Ostatni rok upłynął pod znakiem pandemii, która dobitnie pokazała w jakim stanie jest polska służba zdrowia i jak bardzo potrzebna jest zmiana w podejściu do całego systemu. Lekarzy jest za mało, a ci, którzy pracują, podobnie jak pielęgniarki czy pielęgniarze, są wyczerpani. Ta sytuacja szybko się nie zmieni. Gdzie nie spojrzeć, problemy: z planem szczepień, z dostępem do specjalistów, z długimi kolejkami… Starzejące się społeczeństwo wymusza zwiększenie nakładów na sektor zdrowia – nie mamy już na co czekać – podkreśla Arkadiusz Bińczyk, ekspert medialny i przedsiębiorca.
Sytuacja z zapaścią sektora psychiatrii dziecięcej pokazała niedawno, że „król jest nagi” – i to od lat. Nie zamierzam nikogo oskarżać – takich niedofinansowanych, traktowanych po macoszemu sektorów służby zdrowia jest bez liku.
Eksperci tego rynku od lat alarmują o konieczności zwiększenia wydatków publicznych. Średnia wydatków na zdrowie dla krajów OECD to 8,8 proc. Polska, która przeznacza ok. 6 proc. PKB, jest zdecydowanie poniżej średniej – na 9. miejscu od końca, za nami jest Łotwa, Meksyk czy Rosja. Nie oszukujmy się – nie jest dobrze, i to od lat! W obliczu ogromnych wydatków spowodowanych pandemią wciąż będziemy słyszeć o kolejnych sektorach ochrony zdrowia wymagających pilnego wsparcia. Za chwilę takich „psychiatrii dziecięcych” będziemy mieć kilkanaście – i wszystkie decyzje będą złe, bo każde przesunięcie środków będzie oznaczało czyjeś zdrowie lub życie. Ale żeby nie być gołosłownym – to kilka przykładów chorób i potrzeb pacjentów:
Szacuje się, że w Polsce ponad 6 mln osób ma problemy ze słuchem, z czego poważne zaburzenia dotyczą około miliona osób, a blisko 50 tys. nie słyszy niemal wcale. Dzieci, które mają kłopoty ze słuchem gorzej się rozwijają, bardzo często mają też problemy w szkole. U osób starszych podobne zaburzenia utrudniają kontakty ze światem zewnętrznym i w dużej mierze powodują odizolowanie, depresję i wykluczenie ze społeczeństwa. Nie można więc powiedzieć, by problemy tych pacjentów były błahe. Dla osób z poważnymi wadami słuchu najlepszym rozwiązaniem jest wszczepienie implantu ślimakowego – na taką operację czeka w Polsce blisko 2 tys. osób. Można powiedzieć, że to niedużo – ale przecież te liczby to ludzie czekający na powrót do świata dźwięków.
W Polsce na przewlekłą chorobę nerek cierpi 4,2 mln Polaków, przy czym 95 proc. nie zdaje sobie z tego sprawy. Wśród nich jest 21 000 osób, które wymagają leczenia nerkozastępczego, czyli wykonywania dializ, których nie można zawiesić lub odroczyć. Są one bowiem realizowane w ramach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej w stacjach dializ, m.in. stacjach Diaverum i w szpitalach. W czasie pandemii koronawirusa, przewlekła choroba nerek (PchN) była najsilniej związana z ryzykiem hospitalizacji, a pacjenci ze schyłkową niewydolnością nerek (ostatnie stadium PChN) mieli 11-krotnie wyższe ryzyko pobytu w szpitalu, niż pacjenci bez choroby nerek, wzrasta u nich również ryzyko śmierci z powodu infekcji SARS-CoV-2. Dodatkowo, z powodu utrudnień związanymi z dializowaniem, pacjenci tacy nie mogą odbywać np. kwarantanny w czasie trwania dializy, a terapia ta wymaga regularnej obecności w stacji dializ, nawet 3 razy w ciągu tygodnia. W szczytowym momencie zakażeń SARS-CoV-2 chorych na COVID-19, wymagających dializowania, było nawet ok. 1300. Pacjenci z niewydolnością nerek powinni być więc szczepieni w pierwszej kolejności, jednak biorąc pod uwagę tempo szczepień, nie stanie się to w pierwszym półroczu.
Przejdźmy do innego sektora służby zdrowia. Chyba żadnej innej choroby nie boimy się tak bardzo, jak raka. Z nowotworem żyje ponad milion Polaków. Co roku chorobę tę wykrywa się u ponad 160 tys. osób, a 100 tys. chorych umiera. Onkologia jest od lat niedofinansowana, a jej temat był wielokrotnie pomijany, aż do czasu ostatniej kampanii wyborczej do pałacu prezydenckiego. W porównaniu ze średnią UE, w Polsce znacznie mniej osób przeżywa więcej niż pięć lat od wykrycia raka. Np. w przypadku raka jelita grubego to 87 proc. w Unii i 78 proc. w Polsce. Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie, jako trzy najważniejsze powody tej sytuacji uznała: za małe pieniądze przeznaczane na onkologię, brak lekarzy i złą organizację systemu. Jak podaje Szwedzki Instytut Zdrowia i Ekonomii Medycznej (IHE), Belgia wydaje rocznie na onkologię 260 euro na mieszkańca, Francja – 254 euro, Irlandia – 207 euro, Czechy – 147 euro, a Polska – 96 euro. Mniej na walkę z rakiem przeznaczają jedynie Rumunia, Litwa i Bułgaria.
I tak możemy wymieniać długą listę zaniedbań i niedofinansowań. Zdaniem wielu ekspertów system opieki zdrowotnej przy obecnej organizacji i poziomie finansowania, w trudnym okresie zmagania się z koronawirusem, wyczerpał już swoje możliwości. Pandemia i wywołany nią kryzys epidemiologiczny, gospodarczy, a także społeczny dają do myślenia i zmuszają do zmiany całego systemu. To, co do tej pory jakoś działało, teraz już nie zdaje egzaminu. Trzeba naprawić system i go przewartościować. Być może trzeba zacząć od samego początku – postawić nowe fundamenty bazujące na profilaktyce. Zacznijmy od edukacji, promocji aktywnego i zdrowego trybu życia, dofinansujmy mądrze system. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale nie mamy już czasu na pomyłki. Trzeba jak najszybciej uzdrowić służbę zdrowia i dać kolejnym pokoleniom szansę na lepsze życie.
Arkadiusz Bińczyk, ekspert medialny i przedsiębiorca