Kontrola podstawą zaufania” – mawiał Lenin. Wydawałoby się, że trudno ten slogan traktować na serio, a przecież przynajmniej część urzędników działa tak, jakby złote myśli Włodzimierza Iljicza wciąż pozostawały drogowskazem. Nowy think-tank związany z kręgiem konserwatywnych publicystów, Instytut Staszica, ogłosił właśnie krótką analizę dotyczącą procesów kontrolnych w Polsce. I nie jest to analiza optymistyczna. Wynika z niej, że nazbyt często kontrole są środkiem wymuszania określonych rozwiązań albo służą „usadzeniu” niepokornych – komentuje Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
Eksperci Instytutu, wspominając o zapowiedzianej przez resort finansów rewolucji w zakresie relacji fiskus-podatnik, podkreślają częsty w polskich realiach rozdźwięk między przepisami a praktyką. Podają przykład regulacji z zakresu zamówień publicznych, non stop nowelizowanych i poprawianych, a przecież cały czas zawodnych i niestety, nie spełniających swojej podstawowej roli. Przykładem może być osławione kryterium „sto procent ceny”. Opinia publiczna sądzi, że spektakularne klapy inwestycji, powierzonych wykonawcom, którzy sobie nie radzą, to efekt złego prawa. Urzędnicy nader chętnie wskazują, że po prostu musieli wybrać najtańszą ofertę. Tymczasem jeszcze przed ostatnią nowelizacją, prawo zamówień publicznych nie wymagało, by w przypadku zdecydowanej większości postępowań kierować się wyłącznie ceną. To, co odpowiednie w przypadku postępowania na zakup spinaczy nie może być dobre w sytuacji, gdzie kluczowa jest reputacja wykonującego i jakość świadczonych przez niego usług. A przypominam sobie, że ci sami urzędnicy GDDKiA, którzy wskazywali na złe prawo cieszyli się, że udało się im powiększyć wielokrotnie liczbę firm, startujących w przetargach na budowę dróg. Tak, jakby z takimi inwestycjami mógł poradzić sobie niemal każdy.
Nowa Ordynacja podatkowa pozostanie zbiorem pięknych deklaracji, jeśli nie zmieni się podejścia urzędników. Trzeba przyznać, że fiskus powoli, ale jednak zmienia najbardziej kontrowersyjne praktyki. Wciąż jednak media donoszą o kontrolach skarbowych, w związku z którymi przedsiębiorca musi udowodnić, że nie jest przysłowiowym wielbłądem. Nawet, jeśli po wielu latach wygra w sądzie, to i tak jego firma często jest już tylko wspomnieniem.
Kontrole i kontrolne patologie to jednak nie tylko domena skarbówki. Instytut Staszica pisze o kontrolach Ministerstwa Zdrowia i związanych z tym resortem organów. W analizie przypomniano o masowych kontrolach NFZ w tych przychodniach, które nie chciały podpisać kontraktów na bieżący rok na warunkach ministra Arłukowicza. W tym przypadku resort nawet nie krył, że jest to środek nacisku.
Instytut Staszica piętnuje także nieoficjalne przekazywanie mediom „wyników” nieukończonych formalnie postępowań kontrolnych, jeszcze przed tym, jak do ustaleń miała szansę odnieść się instytucja kontrolowana. Przypomniano, że w ostatnim czasie tak się zdarzyło w przypadku Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu, kierowanego przez uznaną medyczną sławę, prof. Henryka Skarżyńskiego. Taka praktyka jest nie tylko naruszeniem dobrych obyczajów, ale i łamaniem prawa.
To, że nie jest dobrze, wszyscy wiemy. Pytanie brzmi: jak ukrócić możliwości nadużyć? Przy próbie odpowiedzi niestety łatwo wpaść w pułapkę. Sama ustawa, choćby najznakomitsza, może rozwiązać problem tylko częściowo. Jak jednak przekonać skutecznie decydentów, że to, co dzisiaj jest dla nich wygodnym instrumentem nacisku, jutro może być wykorzystane przeciwko nim? Przecież w polskiej polityce bardzo często nowa ekipa zaczyna rządy nie od kontynuacji istniejących projektów czy przedstawienia planu zmian, ale od rozliczania poprzedników…
Na to pytanie nie znaleziono jeszcze rozsądnej odpowiedzi…