Czarna lista biznesu

Polska konstytucja gwarantuje swobodę działalności gospodarczej i wskazuje, że ograniczenie tej swobody może nastąpić jedynie w drodze ustawy, wyłącznie ze względu na ważny interes publiczny. Śledząc pomysły, z którymi występują różnorakie urzędy, można dojść do wniosku, że pojęcie ważnego interesu publicznego jest niezwykle pojemne. Niestety jeszcze gorzej z punktu widzenia przedsiębiorców przedstawia się sytuacja tam, gdzie władza nie próbuje forsować ustawowych ograniczeń. Zamiast tego, za pomocą urzędniczych praktyk, sektory gospodarki dzielone są na te lepsze i gorsze, czy wręcz nawet podejrzane. Tych ostatnich przybywa w szybkim tempie – ubolewa Arkadiusz Bińczyk, ekspert medialny.

 

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – głosi przysłowie. W przypadku zmagań między firmami z inkryminowanych branż a urzędnikami korzystają nieuczciwi gracze. Ktoś, kto swój biznesplan kształtuje z założeniem, że dorobi się szybko, łamiąc bądź naginając prawo, niezbyt się przejmuje UOKiK-iem i innymi regulatorami rynku. Przykładem tego są dwie branże, pożyczkowa i sprzedaży bezpośredniej.

Od kilku lat trwa batalia o uregulowanie rynku pożyczek. Uzasadnienie jest jak najbardziej chwalebne – troska o prawa konsumentów, wciąganych przez nieuczciwe firmy w spiralę zadłużenia. Dlatego powracają co rusz pomysły limitów kosztów pożyczki, ograniczeń w reklamie i zakazów określonych form działalności pożyczkowej. Pomijając fakt, że wśród tysięcy obowiązujących w Polsce regulacji z pewnością znajdzie się wiele chroniących ofiary nierzetelnych pożyczkodawców, to nawet najbardziej restrykcyjne regulacje nie ochronią tych, którzy wpadną w ręce profesjonalnych oszustów. Firmy, ogłaszające się na słupach i oferujące „pożyczki od ręki”, obchodzą prawo szerokim łukiem. Działają tak, by czynić skutecznie użytek z luk w przepisach. A takich nie zabraknie nawet w najlepszej ustawie. Nic dziwnego, że siłą rzeczy cały uwaga wspomnianych wyżej urzędników i instytucji poświęcona jest firmom działającym legalnie i stosującym się do przepisów prawa polskiego.

Z kolei sprzedaż bezpośrednia to wdzięczny temat dla mediów i polityków. Co rusz w gazetach i na portalach pojawiają się doniesienia o sprzedawcach, którzy nakłaniają starsze osoby do kupowania mało wartych produktów za astronomiczną cenę. Prokurator Generalny ogłosił nawet w zeszłym roku krucjatę przeciwko firmom sprzedaży bezpośredniej. UOKiK zaś skrupulatnie kontroluje ten sektor, a kary nakłada – jeśli wierzyć branży – nawet w przypadkach dyskusyjnych.

Te dwie sytuacje mają ze sobą wiele wspólnego. I w branży pożyczkowej, i w branży sprzedaży bezpośredniej obok dużych, renomowanych i przestrzegających prawa firm działają podmioty nieuczciwe. A że dobra wiadomość to żadna wiadomość, więc do mediów trafiają przypadki firm naruszających regulacje. Dalej sprawy toczą się swoim rytmem, szczególnie w latach wyborczych: politycy wytaczają ciężkie działa i zabierają się do walki nie z patologią, ale z całym sektorem. I nic, że nierzetelne firmy stanowią margines sprzedaży bezpośredniej, na którym to rynku królują znane i renomowane marki, jak Philipiak, Vigget czy Rainbow. Wiele z nich przyczynia się do rozwoju gospodarki, inwestując w produkcję i innowacje właśnie w Polsce. Wspomniany Vigget jest na przykład sprzedawcą unikalnych, cieszących się uznaniem urządzeń do magnetoterapii, produkowanych w Polsce i stanowiących polską myśl techniczną. Sama firma podkreśla przywiązanie do dobrych praktyk i wskazuje, że jej wewnętrzne regulacje dotyczące obsługi klientów idą dalej, niż wymogi prawa.

Znowu mamy do czynienia z podobną sytuacją: nieuczciwi sprzedawcy szybko zarabiają grube pieniądze i zmieniają szyld albo branżę, a w charakterze zwierzyny łownej występują duże, poważne podmioty. Oczywiście, i w przypadku takich firm często znajdzie się uchybienie, skutkujące nałożeniem kary. Chodzi jednak nie o statystyczną, lecz o rzeczywistą skuteczność działań chroniących konsumentów.

Niedawno do listy podejrzanych branż dołączyli wydawcy podręczników. Okazuje się, że gospodarka rynkowa nie wyklucza socjalistycznego podejścia do prywatnej inicjatywy. Wydawcom zarzucono, że chcą na podręcznikach zarabiać – tak, jakby misją przedsiębiorców było dopłacanie do działalności. Z oburzeniem podkreślano, że podręczniki zmieniają się tak często, iż nie jest możliwe przekazanie używanej książki na przykład młodszemu rodzeństwu – chociaż to nie wydawcy, a Ministerstwo Edukacji Narodowej co rusz zmienia podstawę programową. W efekcie wprowadzono bezpłatny podręcznik dla uczniów najmłodszych klas, będący przedmiotem kpin i żartów nauczycieli. Roi się bowiem w nim od błędów, za które uczeń podstawówki dostałby pałę.

Politycy powinni poważnie przemyśleć wrzucanie wszystkich przedsiębiorców z danej branży do jednego worka. We własnym, partykularnym interesie. Przecież we wszystkich rankingach zaufania klasa polityczna zbiera rekordowo niskie oceny. Co będzie, jeśli obywatele postanowią wpisać wszystkich polityków na czarną listę?

Źródło: http://www.polskatimes.pl/artykul/3875715,czarna-lista-biznesu,id,t.html