Lubimy być chwaleni przez innych. Dopiero gdy cudzoziemcy pochwalą naszą kuchnię, urodę Polek, gdy dowiemy się o zwycięstwach za granicą w konkursach architektonicznych, olimpiadach matematycznych, informatycznych, gdy w zagranicznych mediach pojawi się wzmianka o jakimś polskim produkcie, to czujemy prawdziwą satysfakcję. U nas w Polsce, samemu się chwalić nie wypada. To wstydliwe i podejrzane. Nawet media jeśli opiszą jakiś polski produkt bez powoływania się na opinie z zagranicy, podejrzewane są o uprawianie kryptoreklamy. Część firm zdaje się wstydzić własnego pochodzenia także nad Wisłą: firmy odzieżowe na rynku lokalnym przybierają włoskie czy francuskie nazwy, a np. popularna sieć restauracji orientalnych swoją kuchnię reklamuje nazwiskiem amerykańskiego kucharza, który w rzeczywistości nawet nie istnieje – podsumowuje Dariusz Matuszak na portalu http://wei.org.pl.
Tymczasem chwalić się trzeba. I to podwójnie, bo i w Polsce i za granicą. Tak radują nas obecność w Unii, otwarte granice, swoboda przepływu towarów, ludzi, jakbyśmy zapomnieli, że każdy producent z tego ogromnego rynku konkuruje z naszymi przedsiębiorcami. To często od nas samych, od naszych postaw jako konsumentów zależy nasza zamożność, zatrudnienie, rozwój technologiczny. Jednocześnie nie skłonimy nikogo do kupowania tego co polskie, bez przekonania go, że polski produkt jest równie dobry jak ten z Zachodu. Co tam równie dobry, lepszy, bo nasz, bo dający zatrudnienie i dochody naszym rodakom. Owszem, chwalmy Pana, ale chwalmy też Polskę. I to nie tylko w Polsce.
Wciąż jednak brakuje jednego frontu, jednej marki „Polski”, która mogła by wypromować naszych przedsiębiorców na obcych rynkach. Rząd, jak to rząd, niezależnie od opcji politycznej wiele w tej sprawie nie zrobi. Możemy mieć najpiękniejsze stanowiska na wystawach światowych, ale pamiętajmy, że jest XXI wiek – a jedyną rzecz, z którą przeciętny kupujący kojarzy takie wystawy jest XIX wieczna wieża w Paryżu. Promocja polskich produktów rzeczywiście potrzebuje zintegrowanych i niezależnych działań, które swoim prestiżem i zaufaniem mogą wspólnie mówić „dobre, bo polskie”. Z czym teraz kojarzą cudzoziemcy Polskę? Z własnego doświadczenia słyszę najczęściej: Wałęsa, Wojtyła i czasami Lewandowski. Chopina i Skłodowską już dawno straciliśmy, ale w przypadku polskiego biznesu nie ma nawet co tracić.
Tym bardziej przedsiębiorcy powinni być żywo zainteresowani rozlicznymi konkursami gospodarczymi. Mamy nagrody im. Wejcherta przyznawane przez Polską Radę Biznesu, która promuje nie tylko największe sukcesy, ale również najlepsze innowacje znad Wisły. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli, przyznawanych przez niezależne jury jest godło „Teraz Polska”, które kojarzy 70 proc. ankietowanych. Godło jest świetnym przykładem tego, jak biało-czerwone barwy mogą budować pozytywne skojarzenia z krajem i gwarancją jakości nagradzanych produktów. Jest też wspierane przez WEI I ZPP badanie Premium Brand, przeprowadzane przez agencję badawczą Maison & Partners (na panelu Ariadna), które wskazuje polskie marki i firmy o najwyższej reputacji. Zdobywcy tego wyróżnienia mogą stanowić forpocztę, która wspólnie zbuduje uznanie dla rodzimych produktów.
Firmy mogą odnosić indywidualne sukcesy zagranicą, jednak sukces całych branż wymaga czegoś więcej. Wszyscy wiemy co kryje się pod stwierdzeniami „niemiecka technologia”, czy „skandynawski design”. Każdy mógłby wymienić kilka marek podpadających pod te kategorie – nie jedną, ale kilka. Czy zagraniczni nabywcy umieją wymienić konkretne marki kryjące się ponoć pod znanym stwierdzeniem „polska wódka”? Znajomy Amerykanin umiał tylko powiedzieć „ta z trawą”, ale żadna nazwa marki nie padła, a Amerykanin i tak kupił Stoliczną. Niezależne konkursy marek i produktów wydają się być obecnie najlepszym sposobem budowy wspólnej tożsamości polskich produktów. Nie czekajmy aż pochwalą nas inni, róbmy to sami. Bez tego samochwalenia się wiecznie będziemy słyszeć od cudzoziemców “Zdrowie wasze w gardła nasze”.