifikowanego informatyka i wsparcia służb technicznych banku. Ten czas pozwolił jednak na podjęcie decyzji o rezygnacji z usług tej jakże mocno reklamującej się w telewizji instytucji finansowej. Nie miałem aż tyle czasu, ani cierpliwości, no i przyznam, że rozrywka była nędzna.

Jako zarząd, zleciliśmy zebranie ofert od instytucji finansowych, które mogą obsługiwać spółdzielnię. Poprosiliśmy, aby oprócz dziesięciu najbardziej znanych banków komercyjnych, sprawdzić też inne banki, w tym banki spółdzielcze i spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe. Okazało się to, co wiedziałem od początku. Banki, które natarczywie się reklamują, są przereklamowane. Mają kiepskie oferty, ponieważ muszą mieć zamiast pieniędzy dla klientów duże środki przeznaczyć na reklamę. Ponadto, ponieważ są komercyjne, muszą również wygospodarować znaczące, możliwie jak największe, zyski dla akcjonariuszy. Instytucje mniej znane miały dużo korzystniejsze propozycje lokat. Różnica w oprocentowaniu wyniosła 1.5 % w skali roku, na niekorzyść ofert banków komercyjnych. Tak na prawdę, na niekorzyść spółdzielni. Niby nic, ale jednak znów dla organizacji oznaczało to dodatkowe przychody w wysokości kilkunastu tysięcy złotych.

I taka jest geneza powstania „Analizy ofert finansowych dla spółdzielni mieszkaniowych i wspólnot” przygotowana przez Instytut Biznesu. Z jej szczegółami można się zapoznać pod adresem http://www.instytutbiznesu.com.pl/skok_oferta_analiza_ib/ . Cóż, pokazuje ona, że banki spółdzielcze i spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe są godne zainteresowania, a zwłaszcza Kasa Stefczyka, SKOK Wołomin i Podkarpacki Bank Spółdzielczy, które jak się okazało naprawdę zabiegają o spółdzielnie mieszkaniowe i wspólnoty, a jest o co bo to około 120 tysięcy podmiotów!

Źródło: http://blogi.polskatimes.pl/zyskiistraty