W sprawie Ukrainy Unia nie jest w stanie zabrać głosu, sformułować jakiejś propozycji. Ma za to propozycję dla biznesu. Ten ma realizować i raportować działania ze sfery społecznej odpowiedzialności. Nie wiadomo jeszcze czy i jakie kary przewidziano za brak obligatoryjnej dobroczynności. Być może biznesmeni, którzy nie zasłużą na Order Uśmiechu od obdarowanych dzieci, dostaną od brukselskich urzędników wezwania do zapłaty – możemy przeczytać w najnowszym wpisie na blogu Jerzego Wysockiego.
Parlament Europejski zamierza objąć nakazem działań CSR firmy zatrudniające ponad 500 pracowników, których obrót netto przekracza 40 mln euro, ale mówi się też o małych i średnich przedsiębiorstwach. Chodzi m. in o ochronę środowiska i różnorodności kulturowej, sprawy pracownicze i prawa człowieka. Dyrektywa jest na etapie konsultacji, głosowanie w marcu. Co ciekawe, w braku większego zaangażowania firm w społeczne sprawy deputowani widzą jedną z przyczyn kryzysu gospodarczego. Nie bardzo wiadomo o co w tym wszystkim chodzi, ale już sam pomysł brzmi idiotycznie a co gorsza, niebezpiecznie.
Różnie się definiuje CSR, granice pomiędzy społeczną odpowiedzialnością, działaniami charytatywnymi i zwykłym sponsoringiem nie są ostre. I nie jest to problem. Wspólny mianownik jest jeden: to działania budujące reputację firm wśród klientów, pracowników, interesariuszy. Firma o dobrej reputacji może drożej sprzedać produkty, mniej płacić pracownikom a jej dostawcy cierpliwiej będą czekać na zapłatę. Nie oszukujmy się, CSR to część marketingu, budowanie przewagi konkurencyjnej a zainwestowane pieniądze powinny się zwrócić. Ochrona środowiska czy przestrzeganie kodeksu pracy regulują rygorystyczne przepisy, nie pisane bynajmniej przez przedsiębiorców a nawet przeciwko nim. Do ich przestrzegania nie potrzebna jest społeczna odpowiedzialność tylko elementarna świadomość prawna.
Jest jeszcze jeden wspólny mianownik. To dobrowolność. Firmy podejmują działania CSR bo widzą taką potrzebę rynkową, chcą się tym pochwalić, podążają za modą, czują presję społeczną a wiec też rynkową. Ale są firmy, których na to nie stać lub nie widzą racjonalnych przesłanek. Polski producent części do samolotów musi dbać o reputację w kilku światowych stolicach, gdzie samoloty składają a nie sadzić drzewa w swojej okolicy. Ale jeśli chce sadzić drzewa, to proszę bardzo. Byle dobrowolnie.
Nakładanie przez Unię formalnych wymogów zamiast rozwinąć, zniszczy CSR. Jaka to społeczna odpowiedzialność jeśli wynika z nakazu, jaka reputacja i dobry PR, jeśli i tak trzeba to robić? Jaka to dobroczynność kwitowana na użytek Brukseli? Na razie chodzi o raportowanie ale wiadomo, że skończy się quasi-podatkiem typu dwa procent dochodu na CSR i obszerny raport z wykresami, zdjęciami. Już widać te komórki w firmach żmudnie wypełniające unijne blankiety i unijnych urzędników recenzujących wydatki prywatnych firm: TIR zabawek do sierocińca: bardzo dobrze, lodowisko dla bezdomnych: może być, dokarmianie słonia w zoo: nie pasuje, większe potrzeby mają niedźwiedzie i foki.
Źródło: blog Jerzego Wysockiego