Patriotyzm  gospodarczy

Kryzys gospodarczy wywołany pandemią koronawirusa spowodował, że szczytne idee wolnego handlu, paneuroepejskiej współpracy gospodarczej, zostały brutalnie sprowadzone na ziemie i mocno przy tym pokiereszowane. Poszczególne rządy coraz częściej i bez zażenowania zaczynają sięgać po instrumenty z obszaru protekcjonizmu gospodarczego. Blokowanie granic dla eksportu środków medycznych czy ogłoszona w wielu europejskich krajach zapowiedź gotowości do przejmowania kluczowych dla funkcjonowania gospodarki przedsiębiorstw to pierwsze z brzegu przykłady na to, że w kryzysie zaczyna się dbać wyłącznie o wąsko pojmowane własne interesy, zapominając o korzyściach wynikających z uczestnictwa we wspólnym rynku.

Takie swoiste zamykanie się to często spotykana reakcja na problemy gospodarcze. Z bardziej znanych można wspomnieć o przepisach „Buy American”, wprowadzonych w odpowiedzi na problemy gospodarcze lat 30-tych ubiegłego wieku. W tym samym czasie Brytyjczycy prowadzili swoją kampanię „Buy British” (pod tym samym hasłem uruchomiono
w późniejszych latach na Wyspach kilka kampanii – raczej ze średnim powodzeniem).

Idea patriotyzmu gospodarczego wraca do łask również w obecnym kryzysie. Pisał o tym niedawno portal „Politico”, który w artykule Economic patriotism is back amid the coronavirus crisis”, opisuje sytuację w kilku europejskich krajach, gdzie politycy mocno zachęcają do kupowania lokalnych produktów żywnościowych a nawet, jak we Francji, stosują presję na sieci handlowe, aby te sprzedawały wyłącznie francuskie produkty. „Kraje UE odwracają się w kierunku znajomej w czasach kryzysu mantry „Buy local”” – czytamy w „Politico”.

Lista wstydu resortu rolnictwa

Wzorem innych krajów, także w Polsce patriotyzm zakupowy ma być jedną z broni do walki z kryzysem. Przykładem może być tutaj m.in. akcja Kupuj świadomie produkt polski, której celem jest zachęcenie konsumentów do zakupu polskiej żywości. Niestety nadgorliwość i źle pojęta troska o własny interes powodują, że promowanie rodzimej produkcji przybiera czasem wynaturzone formy. Przykład? Do dziś nie milkną echa zamieszania, jakie wywołało opublikowanie na stronie resortu rolnictwa „listy wstydu”, czyli zestawienia firm mleczarskich, które w ostatnim czasie zaimportowały surowiec do produkcji (warto dodać, że już w ubiegłym roku opublikowano podobną listę producentów sera).

Przedsiębiorstwa zrobiły to całkowicie zgodnie z prawem, co jednak nie przeszkodziło ministerstwu na publiczne napiętnowanie firm za „niepatriotyczną” postawę. Przyznam,
że w poczuciu absurdu obserwowałem kolejne etapy tej historii. Począwszy od umieszczenia na stronach resortu rolnictwa komunikatu w PRL-owskim tonie: Jedni wspierają, a dla innych liczy się tylko zysk”, poprzez gromy ciskane na głowy importerów. Z zażenowaniem czytałem, jak szefowie dużych przedsiębiorstw eksportujących warte miliardy euro polskie produkty, muszą tłumaczyć się niczym przyłapane na drobnym występku dzieci, że sprowadzili niezbędny do produkcji surowiec. W dodatku taki, który nie był dostępny w kraju. Kto żył w PRL, ten zapewne pamięta tę ideę, której celem było wspieranie produkcji imitacji zachodnich wyrobów i oszczędzanie dewiz.  Swoją drogą ciekaw jestem, czy z podobną wnikliwością ministerstwo rolnictwa bada, z jakiego kraju pochodzą maszyny albo środki ochrony roślin wykorzystywane w rolnictwie. Czy oby na pewno wszystkie są polskiej produkcji? A może tutaj „patriotyzm” już nie obowiązuje?

Eksport polskiej żywności w 2019 r. wyniósł blisko 30 mld euro

Patriotyzm gospodarczy, w tym przypadku zakupowy, nie jest oczywiście niczym złym. Pod warunkiem, że jest „zdrowy”, czyli dobrowolny i oparty na rzeczywistych walorach rodzimych produktów. Postępowanie  ministerstwa z firmami mleczarskimi, z patriotyzmem i rozwojem gospodarczym nie ma nic wspólnego. Rzeczywisty patriotyzm to wspieranie polskich firm, aby były jak najbardziej konkurencyjne na zglobalizowanym rynku i były w stanie ulokować na tym rynku jak największą liczbę swoich produktów.

Przyznajmy sprawiedliwie, że ministerstwo robi wiele w tym kierunku, wykorzystując między innymi środki unijne do promowania polskiej żywności na świecie. Co więcej, są tego rezultaty, co widać po wzroście poziomu polskiego eksportu, który w tej dziedzinie wyniósł blisko 30 mld euro w minionym roku.

Co się stanie, jeśli Niemcy będą kupować tylko to, co niemieckie, a Francuzi to, co francuskie?

W kryzysie powinniśmy szczególnie zadbać o budowanie polskiej marki. A na jej siłę składają się nie tylko dobre jakościowo wyroby, ale również reputacja kraju. Markę danego kraju buduje przewidywalność, racjonalność gospodarcza, stosunek administracji do biznesu, otwartość gospodarki. Krótko mówiąc – mądrość państwa. Publiczne piętnowanie przez instytucje rządowe jakiegoś incydentalnego importu, w dodatku z poczuciem jakiejś niezdrowej satysfakcji, to całkowite zaprzeczenie tej koncepcji.

Nie wiemy, co będzie po kryzysie. Najgorsze, co może się zdarzyć, to sytuacja, w której  protekcjonizm pod płaszczykiem „patriotyzmu gospodarczego”,  zakorzeni się w Europie na dłużej.  Co się stanie, jeśli Niemcy będą kupować tylko to, co niemieckie, a Francuzi to, co francuskie? Co wtedy stanie się naszymi firmami produkującymi żywność, które 80% eksportu lokowały do tej pory w krajach europejskich, a dziś są szkalowane za „niepatriotyczne postawy”. Logika urzędników z ministerstwa rolnictwa przypomina „myślenie Kalego” – my powinniśmy przestać kupować produkty pochodzenia zagranicznego, ale już inne kraje niech kupują coraz więcej produktów polskich.

Nie wiemy jak zmienią się postawy konsumentów pod wpływem szerzącego się w Europie „gastronacjonalizmu”. Jeśli ktoś myśli, że po opanowaniu pandemii nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, polskie produkty powrócą takim samym szerokim strumieniem
na europejskie rynki, może się bardzo zdziwić. Chociaż chciałbym się mylić. Dlatego dbajmy o polskie przedsiębiorstwa i nie stosujmy wobec nich niemądrych rozwiązań, szkodzących biznesowi i podkopujących autorytet państwowych urzędów. Pomoże to nam w odbudowaniu pozycji w nowej, pokryzysowej rzeczywistości.

Andrzej Arendarski – prezes Krajowej Izby Gospodarczej

źródło: https://polskatimes.pl/arendarski-idea-patriotyzmu-gospodarczego-wraca-do-lask-rowniez-w-obecnym-kryzysie/ar/c3-14980811