Opinią publiczną wstrząsnęła informacja o Ukraince, potraktowanej w nieludzki sposób przez polskiego pracodawcę. Kobieta, pracująca bez umowy o pracę, została porzucona na ławce w parku po tym, jak dostała wylewu. „Litościwy” właściciel zakładu zadzwonił na policję twierdząc, że kobieta się upiła. To sygnał, że należy zastanowić się nad warunkami pracy przybyszów zza wschodniej granicy. I to nie tylko z powodów humanitarnych – uważa Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
Przedstawiciele PiS lubią podkreślać, że owszem, nie przyjmujemy imigrantów z Maghrebu, ale za to jesteśmy otwarci na Ukraińców i Białorusinów. Setki tysięcy gości zza Buga studiują i pracują w naszym kraju.
Nie trzeba wyjaśniać, że nie jest to łaskawy gest z polskiej strony, a po prostu paląca potrzeba. Polska znalazła się szczęśliwie w tym miejscu, w którym państwa Europy Zachodniej były jakieś czterdzieści lat temu: bezrobocie jest na tyle niskie, że to praca szuka człowieka, a nie człowiek pracy. I nie da się wszystkiego wytłumaczyć programem „Rodzina 500 Plus”. W sektorze usług brakuje rąk do pracy. Tak, jak oczekiwania Polaków, którzy w latach PRL podejmowali pracę na Zachodzie, były niższe od wymagań miejscowych pracowników, tak obecnie Ukraińcy gotowi są przyjąć warunki, które Polakom nie wydają się atrakcyjne. I tu od razu ważne zastrzeżenie: nieprawda, że pracownik zza wschodniej granicy zgodzi się na wszystko. Wykwalifikowani pracownicy, znający język polski (nie mówiąc np. o angielskim) zdają sobie sprawę ze swoich atutów i nie przyjmą bynajmniej każdej oferty.
Oszustwa wobec pracowników, złe warunki pracy, zatrudnianie „na czarno” lub na umowy „śmieciowe” to patologie, które towarzyszą pracy cudzoziemców w wielu europejskich krajach. Dość posłuchać skarg Polaków, którzy szukali zatrudnienia w Wielkiej Brytanii. Ważne jest to, czy państwo energicznie walczy z takimi zjawiskami, czy przymyka na nie oko. I z drugiej strony, istotne jest, czy większość pracodawców zdaje sobie sprawę z nieopłacalności takich praktyk.
Polska jest dla wielu Ukraińców krajem, w którym mogą zarobić na utrzymanie własne i swojej rodziny. W dodatku, wbrew temu, co na siłę próbują udowodnić niektóre media, Ukraińcy nie spotykają się w naszym kraju z niechęcią. Na podstawie obrzydliwych, ale jednak pojedynczych incydentów nie można stawiać tezy, że tli się jakiś polsko-ukraiński konflikt. Ale dla Ukraińców Europa nie kończy się na Odrze. Sądzę, że już niedługo wzrośnie liczba ofert dla obywateli Ukrainy na innych europejskich rynkach pracy. Jeżeli chcemy, by tak potrzebni naszej gospodarce pracownicy zostali w Polsce, musimy ich odpowiednio zachęcić. My – czyli i polskie firmy, i polskie państwo.
Czasami nie doceniamy tego, że obywatele państw byłego ZSRR, którzy pracują i coraz częściej mieszkają w Polsce, nie niosą ze sobą tych problemów, z którymi borykają się kraje zachodnioeuropejskie. Należą do tego samego kręgu kulturowego, co Polacy, wielu z nich miało w rodzinie Polaków, a fakt, że tak często zatrudnieni w naszym kraju Ukraińcy mówią – gorzej lub lepiej – po polsku, nie jest przypadkiem. Skoro polskość jest dla nich atrakcyjna i czują, że mogą dobrze funkcjonować w naszym społeczeństwie, to grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Tu muszę oddać honor Czarkowi Kaźmierczakowi i kierowanemu przez niego Związkowi Przedsiębiorców i Pracodawców, który wspiera konsekwentnie taki tok myślenia i pomaga Ukraińcom zakładać w Polsce własny biznes.
Wracając do sprawy, którą przytoczyłem na wstępie: kujmy żelazo, póki gorące. Skoro Polacy, o co ostatnio coraz trudniej, zjednoczyli się w sprzeciwie wobec nagannych praktyk, to wykorzystajmy tę sposobność. Co najmniej do kampanii uświadamiającej mały i średni biznes odnośnie warunków pracy obcokrajowców, a najlepiej – do przyjęcia mechanizmów prawnych, które skutecznie zmniejszą skalę patologii.
Źródło: http://krzysztofprzybyl.natemat.pl/231077,ukraincy-sa-potrzebni-polskiej-gospodarce