Po kilkudziesięciu latach wreszcie zniknie największa zmora farmaceutów – po długich 5,5 rocznych studiach występowali za okienkami aptek zbyt często w charakterze sprzedawców, a nie pełnoprawnych pracowników służby zdrowia i opiekunów pacjentów. To ogromne marnotrawstwo ich wiedzy i umiejętności, szczególnie w obliczu braków kadrowych w świecie medycyny – mamy dramatycznie za mało lekarzy i pielęgniarek, a ogromna luka pokoleniowa sprawia, że ich liczba w najbliższych latach nie wzrośnie.
Wprowadzenie do polskiego porządku prawnego opieki farmaceutycznej i wzmocnienie roli farmaceutów może ulżyć polskiemu systemowi opieki zdrowotnej.
Przykład? Wystarczy, że farmaceuci będą mogli nadzorować terapię lekową. Wyobraźmy sobie starszego człowieka, który cierpi na dwie lub trzy choroby przewlekłe. Taki pacjent odwiedza kilku lekarzy specjalistów, którzy niezależnie od siebie wypisują leki. Nie wiedzą, czy medykamenty, które zażywa ich pacjent nie dublują się, a może wchodzą w interakcje negatywne dla organizmu. To nie wszystko, pacjenci bardzo często przerywają terapię lekową, bo na przykład poczuli się lepiej i już nie chcą łykać kolejnych dawek tabletek lub brać bolesnych zastrzyków, albo po prostu zapomnieli wykupić kolejną receptę.
To ogromne niebezpieczeństwo dla zdrowia pacjentów i płatnika – Narodowego Funduszu Zdrowia. Jeżeli terapia lekowa nie jest kontynuowana, pacjentowi grożą poważne komplikacje, co może skończyć się koniecznością drogiego leczenia ambulatoryjnego.
Gdyby terapia była koordynowana przez farmaceutę, a pacjent regularnie zażywał leki – koszty byłyby dużo niższe. Opieka farmaceutyczna może mieć zbawienny wpływ na zdrowie Polaków i stan środków publicznych przeznaczanych na zdrowie.
Jest jedno ale – polski rynek aptek jest mocno skonfliktowany, co może negatywnie wpłynąć na sposób świadczenia opieki farmaceutycznej. Z powodu tego konfliktu liczba aptek i liczba farmaceutów w aptekach spada spada – w ciągu ostatnich lat z mapy Polski zniknęło 1,2 tys. takich miejsc oraz ponad 1 tys. farmaceutów, co utrudnia leczenie wielu pacjentom. Dlaczego? Samorząd aptekarski dyskryminuje farmaceutów, którzy zrzeszają się w detalicznych sieciach franczyzowych.
Izby aptekarskie zarzucają sieciom detalicznym dominację polskiego rynku przez zagranicznych inwestorów kosztem polskich właścicieli aptek.
Ale takiego zagrożenia nie ma – według najnowszych informacji, w Polsce działa aż 359 sieci aptecznych posiadających 5 i więcej aptek – ta liczba pokazuje różnorodność rynku aptecznego w naszym kraju. Co więcej, zdecydowana większość sieci aptecznych to podmioty prowadzące od 5 do 9 aptek, a zaledwie 9 spółek możemy zaliczyć do sieci posiadających powyżej 100 aptek.
Samorząd staje w obronie indywidualnych aptek. Otwarte pozostaje pytanie czy indywidualne apteki rzeczywiście są niezależnymi placówkami. Polski rynek hurtowy leków zawojowało 3 wielkich hurtowników – kontrolują aż około 80 proc. handlu medykamentami. Jak w konfrontacji z tak silnymi graczami ma się zachowywać właściciel pojedynczej apteki lub nawet kilku? Musi przystać na warunki stawiane przez hurtownię. Jego siła negocjacyjna jest symboliczna. Dlatego aptekarze, chcąc nie chcąc, muszą się konsolidować – w programach partnerskich hurtowni lub w sieciach, np. franczyzowych. Problem w tym, że samorząd i inspektorzy farmaceutyczni promują tylko i wyłącznie tych farmaceutów, którzy zrzeszają się w programach prowadzonych przez hurtownie, pod hasłem polskich, niezależnych aptek – choć tak naprawdę są uzależnieni od hurtowni.
Wbrew pojawiającym się w przestrzeni publicznej informacjom, polski rynek nie jest zmonopolizowany przez zagraniczne sieci i nie ma takiego ryzyka. Eksperci podkreślają, że obecne regulacje promowane przez samorząd aptekarski mogą ograniczać rynkową konkurencję i w dużej mierze godzić w interesy pacjentów. Dbajmy o to, żeby każdy farmaceuta czuł siłę i moc, a nie był zastraszany – tylko wtedy będzie mocnym wsparciem dla każdego polskiego pacjenta.