Dworce kolejowe w Polsce a dobre praktyki CSR

Materiał został przygotowany dzięki wsparciu partnera - firmy Track Tec, czołowego europejskiego producenta materiałów do budowy nawierzchni kolejowej.

Klimatyczny, nowoczesny dworzec Czeremcha na Podlasiu, widoczny standardowy peron z wykładziną antypoślizgową i podjazdem dla wózków, przejście jest co prawda przez tory, ale zabezpieczone szlabanem. Fot. Archiwum autora

Nasze dworce kolejowe przeszły w ciągu ostatnich 30 lat niesamowite przemiany. Chyba tylko starsi ludzie pamiętają, jak to wyglądało kiedyś. Współczesne dworce kolejowe są bowiem bardzo przyjazne podróżnym. Nie jest to wyłącznie efekt unijnych regulacji, ale również dobrych praktyk CSR spółki PKP Polskie Linie Kolejowe.

Od jakiegoś czasu słyszymy o koncepcji dobrych praktyk odpowiedzialności społecznej biznesu, koncepcji znanej pod angielskim skrótem CSR – Corporate Social Responsibility. Chodzi o to, by firmy prowadzące różnorodną działalność gospodarczą nie koncentrowały się wyłącznie na zysku, ale by prowadziły działalność w taki sposób, by mieć na uwadze poprawę ogólnego dobrostanu społecznego. W pierwszej kolejności chodzi tu o pełne przestrzeganie praw człowieka, tak w odniesieniu do klientów, do otoczenia, jak i do własnych pracowników. Chodzi o to, by firma funkcjonowała w taki sposób, by nikogo nie dyskryminować i nikogo nie wykluczać. By pracownicy byli oceniani wyłącznie na podstawie swoich kompetencji, odpowiedzialności i zaangażowania w pracę, a nie ze względu na płeć, pochodzenie, wiek, stopień sprawności, itp. Podobnie powinno być w przypadku produktów czy usług firmy, te także powinny być jednakowo dostępne dla każdego. Jedna z praktyk teoretycznie kłóci się z typową pogonią za zyskiem: promowanie zrównoważonej konsumpcji, uczciwy marketing, troska o konsumentów. Jednak długofalowo także i to jest dla biznesu opłacalne, bowiem konsumenci chętnie pozostają z taką przyjazną dla nich firmą przez wiele kolejnych lat, a ponadto przyciągają też nowych. Obecnie społeczeństwo zupełnie inaczej patrzy na różne korporacje, a w związku z tym marki i znaki towarowe. Te które wciskają się z nachalną reklamą, które starają się uzależnić od swoich produktów, w istocie prowadzą działania przeciw-skuteczne.

Efektem filozofii dobrych praktyk odpowiedzialności społecznej biznesu są na przykład przemiany, jakie na przykład zaszły na naszych dworcach. Trudno tu podzielić dokładnie, co wynika z narzuconych zewnętrznie norm i uregulowań, ale przecież także te uregulowania wynikają z dokładnie tego samego – wymuszenia na korporacjach tych dobrych praktyk. Efekt końcowy jest więc dokładnie taki sam, a o ten efekt właśnie chodzi.

Dworce w dawnych czasach

Kiedy byłem dzieckiem czy nastolatkiem w latach 60. i 70. dworce kolejowe należały do najstraszniejszych miejsc w mieście. Najpierw trzeba było odstać swoje w kilometrowej kolejce do kasy biletowej, często stojąc na deszczu czy na mrozie. Kasy bowiem nie były w większości swojej w budynkach dworcowych, ale bardzo często w niewielkich pomieszczeniach w różnych przybudówka do dworcowych budynków. Na przykład na Łodzi Kaliskiej kasa biletowa mieściła się w małej zielonej drewnianej budce przypominającej gołębnik. Żeby się do niej dostać trzeba było wspiąć się po stromych i spękanych schodach, na których łatwo było skręcić kostkę bądź spaść. Człowiek na wózku inwalidzkim nie miał najmniejszych szans, gdyby chciał się wybrać w podróż pociągiem. Albo go wnieśli na peron po schodach, bo wjechać wózkiem nie wjechał, nie było jak. A przecież ja urodziłem się 17 lat po II wojnie światowej i wówczas w Polsce pełno było nawet wojennych inwalidów. Ludzi na wózkach, o kulach, czy z innymi okaleczeniami spotykało się nader często.

