Betonoza to nie jest jednostka chorobowa, a potoczny termin określający nadmiar zabudowy, który obywa się kosztem zieleni. Przybywa dowodów, że kosztem zdrowia także. Nie ma wątpliwości, że jako ludzkie istoty, dla zdrowia tak fizycznego, jak i psychicznego, potrzebujemy miejskiej przyrody. Warto być tego świadomym, zwłaszcza w kontekście wciąż popularnych trendów „zagęszczania” miast zabudową.
Jak donieśli niedawno eksperci z hiszpańskiego ISGlobal, tzw. wyspom ciepła można przypisać ponad 4 proc. zgonów, jakie mają miejsce w krajach Europy latem i 1,8 proc. – w ciągu całego roku. Wyspy ciepła to na przykład gęsto zabudowane kwartały miejskich ulic gromadzące w ścianach i nawierzchniach energię cieplną. Temperatura w nich jest wyraźnie wyższa, niż poza miastem, a do tego niedobór roślin spowalnia chłodzące parowanie wody.
W takich miejscach temperatura jest wyższa niż na terenach nie tak gęsto zabudowanych i obfitujących w rośliny. Okazuje się, że na wyspach ciepła w porównaniu z innymi terenami wyższe jest rozpowszechnienie chorób układu krążenia – donoszą badacze.
A ma być jeszcze gorzej. „Prognozy oparte na obecnych emisjach gazów cieplarnianych wskazują, że choroby i zgony związane z ciepłem, w ciągu następnych dziesięcioleci staną się większym obciążeniem dla służby zdrowia” – mówią naukowcy.
Do takich wniosków doszli po przeanalizowaniu danych odnośnie 93 miast. Hiszpański zespół szacuje, że zwiększenie pokrycia miejskich terenów drzewami do 30 proc. pozwoliłoby uniknąć jednej trzeciej spowodowanych działaniem wysp ciepła zgonów. Tymczasem, np. w Warszawie zielenią jest pokryte 17 proc. powierzchni miasta. Bywa gorzej, bo np. w Tokio jest to tylko w 7,5 proc., a w Stambule – w 2,2 proc. Jednak np. w Sydney – aż 46 proc., a w Wiedniu – 50 proc.
Wyspy ciepła niebezpiecznymi strefami
Zagadnienie jest już dokładniej badane. Naukowcy z Uniwersytetu w Szanghaju i innych ośrodków z kilku krajów przeprowadzili przegląd badań na temat wpływu miejskiego gorąca na zdrowie. Jak zwracają uwagę – do 2050 roku w miastach ma mieszkać prawie 7 mld ludzi. Jak wskazuje analiza, według różnych badań miejskie wyspy ciepła, szczególnie w czasie fal upałów, zwiększają ryzyko zgonów i rozwoju wielu innych chorób.
Niektóre osoby są przy tym szczególnie narażone na gorąco i jego skutki. Po pierwsze będą to ludzie żyjący w najcieplejszych rejonach miasta, o niskim zadrzewieniu, bez dostępu do klimatyzacji, mieszkający na najwyższych piętrach i pracujący na zewnątrz, a także osoby młode, starsze, gorzej wykształcone, o niskim zdrowiu, gorszym dostępie do opieki zdrowotnej, z niewielkim wsparciem społecznym i zasobami materialnymi.
Kiedy na szybką zmianę okolicy nie można liczyć, według naukowców, lepiej sięgnąć po proste środki samopomocy – słuchanie ostrzeżeń o upałach, stosowanie odpowiedniego ubrania, schładzanie ciała wodnymi aerozolami czy prysznicami. Klimatyzacja pomaga uniknąć zdrowotnych problemów i śmierci, ale z drugiej strony dodatkowo emituje ciepło do okolicy – zwracają uwagę naukowcy.
Mózg i dusza nie lubią betonu
Eksperci z Nature Conservancy, University of Virginia i ich koledzy ze Szwecji przestrzegają z kolei przed psychicznymi skutkami odrywającej człowieka od naturalnego otoczenia urbanizacji. Na podstawie analizy dostępnych badań donoszą o korelacji między stopniem izolacji od natury w mieście i nasileniem różnych problemów psychicznych. Wymieniają nawet tak poważne zaburzenia, jak psychozy.
Zależności są przy tym złożone i wieloczynnikowe. Znaczenie ma zagęszczenie ludności, mieszanie się kultur, mniejszy poziom współpracy, ograniczenie lokalnego życia społecznego od kontaktów rodzinnych, a także hałas, nadmiar bodźców wizualnych i zanieczyszczenie światłem.
W niemałej mierze ulgę ma przynosić właśnie wprowadzana do miast przyroda. Jak bowiem wskazują przytaczane w opracowaniu badania, zieleń w mieście, oprócz tego, że może obniżyć temperaturę, czy pomóc w zachowaniu zdrowszego powietrza, zachęca do aktywnej rekreacji, wspiera kontakty społeczne i współpracę między ludźmi oraz redukuje napięcie psychiczne.
Odnośnie redukcji stresu poprzez kontakt z naturą naukowcy zwracają uwagę na kilka możliwych mechanizmów. Po pierwsze, elementy przyrody chronią ludzi przed nadmierną stymulacją wizualną i hałasem. Po drugie, to środowisko, w którym ludzi gatunek ewoluował i naturalnie kontakt z nim obniża stres. Po trzecie, w kontakcie z przyrodą człowiek jest poddawany działaniu dużo mniejszej ilości bodźców i może odpocząć przed kolejnym ich natłokiem ze strony miasta i wszystkiego, co się w nim dzieje.
Autorzy analizy wskazują na badanie, według którego już 30 minut spędzone w otoczeniu pobliskiej zieleni tygodniowo zmniejszało ryzyko depresji o 7 proc. (i o 9 proc. nadciśnienia!). Według innego projektu badawczego obecność drzew w pobliżu domu wiązała się aż 50 proc. spadkiem zachorowań na depresję. Przy tym o 43 proc. spadał poziom stresu i o połowę malała częstość stanów lękowych.
Singapur, miasto w ogrodzie
Wprowadzanie zieleni do miast i redukcja betonozy to więc nie tylko pobożne życzenie, które można odłożyć na później, ale podstawa dobrego, zdrowego życia. Potrzeba takich działań będzie jeszcze rosła. Szacuje się bowiem, że do 2050 roku, w miastach będzie żyło 6,7 mld ludzi, a w wielu z nich populacja będzie coraz starsza.
Bogate kraje coraz lepiej to rozumieją. Autorzy wspomnianego wyżej przeglądu badań przytaczają przykłady Edmonton w Kanadzie i Singapuru. W Edmonton, w ramach projektu „Breathe” powstaje zielona miejska sieć łącząca tereny dzikie, parki, miejskie lasy, rzeki, strumienie i obszary zabudowane.
W Singapurze, w ramach Landscape Replacement Policy wprowadzono zasadę, według której na każdy metr kwadratowy zajęty przez nowy budynek, trzeba stworzyć przynajmniej jeden nowy metr kwadratowy zielonej powierzchni. Azjatyckie miasto-państwo zmieniło nawet swoje, i tak już proekologiczne motto „Singapore, A Garden City” („Singapur – miasto ogrodów” na „Singapore, A City in a Garden” (Singapur – miasto w ogrodzie).
Może warto byłoby stworzyć podobne hasło dla Polski, a tymczasem dobrze, aby każdy rozejrzał się po swojej okolicy, gdzie najbliżej może znaleźć wyspę nie gorąca, a zieleni i jak najczęściej z niej korzystał.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie/PAP