Co za dużo, to niezdrowo – a każdy, nawet początkujący przedsiębiorca wie, że nadmiar przepisów jest niezdrowy dla wszystkich. Dla biznesu, dla obywateli, dla samego państwa. Niestety, zamiłowanie do płodzenia kolejnych kazuistycznych regulacji jest wspólnym hobby polityków niezależnie od wyznawanych poglądów i od posiadanej partyjnej legitymacji. W sferze deklaracji każdy przyznaje: trzeba walczyć z biurokracją, ze złym prawem, winno się uprościć procedury. Taką litanię każdy z Państwa zna zapewne na pamięć. Niestety, nawet ci z polityków, którzy wierzą w to, co mówią, znają tylko jedną drogę do walki z biurokracją: tworzenie kolejnych przepisów. Wymogi Unii Europejskiej są tutaj świetną wymówką – podsumowuje Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
W zeszłym tygodniu w siedzibie Krajowej Izby Gospodarczej odbyła się interesująca konferencja, zorganizowana przez młody think-tank – Instytut Staszica. Jej tematem był problem nadregulacji w Unii Europejskiej. Rzadko kiedy paneliści byli tak zgodni: zalew niepotrzebnych, drobiazgowych regulacji to nie hipotetyczne zagrożenie, ale realny fakt. Polska niestety, na tle innych państw europejskich, stanowi podatny grunt dla tej fatalnej tendencji.
Dziennik Ustaw puchnie z roku na rok od ćwierćwiecza. Co ciekawe, zawsze udaje się znaleźć wytłumaczenie dla intensywnej działalności legislatorów. Najpierw była to konieczność posprzątania po słusznie minionej epoce. Potem – konieczność dostosowania polskich przepisów do standardów unijnych. Skoro już do UE wstąpiliśmy, to nie pozostało nic innego, jak tłumaczyć, że zmieniające się jak w kalejdoskopie przepisy unijne wymagają intensywnej twórczości polskich prawodawców. Ostatnio doszedł nowy, wspomniany wyżej element: tworzy się setki stron nowych przepisów po to, by zlikwidować chaos, stworzony przez poprzednie przepisy. To troszkę tak, jakby do skomplikowanej i obszernej instrukcji obsługi jakiegoś sprzętu dołączyć równie obszerne przypisy i z dumą przedstawiać to jako rewelacyjne uproszczenie.
Nic dziwnego, że polscy przedsiębiorcy z obawą zerkają na pomysły lęgnące się w głowach urzędników z Brukseli. Mogą być bowiem pewni, że to, co komplikuje życie, będzie rychło implementowane na naszym gruncie. Nie jest bowiem tak, że wszystkie nakazy unijnych agend są w Polsce słuchane z równą uwagą. Unia np. od dawna zwraca uwagę na konieczność deregulacji rynku gazu i skończenia z archaicznym systemem taryfowym, będącym niczym innym, jak reliktem centralnego ustalania cen. Ani napomnienia, ani groźby kar polskim urzędnikom nie przeszkadzają. Z kolei np. silna grupa lobbystów naciska na wprowadzenie przepisów ujednolicających opakowania wyrobów tytoniowych w całej Unii. Absurd, prawda? Ale jestem dziwnie spokojny, że jeśli ten absurd wejdzie w życie, to w Polsce zostanie wprowadzony bez zbędnej zwłoki…
Boże Narodzenie to podobno czas spełniania marzeń. Więc, na Wigilię, marzą mi się polscy politycy, którzy zachowają umiar w legislacyjnej radosnej twórczości tu, nad Wisłą, ale także będą starali się walczyć z głupimi pomysłami w Brukseli. I życzę wszystkim, by to marzenie choć w części się spełniło. Poza tym – spokojnych, radosnych, bardzo polskich i wzruszających Świąt Bożego Narodzenia!
Źródło: http://krzysztofprzybyl.natemat.pl/128039,czas-spelniania-marzen