Okazuje się, że kampanię wyborczą można robić także na…. walce z wiatrakami. Prawo i Sprawiedliwość zabiega aby wiatraki oddalone były od zabudowań o trzy kilometry. Dlaczego? – Nie chcę aby któregoś dnia śmigło wielkości autobusu spadło mi na głowę – argumentuje posłanka Anna Zalewska. Latające skrzydła zagrażają mieszkańcom Świdnicy i okolic, gdzie posłanka organizuje społeczny protest, strasząc nawet podwyżkami cen prądu – możemy przeczytać w najnowszym komentarzu Jerzego Wysockiego.
Obecnie wiatraki muszą być oddalone od zabudowań o 500 metrów, pozwolenie na ich budowę wydaje gmina na podstawie przepisów o ochronie środowiska i planowania przestrzennego. Znając polskie realia przepisów jest i tak za dużo i są rygorystyczne. Politycy (nie tylko z PiS) chcą oddalić wiatraki o trzy kilometry a decyzje o ich budowie przenieść z gminy do województwa, gdzie urzędnikom do lokalnych realiów dużo dalej niż trzy kilometry. A więc nie w Świdnicy ale we Wrocławiu rozpatrywana będzie kwestia latających skrzydeł i lokalnych lęków.
Polska nie ma spójnej polityki energetycznej, choć u polityków widać olbrzymi zapał do tego tematu. Gaz łupkowy, atom, tradycyjny węgiel, energia odnawialna – wszystko jest przez jakiś czas priorytetem i wywołuje entuzjazm. Ciągłe zmiany nastrojów wokół budowy bloków energetycznych w Opolu. Rura z rosyjskim gazem na dnie Bałtyku: międzynarodowy skandal, rura pod polską ziemią: skandal geopolityczny. Zmienne nastroje wokół zagranicznych inwestycji w Polsce, kontrowersje wokół zagranicznej ekspansji polskich firm.