Kiedy człowiek dostał się już na peron, to stał na małej niskiej wysepce między torami. Przejeżdżający parowóz dmuchał na kłębiące się tłumy gorącą parą, sapiąc przeraźliwie i sycząc, wywołując płacz u młodszych dzieci. Kiedy już podstawiono pociąg, wspiąć się na stopnie wcale nie było łatwo. Starszych ludzi po prostu wciągano lub wpychano, jak do szalupy na tonącym statku. Potem się okazało, że wsiedli oni do niewłaściwego pociągu.
A to dlatego, że na peronach nie było dosłownie żadnej informacji o odjeżdżających pociągach. Trzeba było patrzeć na papierowe rozkłady wiszące w nieszczelnych gablotach, które po pewnym czasie z powodu wpływu warunków atmosferycznych były zupełnie nieczytelne. Na większych dworcach pociągi zapowiadano przez głośniki, które straszliwie charczały i bełkotały, co było absolutnie niezrozumiałe. Kiedyś, kiedy byłem już podchorążym w szkole oficerskiej, a zatem na początku lat 80., na dworcu w Dęblinie panie zapomniały wyłączyć mikrofon i przez głośniki popłynął ich prywatny, całkiem osobisty dialog. Był to rzadki przykład wesołej rozrywki na naszych dworcach, które dla starszych ludzi przypominały trudny tor przeszkód.

Dworzec w Zduńskiej Woli był swego czasu dość szczególny, miał bowiem wąziuteńkie i niskie perony. Jak człowiek stał na peronie, a na sąsiednich torach mijały się dwa pociągi towarowe, co w tamtych czasach nie należało do rzadkości, przeżycie było niepowtarzalne. Oba składy toczyły się ze straszliwym łoskotem, bowiem wówczas nie było cichych pociągów, a już na pewno nie towarowe, a człowiek stał metr od jednego i drugiego, targany zawirowaniami powietrza, ogłuszony i zdezorientowany. Nie daj Boże stracić wówczas równowagę! A na małych dworcach było jeszcze śmieszniej. Dworzec w Mirosławcu na przykład, albo nieistniejący już dworzec w Połczynie Zdroju, miały tylko krawędzie peronów z betonu, a same perony były ziemne. Przy wiosennych roztopach wpadało się na tych peronach w lepkie błoto, trzeba było uważać, by przy wsiadaniu do pociągu nie stracić butów!

Najlepsze zostawię na koniec. To ówczesne dworcowe toalety i bary. W obu miejscach panował straszliwy smród, a wejście do toalety było tylko dla odważnych. Zresztą jedzenie w owych barach, z wiecznie królującym bigosem w którym lądowało wszystko co znaleziono (podobnie jak w mielonych), również było czymś mocno ekstremalnym.

Dworce kolejowe dziś

Przyjmujemy to jako coś, co było od zawsze, co jest normą, standardem i nie wyobrażamy sobie, by mogło być inaczej. Dziś niemal wszystkie dworce i przystanki kolejowe mają jednakową wysokość peronów, niemal idealnie dostosowaną do wysokości podłogi pociągu w jednostkach elektrycznych czy spalinowych autobusach szynowych, bądź wymagają wykonanie jedynie niewielkiego kroku do góry w przypadku klasycznego wagonu pasażerskiego. Same perony są szerokie, mają narysowane linie których nie wolno przekraczać jeśli nie stoi przy nich pociąg, a wykonano je ze specjalnych kostek lub innych materiałów, które zapobiegają ślizganiu się, nawet jeśli peron jest mokry czy pokryty cienką warstwą śniegu. Na peron można się dostać przez przejścia podziemne lub napowietrzne niemal zawsze wyposażone w windy lub co najmniej wygodne podjazdy dla wózków inwalidzkich czy dziecięcych, albo też dla rowerów. Na peronach są wygodne informacje dla podróżnych, są ciekłokrystaliczne wyświetlacze (rzadziej starsze mechaniczne), które informują o mających odjechać z tego peronu pociągach. Dodatkowo jest zapowiedź głosowa generowana komputerowo, którą łatwo zrozumieć, żadnego skrzeczenia czy trzasków. Kasy biletowe w wygodnych poczekalniach, w których oferta handlowa (w tym gastronomiczna) na dużych dworcach jest całkiem szeroka. Czyste, zadbane toalety… No i wszechobecne kamery monitoringu, które stały się zmorą kieszonkowców.

Dziś podróż pociągiem jest bardzo wygodna, a dworce wyjątkowo przyjazne dla podróżnych. Właśnie koncepcja dobrych praktyk odpowiedzialności społecznej biznesu zmienia zarówno przepisy, jak i podejście firm i spółek kolejowych, które tworzą bardzo przyjazne środowisko dla podróżnych, tak na dworcach, jak też i w samych pociągach.

Michał Fiszer