Greta Thunberg zapowiedziała bojkot klimatycznego szczytu COP27, który rozpoczyna się 6 listopada w Sharm el-Sheikh w Egipcie. Znana aktywistka oskarżyła światowych przywódców o stosowanie greenwashingu.
– Konferencje COP są wykorzystywane głównie jako okazja dla przywódców i ludzi u władzy, do zwrócenia na siebie uwagi przy użyciu wielu różnych rodzajów greenwashingu – powiedziała Thunberg.
Gretę Thunberg można lubić lub nie lubić za jej klimatyczny radykalizm, który wyraża często w sposób mało salonowy. Jednak tym razem w jej słowach wydaje się tkwić sporo gorzkiej prawdy. Pierwszym, budzącym szczególnie mocne wątpliwości faktem, jest wybór miejsca klimatycznego szczytu COP27. Otóż Egipt jest państwem autorytarnym i odkąd w 2014 r. władzę w kraju przejął prezydent Abd al-Fattah as-Sisi, obrońcy praw człowieka i aktywiści klimatyczni są prześladowani.
Według dziennikarzy „New York Times”, w egipskich więzieniach, w nieludzkich warunkach, przetrzymywanych jest 60 tys. więźniów politycznych, są też szacunki wskazujące na 70 tys. takich więźniów. Co więcej, wedle doniesień mediów, różnorodne prześladowania ekologów i obrońców praw człowieka nabrały tempa wraz ze zbliżaniem się COP27. Dlatego Greta Thunberg, podobnie jak tysiące ekologów i działaczy na rzecz praw człowieka, podpisała petycję wzywającą do uwolnienia więźniów politycznych w Egipcie.
Ponadto w Egipcie obowiązuje zakaz demonstracji. Co prawda władze zapowiedziały, że zezwolą na protesty ekologów w trakcie COP27, lecz pod warunkiem, że odbędą się one w wyznaczonych miejscach i w znacznie ograniczonym zakresie. Można być pewnym, że jeżeli w ogóle do nich dojdzie, to nie w pobliżu miejsca obrad polityków.
Tu czas na pierwszą konkluzję. Otóż ideowym fundamentem walki o środowisko naturalne i ze zmianami klimatycznymi jest Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ i oparty na niej Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych. Bez wstrzymania czy choćby ograniczania globalnego ocieplenia, trudno mówić o zapewnianiu ludziom w różnych częściach świata warunków do odpowiedniego poziomu życia.
A co dopiero mówić o podstawowych prawach, jak prawo do wolności? Czy w tym świetle wybór Egiptu na szczyt COP27 nie jawi się jako pewna forma szeroko pojmowanego greenwashingu – „eko ściemy”?
Tu jeszcze należy dodać, że ekolodzy z innych krajów wskazują na wysokie ceny uczestnictwa w COP27 i ograniczoną liczbę akredytacji – części z nich jej po prostu odmówiono. Lecz na tle prześladowań można już raczej potraktować jako „detal”.
Wygląda na to, że światowi przywódcy, wybierając na miejsce szczytu takie państwo jak Egipt, pozbyli się kłopotliwych, krzykliwych aktywistów. Będą mogli w spokoju, nie niepokojeni, układać dalekosiężne plany, z których zresztą nie zawsze wynika to, czego oczekiwano.
Końcowe postanowienia ubiegłorocznego szczytu COP26 w Glasgow w niewielkim stopniu oddawały dekarbonizacyjne wnioski wysuwane w raportach Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu i Międzynarodowej Agencji Energetycznej. Przykładów wielkich zobowiązań z których niewiele wynika jest sporo, jak choćby podjęte podczas szczytu klimatycznego w Kopenhadze zobowiązanie do przyznania krajom rozwijającym się środków pomocowych na walkę ze zmianami klimatycznymi.
Pewnym symbolem tych kolejnych klimatycznych szczytów może być sytuacja jaka się pojawiła podczas ubiegłorocznego COP26. Na lotnisko w Glasgow przyleciało tyle prywatnych odrzutowców, że zrobił się korek. Tylko pierwszego dnia lądowały 52 prywatne samoloty. Aby zwolnić lotnisko dla kolejnych maszyn, musiały puste odlatywać do innych portów lotniczych. Według brytyjskiej prasy, mogło to oznaczać emisję kilkunastu tysięcy ton CO2.
Podsumowując – greenwashing z czasem staje się coraz bardziej widoczny, niezależnie od tego, czy stosują go firmy, czy politycy. I zraża tak konsumentów firm, jak i wyborców. A faktyczne odepchnięcie aktywistów klimatycznych – niezależnie od tego, że oni też nie są aniołami bez skazy – oznacza mocne osłabienie społecznego czynnika w walce o klimat. Trudno przypuścić, aby bez oddolnego poparcia sami politycy i urzędnicy wdrożyli w życie duże klimatyczne projekty.
Światowi przywódcy albo tego nie dostrzegają, albo nie chcą dostrzec.