Z Berlina nadeszła bardzo dobra wiadomość – Bundestag zdecydowaną większością głosów opowiedział się za budową miejsca pamięci ku czci polskich ofiar II wojny światowej i okupacji. Pojawia się jednak pytanie, na ile to miejsce zniweluje wpływ antypolskich filmów, takich jak „Nasze matki, nasi ojcowie”.
Droga do podjęcia decyzji przez Bundestag nie była prosta. Tacy inicjatorzy uchwały jak były szef Federalnej Dyrekcji ds. Budownictwa Florian Mausbach czy Manuel Sarrazin (Zieloni) musieli przełamać opór części deputowanych, w tym z koalicji rządowej. Część deputowanych nie chciała miejsca poświęconego polskim ofiarom opowiadając się za tym, aby upamiętnić okupację w kontekście ogólnoeuropejskim.
Kompromisową propozycję złożył przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schäuble, proponując realizację obu projektów. Propozycja została przyjęta, co jest kolejną dobrą wiadomością, ponieważ powstanie zarówno centrum dokumentacji ofiar niemieckiej okupacji w Europie jak i oddzielne miejsce upamiętnienia polskich ofiar. Za powstaniem tego ostatniego głosowały frakcje rządzących chadeków i socjaldemokratów, opozycyjni Zieloni, lewicowa Die Linke i liberalna FDP. Od głosu wstrzymała się prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD). Przy czym Marc Jongen, deputowany prawicowej AfD, uzasadniając wstrzymanie się swojej frakcji od głosu, narzekał, że jest to kolejna inicjatywa stosująca retorykę winy i wywierająca moralny nacisk na Niemców.
Można ocenić, że podjęcie decyzji o stworzeniu miejsca pamięci ku czci polskich ofiar II wojny światowej i okupacji jest rzeczywiście dobrą wiadomością pozwalającą bardziej optymistycznie myśleć o relacjach polsko-niemieckich. Zresztą w swej uchwale Bundestag zaznaczył, że ich historia „nazbyt często naznaczona była wrogością, uciskiem i wojną”. Co istotne, inicjatorzy uchwały podkreślają, że obok upamiętnienia polskich ofiar, miejsce pamięci powinno przede wszystkim służyć edukacji. Zresztą już sama inicjatywa budowy pomnika wywołała w Niemczech służące edukacji ożywione dyskusje dotyczące braku wiedzy o tym, jak wyglądała okupacja niemiecka w Polsce, jak też w o kwestiach „nacjonalizacji” pamięci historycznej i braku upamiętnień innych narodów.
Te debaty są cenne, ponieważ wiedzę Niemców, szczególnie młodszego pokolenia, kształtowały takie filmy jak trzyczęściowy miniserial wojenny wyprodukowany w 2013 r. przez telewizję publiczną ZDF, pt. „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym partyzantów Armii Krajowej ukazano jako ziejących rażącym antysemityzmem. Oczywiście w Polsce film poddano ostrej krytyce a proces z telewizją publiczną ZDF o sceny pokazujące, że w AK rzekomo panował powszechny antysemityzm, wygrał Zbigniew Radłowski ps. „Ohm”. To jeden z pierwszych więźniów Pawiaka, a następnie KL Auschwitz, żołnierz Armii Krajowej w stopniu kapitana, powstaniec warszawski, jeniec stalagu. Oczywiście film niemieckiej publicznej telewizji nawet o jotę nie przybliżył Niemcom wiedzy o tym, że w wyniku niemieckiego najazdu i okupacji straciło życie blisko 6 mln polskich obywateli, w tym od 2,7 do 3 mln polskich Żydów.
Można mieć nadzieję, że decyzja Bundestagu przyczyni się do choćby stopniowego podwyższania wiedzy Niemców o zbrodniach popełnionych w okupowanej Polsce, o fenomenie Armii Krajowej, a może też wiedzy o długiej drodze do pojednania. W tym takich na niej milowych krokach, jak orędzie biskupów polskich do niemieckich z 1965 r., w którym znalazły się słynne słowa: „Udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”.
Arkadiusz Bińczyk, ekspert medialny i popularyzator historii, współautor książek „Poczet Przedsiębiorców Polskich. Od Piastów do 1939 roku” i „Świat Szlachty Polskiej. Dzieje ludzi i rodzin”.