Marcin Gienieczko osiągnął kolejny sukces – dopłynął do peruwiańskiego portu w Iquitos, na Amazonce. W ramach wyprawy Energa Solo Amazon Expedition, podróżnik próbuje dokonać trawersu o własnych siłach Ameryki Południowej, 7000 km od zachodniego do wschodniego wybrzeża, od Pacyfiku do Atlantyku, pokonując Andy i przepływając w canoe największą rzekę Świata – Amazonkę. Powodzenie projektu oznaczać będzie wpisanie go do Księgi Rekordów Guinnessa w kategorii: „najdłuższa samotna podróż canoe”. Zachęcamy do lektury relacji polskiego podróżnika.
Dopłynąłem do Iquitos, największego peruwiańskiego portu na Amazonce. Pokonałem 2 tysiące kilometrów rzekami: Ukajali, wcześniej Ene i Tambo. Colin Augus napisał, że Amazonka jest ekstremalna, również Mike Horn to potwierdził. Amazonka to inny świat, tu rządzą ludzie i logistyka.
Z Contamany do Francisco de Orellana miałem asystę łodzi motorowej. Zrobiłem wtedy bardzo dużo kilometrów, bo czułem się bezpieczny i płynąłem nawet o zmroku. Taki sposób pokonywania rzeki to jak dla mnie zabójstwo i zmęczenie psychiczne. Wyprawa ma swój rytm i musi iść tym rytmem. Słucham się raczej rzeki i swoich obserwacji, niż ludzi, którzy próbują mi narzucić swój punkt widzenia. Żołnierze płynęli o zmroku, wpłynęli w sieci. Były jakieś krzyki, ktoś strzelał nawet w górę z karabinów itp… masakra jednym słowem.
Od Francisco de Orellana płynąłem dalej sam. Rzeka przyspieszyła, napierałem. Podczas wyprawy wstaję o 5:30, o 7.40 jestem w canoe. Przy moim wiosłowaniu robię średnio 11 km na godzinę, gdy Amazonka przyśpieszyła około 12 km/godz. przy solidnym wiosłowaniu. Przepłynięcie Ukajali było dla mnie znaczącym sukcesem, rewanżem za Yukon River Quest w 2013 r. Bez względu na to, co się wydarzy dalej, chcę zaznaczyć i piszę otwarcie, że to moja ostatnia ekspedycja na canoe… W przyszłości planuję jedynie wybrać się z synami na spływ Jukonem na Alasce tam, gdzie się wszystko zaczęło, gdzie przechodziłem szkolenia w pływaniu na canoe.
Ukajali wiła się jak wąż, czasami płynęła bardzo wolno. Było trochę wirów, rzeka niosła dużo drzewa i tylko trzeba płynąć z nurtem, żeby mieć prędkość. Czasami trzeba crossować rzekę czyli halsować, niestety takie crossowanie to też strata czasu i zmęczenie. Płynąć z nurtem cały czas, choć bez nurtu jeszcze gorzej, bo wtedy się płynie nie 12 km/godz., a 7 km i drzewa, dżungla ta sama ciągle, a tak widzisz, że coś się zmienia. Czasami przepływające statki robią taką falę, że muszę zmieniać płynięcie i płynąć na fale żeby się nie wywrócić.
