Narzucane odgórnie normatywy są mało skuteczne. Szkoda, że projektując nowe przepisy, ciągle się o tym zapomina. Zamiast kolejnych regulacji, które wpływają na ograniczenia rynkowe, lepiej postawić na edukację.
Czy zakazy i ograniczenia to jedyne i najlepsze rozwiązania, które mogą chronić lub ustanawiać oczekiwane społecznie postawy? Przykład regulacji o zakazie sprzedaży napojów energetycznych niepełnoletnim oraz planowane ograniczenia w promocji tych napojów w mediach pokazuje, że chętnie sięga się po zdecydowane posunięcia zamiast korzystać z rozwiązań już dostępnych. Czy to rzeczywiście jedyna i skuteczna droga, by chronić dzieci i młodzież przed negatywnym wpływem nadużywania kofeiny na ich zdrowie? Można mieć co do tego uzasadnione wątpliwości. Radykalny zakaz sprzedaży i reklamy nie wpłynie na stan wiedzy, jak prawidłowo się odżywiać. Powodów do takich przemyśleń jest co najmniej kilka.
Po napoje energetyzujące niekoniecznie sięga wyłącznie młodzież. Według badań Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH-PIB prawie 84 proc. dziewcząt i 78 proc. chłopców w wieku 10-17 lat nie spożywa w ogóle napojów energetyzujących bądź sięga po nie rzadziej niż raz w miesiącu. W przypadku dorosłych, którzy piją kawę lub inny napój kofeinowy, zalecana, dopuszczalna dawka kofeiny na dobę wynosi 400 mg na dobę. Zakaz reklamy napojów energetyzujących oraz brak analogicznych regulacji odnośnie sprzedaży pozostałych napojów i żywności z dużą zawartością kofeiny, nie zmieni świadomości konsumentów. A taki powinien być właściwy kierunek ustawy o zdrowiu publicznym, której celem jest propagowanie zdrowego stylu życia.
Mitem jest także przypisywanie horrendalnych dawek kofeiny, jaką ma zawierać puszka takiego energetyku. W 250 ml puszce napoju energetyzującego jest 80 mg kofeiny, podczas gdy w 200 ml filiżance kawy znajdziemy 90 mg kofeiny. Faktem jest, że to liczba wszystkich konsumowanych napojów w ciągu doby, sprawia, że przekraczamy zalecane dawki dziennego spożycia kofeiny i tauryny, narażając się na negatywne konsekwencje dla naszego zdrowia. Bo jak mawiał Paracelsus, lekarz i przyrodnik, ojciec medycyny nowożytnej i toksykologii: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. To dawka czyni substancję trucizną”.
Absurdem jest, że próbuje się ograniczyć promocję i sprzedaż wyłącznie napojów energetyzujących, podczas, gdy kofeinę i taurynę znajdziemy w szeregu innych produktów, w dodatku codziennego spożycia. W czarnej herbacie, małej kawie, świeżo mielonej oraz jej wariantach rozpuszczalnych, napojach gazowanych typu cola, cukierkach czy gorzkiej czekoladzie. Puszka napoju energetycznego zadziała pobudzająco podobnie jak zwykła mała kawa. Powszechnie to kawa, a nie energetyki, są głównym źródłem kofeiny spożywanej codziennie przez konsumentów. Tymczasem w najbliższym czasie nie planuje się radykalnego ograniczenia spożycia kawy.
Powszechnym błędem jest praktyka wystawiania recept, zamiast uprzedniej profilaktyki, która chroniłaby nas przed negatywnymi konsekwencjami dla zdrowia. Edukacja w szkole, właściwe odżywianie w domu oraz społeczne kampanie uświadamiające są o wiele bardziej przekonywujące niż doraźne działania z odgórnymi zakazami włącznie. Nikt – w tym najbardziej opiekuńcze państwo – nie ma wpływu na nasze zdrowie tak bardzo, jak my sami, poprzez codzienne, świadome wybory.
Autorem tekstu jest Natalia Witkowska, ekspert Instytutu ESG.