Krótka, acz głośna historia Polskich Inwestycji Rozwojowych – jeśli wierzyć medialnym doniesieniom – dobiega końca. Spółka, zanim jeszcze zaczęła swoją działalność na dobre, ma zostać podzielona. Dziennikarze spekulują, że jest to skutek słynnej opinii byłego ministra spraw wewnętrznych, która na trwałe zapaskudziła wizerunek PIR. Podmiot ten od swego zarania trafił pod krzyżowy ogień całej opozycji, a dyskusja o nim – jak to zazwyczaj w Polsce bywa – nie rozwinęła się w bardziej pożytecznym i konstruktywnym kierunku weryfikującym czy i jak sprawdzają się hybrydowe twory w postaci różnorakich agencji, ani urzędów, ani firm. To zaś temat, który dotyczy nie tylko kwestii rozwoju gospodarki, lecz także pieniędzy podatników – twierdzi Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
Już kiedyś pisałem, że z wielkim dystansem podchodzę do wszelkich „genialnie prostych” recept na szybkie uzdrawianie relacji państwo-wolny rynek. Niezwykle złożonych spraw nie da się bowiem rozwiązać w prosty sposób, co najwyżej można tą metodą pogłębić chaos. Dlatego nie wierzę – proszę liberalnych ortodoksów o wybaczenie – w to, że nagłym odcięciem rynku od polityki państwowej zbudujemy Eldorado. Dlatego też nie ważę się formułować czarno-białej opinii o rządowych agencjach. Są bowiem wśród nich podmioty, które działają w sposób nader sprawny, a są i takie, które kłują w oczy jako przykład indolencji i marnotrawstwa pieniędzy.
Zacznijmy od przykładów budujących. Agencja Rozwoju Przemysłu – podmiot, który bez wątpienia wymaga restrukturyzacji i nowej strategii, ale który wykonał sporo dobrej roboty, między innymi pomagając w ratowaniu ważnych polskich przedsiębiorstw. Uratowanie Polimexu i obecne zaangażowanie w ratowanie stoczni to wielkie plusy aktywności ARP. Zresztą wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że szykuje się nowe otwarcie, i to nie tylko w dziedzinie promocji…
Inny przykład – Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, efektywnie kierowana przez panią prezes Bożenę Lublińską-Kasprzak. Podmiot, który śmiało mógłby stać się jeszcze jednym niewydolnym urzędem, stał się naprawdę dynamiczną, pomagającą przedsiębiorcom instytucją. Podobnie zresztą, jak Bank Gospodarstwa Krajowego. Dzięki programom realizowanym przez te dwie instytucje liczne małe i średnie przedsiębiorstwa nie tylko złapały oddech w kryzysowych latach, ale zdołały świetnie się rozwinąć.
Na drugim biegunie mamy, tradycyjnie krytykowane, agencje podległe resortowi obrony. Weźmy na przykład Agencję Mienia Wojskowego i ostatnie informacje z mediów. Okazuje się, że AMW, łamiąc międzynarodowe traktaty ws. handlu bronią, sprzedała prywatnemu przedsiębiorcy 150 zestawów rakietowych. Formalnie pozbyła się broni, która ma zostać zniszczona, ale konia z rzędem temu, kto zdoła to skontrolować. Ta sama instytucja od ponad siedmiu lat toczy spór z firmą Wtórplast z Bielska-Białej. Otóż Wtórplast, jak podała „Gazeta Finansowa”, jeszcze za czasów PiS stanął do przetargu na utylizację zbędnej amunicji. Konkurencja chciała za to od państwa kilkadziesiąt milionów złotych, Wtórplast zaś zaoferował, że … sam zapłaci. Podstęp? Nie, po prostu prywatny właściciel, w odróżnieniu od urzędników, skalkulował, że na surowcach wtórnych może jeszcze zarobić. Dalej, jak się można domyślić, miał już pod górkę. Najgorsze to pokazać, że tam, gdzie państwo hojnie wydaje pieniądze, można zaoszczędzić.
Nowa pani premier zapowiedziała, że na początku swego urzędowania dokona przeglądu wiceministrów. Warto ten przegląd rozciągnąć na specjalne spółki, agencje i rządowe instytucje. Może wówczas okazać się, że zamiast załamywać ręce nad wysokim pensjami zarządów państwowych koncernów, lepiej szukać oszczędności gdzie indziej…