Na Ukajali było parę węży, w nocy pełno komarów. Rzeka zwężała się i robiła się coraz większa. Zazwyczaj nocuję na wyspach, tak jest najbezpieczniej. Mam masę różnego sprzętu, dużo żywności, bo lubię dobrze zjeść, aby mieć moc w barkach i ramionach. Banany i pomarańcze mogą jeść miejscowi, ale płynąc na odcinku 50 km a nie 6 tysięcy kilometrów. Zaczynam już nie wierzyć w wyczyn Mika Horna, tak samo jak nie przepłynął pontonem Romek Koperski Leny, nie możliwe płynąć 6 miesięcy solo z plecakiem, łowić, rozmawiać z miejscowymi płynąc. Złowienie ryby wymaga czasu i pracy, a czas płynie. To samo Mike Horn nie dał rady przepłynąć Amazonki sam, a już na pewno logistycznie to zrobić samemu, musiałby płynąć co najmniej 9 miesięcy, żeby żyć i płynąć. Po prostu zbyt dużo czasu nie ma, ja napieram non stop, to widać na tracku ile przepłynąłem i do jakiego miejsca. Naprawdę wiosłuję zawzięcie. A trzeba mieć jeszcze czas na czytanie rzeki, nawigację, posiłki, ewentualne leczenie po ugryzieniu komarów itp. Przy okazji tematu leczenia, coś mnie ugryzło w szyję tak, że spuchła na tyle, że nie mogłem ruszyć głową. W Francisco de Orellana poszedłem do aptek, tutejsi aptekarze dali mi jakieś antybiotyki, ale że jestem na odległość w kontakcie ze swoim lekarzem z Instytutu Chorób Tropikalnych w Gdyni, wziąłem to, co polecił. Opuchlizna zeszła, fakt, że czułem się osłabiony, ale już jest lepiej. Nadal mam duże problemy ze stopami, nogi mi puchną i krwawią dlatego, że cały czas są w otarciu z piachem i pracują. W tropiku rany tak szybko się nie leczą. Na noc zasypuję je pudrem, a później znowu to samo. Smaruję je też trybiotykiem, ale co z tego, jak znowu to samo będzie i jest, ale wykonuję to co noc. Jestem bardzo pogryziony przez komary, ale już jest lepiej.
Jest bardzo gorąco, ponad 30 stopni Celsjusza w dżungli i duża wilgotność. Piach jest wszędzie, w uszach, oczach i to jest najgorsze. Piotr Chmieliński przestrzega przed wiatrami są wielkie i ciężkie, ale zapewniam, że nie tak ciężkie jak na Lenie. Wiatr arktyczny to prawdziwy zabójca, a czy tutaj będzie też ciężko, zobaczymy. Do Manaus rzeka ponoć jeszcze płynie, a później spowalnia…
Płynąłem zgodnie ze swoimi założeniami oraz zgodnie z radami mojego taktyka i kartografa Adama Wasilewskiego. Jeżeli zdrowie pozwoli mamy plan. Tylko on wie i ja, mamy swoją tabelkę zaliczamy kilometry później wam przedstawimy, jako potwierdzenie. Na Ukajali i Ene wyczuwałem prawdziwe zagrożenie ze strony ludzi. Indianie nie byli przychylni, patrzyli wrogo i nie mieli zaufania. Teraz będę wypływał w stronę Brazylii, tam będzie już całkowicie ekstremalnie, bo to region trzech granic, a na granicy handluje się „koką”, wielki przemyt i niebezpiecznie. Sama nazwa Kolumbia już mnie przeraża, a co dopiero płynięcie wzdłuż tej granicy do Coari. Będzie bardzo niebezpiecznie, tam masa jest napadów, o czym dwukrotnie przekonał się polski kajakarz Olek Doba.
Płynę solo. Gadiel Sanchez towarzyszy mi logistycznie na łodziach, rozmawia z marynarką wojenną, płynie z przodu. Ze mną płynął do Atalaya. Z Atalaya był oficjalny start solowego spływu. Dla mnie ta wyprawa ma charakter czysto sportowy, nie interesują mnie rozmowy z ludźmi. Nie mam czasu, jak płynę 10 godzin cały czas non stop, to z trudem mam czas na półgodzinną przerwę, na potrzeby fizjologiczne, a nie rozmowy, zresztą widać to na spocie. Na Ukajali zrozumiałe, że należy się trzymać żołnierskich zasad, żeby osiągnąć cel. Narzucić styl i rytm, i dlatego dopłynąłem do Iquitos. Dla mnie to duży osobisty sukces, 45% zrealizowanego planu, jak dopłynę do granicy z Brazylią będzie półmetek projektu, bo ja liczę od przejazdu rowerem. Taki był i jest plan.
Amazonka przyspieszyła. Według info Olka Doby będzie szybka. Sprawdzę i napiszę.
