Ziemianie uprawiają dziś pamięć i kulturę – rozmowa z Marcinem K. Schirmerem

Z Marcinem K. Schirmerem, prezesem Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, rozmawia Radosław Konieczny z Instytutu Staszica.

 

Kim byli ziemianie?

Ziemianie to dawniej właściciele majątków ziemskich, czyli osoby posiadające ponad 50 lub 100 ha ziemi (w zależności od przyjętych norm). W większości wywodzili się ze stanu szlacheckiego, część z nich była potomkami dawnego rycerstwa, które za swoją służbę otrzymało jeszcze w średniowieczu ziemię od władców. Wiele majątków znajdowało się w posiadaniu jednej rodziny przez kilka pokoleń, a niekiedy nawet przez kilkaset lat. W XVIII i XIX w. można było wejść do tej klasy nabywając ziemię i przyjmując określony sposób życia, dzieląc wartości i wspólny etos. Klasa ziemiańska współtworzyła polską historię, przetrwała wszystkie zawieruchy dziejowe ponosząc znaczne ofiary podczas powstań i wojen, by ostatecznie zakończyć swoje istnienie po 1945.

Czyli ziemian dziś już nie ma?

Silne było wśród ziemiaństwa poczucie własnej roli społeczno-kulturalnej, jako elity inteligencji rolniczej. Takiej klasy, jako zwartej grupy osób, dysponujących własnymi środkami produkcji, już nie ma. Jesteśmy spadkobiercami osób wywłaszczonych w czasach stalinowskich, świadomymi naszych korzeni. Części z nas udało się odzyskać lub odkupić rodowe siedziby, ale to raczej wyjątki niż reguła. Nie żyjemy już z gospodarki rolnej, jak nasi przodkowie czynili przez stulecia. Zostało jednak to, czego zabrać nie można – pamięć, etos, wspólnota. Zajmujemy się dziś głównie pielęgnacją wartości, które konstytuowały klasę ziemiańską. Jako, że nasze rodziny to często żywe pomniki historii, można powiedzieć, że sami sobą opowiadamy historię Polski.

Ta historia jednak wzbudza kontrowersje. W recenzji jednej z Pańskich książek przeczytałem zarzut, że traktuje Pan arystokrację bezkrytycznie.

Podnosi się zarzuty, jakoby arystokracja, a szerzej szlachta, doprowadziła do upadku Rzeczpospolitej. Jednakże to szlachta płaciła najwyższą cenę za patriotyzm, ponosząc ofiary w powstaniach i wojnach. O zasługach ziemian na polu gospodarki, kultury, nauki, edukacji i sztuki polskiej napisano tomy.  Przed 1939 r. majątki ziemiańskie wytwarzały 70 proc. produkcji rolnej kraju, dając zatrudnienie dwukrotnie większej liczbie osób niż przemysł, płaciły także większość podatku dochodowego w rolnictwie. Narracje o „obszarnikach i kapitalistach” odbieram jako echa poprzedniego ustroju, który potrzebował uzasadnień dla totalitarnej polityki. Zaskakujące, że 30 lat po upadku komunizmu ktoś stara się nadal budzić takie upiory.

Potomkowie ziemian skupiają się w Polskim Towarzystwie Ziemiańskim, które działa od 1990 roku. Jak Pan ocenia te prawie trzy dekady działalności? Co się udało?

Przetrwaliśmy jako organizacja pożytku publicznego, skupiająca potomków dawnych ziemian, obecna w przestrzeni społecznej i medialnej, naprawdę liczna – wystarczyło być na odsłonięciu tablicy poświęconej ziemianom w Świątyni Opatrzności Bożej w listopadzie tego roku, by się o tym przekonać. Nasze spotkania gromadzą dużą liczbę członków oraz sympatyków. Współpracujemy z wieloma instytucjami kultury,  środowiskiem akademickim oraz wszystkimi, którzy podzielają nasz system wartości. Działamy aktywnie na rzecz dobra wspólnego wszystkich Polaków, jakim jest pamięć o naszej historii.

Powiedział Pan „przetrwaliśmy”.

To adekwatne słowo, bo przez niemal pięć dekad PRL próbowano nas urzędowo wymazać ze zbiorowej pamięci, zaś przez kolejne 3 dekady wolnej Polski starano się przemilczeć fakt, że istniejemy. Nie chciałbym jednak uderzać w ton skargi. Bardzo się cieszę z tego, że w 2019 roku w Bibliotece Polskiej w Paryżu zostanie otwarta wystawa „Europa w Rodzinie” poświęcona polskim ziemianom w XX wieku, współorganizowana przez Instytut Pamięci Narodowej. Wcześniej wystawa była obecna między innymi w Warszawie i w Londynie. Cieszę się z niedawnej gali w Teatrze Narodowym, pt. „100 pomników historii na stulecie odzyskania niepodległości”, gdy Prezydent RP nadał miano Pomnika Historii kolejnym zabytkom. Dzięki naszym staraniom wyróżniony został Pałac w Dobrzycy – obecnie Muzeum Ziemiaństwa – oraz pałac w Oblęgorku, niegdyś własność Henryka Sienkiewicza.

Nie da się ukryć, że PTZ ma również reprywatyzację na sztandarach, a ta stała się elementem twardej walki politycznej.

Nie lubię słowa: reprywatyzacja. Wolę mówić: restytucja oraz zadośćuczynienie za bezprawny zabór mienia.

Dlaczego?

Słowo „reprywatyzacja” zostało niejako uprowadzone do celów bieżącej polityki i zniekształcone znaczeniowo. Obecnie kojarzy się z czyścicielami kamienic. Problem ma dwa źródła: jedno to komunistyczne nacjonalizacje, które de facto zlikwidowały własność prywatną w całej Polsce. Drugie źródło to zaniechania w czasach III RP i wytworzenie stanu niepewności prawnej. Mówiąc metaforycznie: stworzenie mętnej wody do łowienia tłustych ryb. Beneficjentami tego systemu częściej były różne obrotne jednostki, niż prawowici właściciele. Ciągle mówimy o skutkach a nie o przyczynach. To właśnie brak ustawowej regulacji doprowadził do obecnej sytuacji.

Politycy podnoszą, że współczesna Polska nie jest w stanie rozwiązać tego problemu.

Powiedziałbym raczej, że to polscy politycy nie chcą rozwiązać tego problemu. Czechosłowacja rozwiązała problem ustawami w latach 1990-1991. Niemcy – 1990 (już traktat zjednoczeniowy obejmował tę kwestię, jako jeden z filarów ustroju zjednoczonego państwa), Litwa, Łotwa, Estonia w 1991, Węgry w 1992, Bułgaria 1992, nieco później Rumunia i kraje byłej Jugosławii. Jako PTZ niezmiennie apelujemy o dialog w celu rozwiązania problemu, który wciąż skutkuje poważnymi kosztami finansowymi, społecznymi i politycznymi. Trawestując Talleyranda, brak stosownego rozwiązania ustawowego w tym obszarze to gorzej niż zbrodnia, to błąd.

Źródło: http://instytutstaszica.org/2018/12/17/ziemianie-uprawiaja-dzis-pamiec-i-kulture-rozmowa-z-marcinem-k-schirmerem/