Wbrew tytułowi, nie chodzi o to, aby CSR był byle jaki, lecz o to, aby śmielej wkroczył w słabo zagospodarowaną sferę ochrony zwierząt. Dla wielu firm jest to duża szansa na pozytywne, emocjonalne wzmocnienie marki.
„Zejść na psy”, „zezwierzęcenie” – nawet te pejoratywne zwroty utrwalają umysłową kliszę podświadomie czyniącą ze zwierząt istoty gorszego sortu, czyli nie zasługujące na odpowiednie traktowanie. Te negatywne stereotypy nadal są silne na polskiej wsi. Niedawno media informowały, że proboszcz jednej z podlubelskich wsi przechodząc na emeryturę wyprowadził się z plebanii i porzucił psa, który był pod jego opieką od szczenięctwa. Kolejny proboszcz mało interesował się psem, skoro zżerany przez pasożyty, przez rok wegetował pod kościołem. Na los psa nie reagowali uczestnicy mszy. Psem o imieniu Atos zainteresowała się dopiero nastoletnia wolontariuszka Fundacji Na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt EX LEGE, przejeżdżająca przez wieś. Sprawa trafi do prokuratury.
Pod artykułami opisującymi psi żywot Atosa pojawiło się mnóstwo pełnych oburzenia wpisów krytykującymi proboszczów i mieszkańców wsi a czasem wręcz antyreligijnych. Tymczasem, jak pisał dominikanin ojciec Jacek Salij, „Powtarzające się od ponad stu lat oskarżenia Pisma Świętego o obojętność wobec losu zwierząt – poza tym, że nie wiadomo, czemu służą – są po prostu niesprawiedliwe. Przypomnę choćby ten oto, głęboko przepojony mądrością i dobrocią, fragment z Księgi Wyjścia: Jeśli spotkasz wołu twego wroga albo jego osła błąkającego się, odprowadź je do niego. Jeśli ujrzysz, że osioł twego wroga upadł pod ciężarem, nie ominiesz, ale razem z nim przyjdziesz mu z pomocą (23,4n)”.
Jak widać, troska o zwierzęta ma nawet biblijne uzasadnienie, stąd antyreligijny hejt był na wyrost. Lecz porzućmy teologiczne rozważania na rzecz ukazania potencjału CSR tkwiącego w kwestii ochrony zwierząt. Otóż wolontariusze którzy dowieźli Atosa do lecznicy rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na jego leczenie na portalu www.ratujmyzwierzaki.pl.W bardzo krótkim czasie leczenie psa wsparło ponad tysiąc osób kwotą 19 tys. zł, ponad dwukrotnie większą niż ta, o którą prosili. „Codziennie odbieramy dziesiątki telefonów od osób z CAŁEJ POLSKI (!), których poruszył los psiaka. Dzwonią zarówno kobiety, jak i mężczyźni, słyszymy w słuchawce głęboko poruszone głosy, czasami płacz, który nie pozwala rozmówcom wypowiedzieć kolejnych słów, padają słowa uznania i pozdrowienia dla Atosa, rozmowy toczą się przy zaciśniętym gardle” – pisali wolontariusze.
Mamy więc bardzo czytelny podział. Z jednej strony w każde wakacje tysiące psów i kotów jest porzucanych na drogach, w lasach, na ulicach. Bo właściciele chcieli wyjechać na wakacje bez zawracania sobie głowy szukaniem hotelu dla zwierząt czy opiekunów zastępczych. Z drugiej strony mamy wielką rzeszę współrodaków poruszonych losem zwierząt, alarmujących straż miejską czy policję o psie zamkniętym w rozgrzanym samochodzie i gotowych nieść materialną pomoc służącą leczeniu.
I tu widać jak ogromny potencjał CSR tkwi w działaniach pro zwierzęcych. Są one zresztą już podejmowane w swych najprostszych metodach – przed niektórymi sklepami, stacjami paliw czy urzędami można zobaczyć miski z wodą dla psów. Cóż jednak stoi na przeszkodzie, aby pojemniki z wodą dla psów i ptaków pojawiły się w odpowiednio zaciemnionych miejscach przed sklepami wielkich sieci handlowych i wszystkich stacji paliw? Korzyści będą ogromne, ponieważ takie pro zwierzęce gesty przyciągną klientów i wzmocnią pozytywny obraz marki.
Wielkie pole do popisu mają uczestnicy obracającego miliardami w skali roku rynku zwierząt domowych, czyli branża weterynaryjna albo producenci i sprzedawcy produktów dla zwierząt. Już choćby zmasowana a prosta akcja podwyższająca świadomość odpowiedzialności za psa czy kota jako żywe i autonomiczne stworzenia może przyczynić się do tego, że zanim tatuś kupi dziecku rozkosznego szczeniaka, to się zastanowi, skoro za rok znów będą wakacje. Dla odpornych na taką wiedzę można dołożyć informację, że porzucenie zwierzęcia jest przestępstwem zagrożonym karą więzienia.
Aby nie poprzestawać na moralizowaniu i grożeniu, firmy i ich stowarzyszenia z rynku zwierząt domowych mogą również np. stworzyć banki danych o hotelach dla zwierząt i opiekunach zastępczych, inicjować naprzemienną opiekę – mówiąc krótko, kreować i wskazywać alternatywne rozwiązania. Mogą też inicjować akcje sprzedaży za symboliczne parę złotych identyfikatorów, czipowania zwierząt, mogą wspierać organizacje pro zwierzęce i schroniska czy zwalczać dzikie hodowle. Oczywiście podobne akcje mogą prowadzić firmy z branży turystycznej, co prawda już nie tak bogatej, jednak też nie na tyle ubogiej, aby nie wydrukować garści ulotek czy zamieścić paru porad na swych stronach internetowych. Szczególnie, że widok zabiedzonych psów czy kotów psuje obraz Polski w oczach zagranicznych turystów.
Działania CSR w tym zakresie mogą podjąć też firmy z branży rolno-spożywczej. Zresztą też już je podejmują, ponieważ wrażliwość klientów na los zwierząt uruchomiła mechanizmy popytu np. na „jajka od szczęśliwych kur” czy mięso z kurczaków zagrodowych. Bo oprócz psów i kotów, są przecież zwierzęta hodowlane. I można się założyć, że producent mięsa wieprzowego, wołowiny czy wędlin, który poinformuje, że pilnuje łańcucha dostaw i dba, aby dostarczane mu zwierzęta były hodowane w odpowiednich, „ludzkich” warunkach, podwyższy sprzedaż swych produktów.
Wrażliwość na los zwierząt staje się zjawiskiem globalnym i cywilizacyjnym wzmacniającym kapitał zaufania społecznego. Które firmy to zrozumieją i podejmą odpowiednie działania CSR, te wygrają. Poza tym, jak stwierdził Wiktor Hugo, „uśmiech psa znajduje się w jego ogonie”. Działania prowadzące do psiego, albo w ogóle zwierzęcego „uśmiechu”, są po ludzku przyjemne.
Bolesław Glazur