Z pokładu mojego canoe „Energa” cały czas, co 10 minut nadawany jest track pokazujący moją aktualną pozycję. W południe zawsze mam 20 minut przerwy i potwierdzam drugim spotem, że wszystko jest OK. Pokazuję swoje płynięcie live, żadna wcześniejsza ekspedycja na Amazonce nie miała takiej dokumentacji, krok po kroku, z prędkością płynięcia, z informacją co 10 minut itp. Wiadomo, że były inne czasy, kiedy Piotr Chmieliński realizował swój spływ. Nie było nawet dokładnych map. Dlatego też teraz szybciej pokonałem ten dystans, dlatego że żyje się w innych czasach i szybciej się płynie. To logicznie niczego nie zmienia, trudności są takie same. Podziwiam Chmielińskiego za upór i motywację w tym projekcie z 85 roku i gratuluję, jeszcze raz. Dla mnie nie liczy się podziwianie tego, co widzę. Już przemierzyłem oprócz Antarktydy wszystkie kontynenty. Nacieszyłem się wieloma sprawami, liczy się też wyczyn sportowy, do 40-stki mam jeszcze siłę i kondycję, później spadnie to. Oczywiście są sporty jak wioślarstwo, gdzie liczy się inna wytrzymałość, czy jazda samochodem. Nikt nie szturmuje bieguna południowego po 40-stce w charakterze sportowym…. Na Amazonce naprawdę trzeba być kondycyjnie wytrzymałym, musisz jednocześnie patrzeć na ludzi i płynąć sportowo, ale jak to robić przez 100 dni non stop? Właśnie tutaj cały czas trzeba szukać rozwiązań jak w życiu…
Chcę podziękować wszystkim w Peru za pomoc, Mirkowi Rajterowi, Gadielowi Sanchez oraz wszystkim tym, którzy mi pomogli bezinteresownie, dla przygody, bo tych cenie najbardziej.
Dzisiaj, 27 czerwca 2015 r. dopłynąłem do parafii w Iquitos księdza Radosława Zawadzkiego. Będę tutaj przez 3 noce, później dalej w drogę do granicy z Brazylią. Wspaniały człowiek, bardzo życzliwy dla ludzi. Nie wszyscy księża mają takie powołanie, dla niego liczy się nie kasa, ale pomoc. Jutro idę na mszę pomodlić się za wyprawę. Przy okazji chciałbym podziękować księdzu Radkowi za pomoc i życzliwość, za to, że pojawił się w odpowiednim czasie i przyjął mnie gościnnie, że mogę i niego przygotować canoe, wyprać rzeczy, wysuszyć namiot i po raz pierwszy od 14 dni się wykąpać… Dziękuję!!!
Później dalej w drogę do granicy z Brazylią. Teraz załatwiam dokumenty na wpłynięcie do Brazylii. W Brazylii ma logistycznie mnie wspierać Wojciech Kordecki, mam nadzieję, że Wojciech pomoże mi w tym projekcie. W Manaus czeka na mnie ksiądz, który z Polski ma przywieść leki oraz żywność. Logistyka jest jak widać bardzo złożona.
Marcin
——-
Podróżnik Marcin Gienieczko dzięki wyprawie Energa Solo Amazon Expedition chce zebrać pieniądze dla dzieci z Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci. „Kochani wspierajcie dzieci, każdy z was może to zrobić. Nie lekceważcie ludzi w potrzebie, zwłaszcza dzieci. Wystarczy wpłacić 30-40 zł.” – zachęca podróżnik. Każdy zainteresowany może wpłacić pieniądze za każdy pokonany przez Gienieczkę 1 km. Więcej szczegółów na stronie: http://www.soloamazon.info/tracking/
Postępy Marcina Gienieczko krok po kroku będzie można śledzić w internecie, na podstawie zapisów GPS, relacji na blogu i na fanpage’u na Facebooku oraz cosobotnich transmisji w radiu Kolor i w programie TVN24 Wstajesz i Weekend.
Więcej o wyprawie Energa Solo Amazon Expedition na stronach:
www.gienieczko.pl
www.soloamazon.info
https://www.facebook.com/SoloAmazonExpedition
https://twitter.com/MGienieczko