Agresja Federacji Rosyjskiej wobec Ukrainy obnażyła słabości w przestrzeganiu zasad ESG daleko bardziej, niżby to wynikało z „list hańby”, wypełnionych nazwami firm kontynuującymi działalność w państwie Rosjan. Albo wspólnota międzynarodowa przewartościuje ESG, albo jego zasady staną się pustymi papierkami, ozdabiającymi gabinety prezesów firm.
U fundamentów ESG (Environmental, Social and Governance) leżą prawa człowieka. Zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej, większe firmy będą miały obowiązek raportowania swych działań z zakresu ESG. Po to, aby odpowiedzialność firm dotycząca środowiska, społeczeństwa i ładu korporacyjnego była powodem do chluby, darzenia ich zaufaniem i pozytywnie wpływała na – mówiąc górnolotnie – ludzkość.
Toteż decyzja części firm o kontynuowaniu działalności w Rosji mimo jej napaści na Ukrainę i zbrodni jakich się tam dopuszcza jej armia, wywołała słuszne oburzenie. Powstała „lista hańby” – spis tych potężnych firm, których owocem ma być konsumencki bojkot. Powstaje jednak pytanie: A co się takiego stało, że oburzenie wybuchło teraz?
Oburzenie tak, ale dlaczego dopiero teraz?
Gdyby całą sprawę realizacji zasad ESG sprowadzić do wytykania palcem firm dalej działających w Rosji, to byłoby można powiedzieć, że świat oczyszcza się z tych, którzy powiewają dumnie sztandarami programów ESG, a w praktyce robią pod nimi interesy z krwawymi despotami. Lecz takie podejście byłoby zbyt łatwe.
Wojna Rosji przeciwko Ukrainie trwa nie od paru tygodni, lecz od 2014 roku. Od ośmiu lat rosyjscy żołnierze zabijają żołnierzy ukraińskich, zabijają ludność cywilną, okupują część terytorium Ukrainy. Zachód w odpowiedzi wprowadził sankcje, które okazały się tak „skuteczne”, że Kreml zdecydował się na ostrą eskalację działań wojennych.
Dlaczego jednak dopiero ta eskalacja wywołała oburzenie i kazała przypominać firmom o ich sztandarowych programach ESG? Czyżby agresja sprzed ośmiu lat nie naruszała praw człowieka? Nasza wrażliwość na zbrodnie wojenne, na agresję, zależy od ich skali, a nie samego faktu, że się pojawiły? Czym kierowały się firmy które teraz wygaszają działalność w Rosji?
Mówiąc krótko: Od ilu zabitych ludzi, zbombardowanych domów, okupowanych kilometrów kwadratowych, zaczynają obowiązywać zasady ESG?
ESG? A może strach i biznesowe kalkulacje?
Można przypuszczać, że za decyzjami o wycofaniu się z Rosji stały nie tyle głoszone zasady ESG – a może, aby nie krzywdzić tych którzy się wycofali, nie tylko te zasady – ale również strach i biznesowe kalkulacje. Strach przed globalnym konfliktem. Szwecja przywróciła służbę wojskową, Finlandia mówi o chęci przystąpienia do NATO, Niemcy chcą wzmocnić wydatki na armię. Ten strach jest uzasadniony, bo wojna zawsze nabiera autonomicznej dynamiki. Prezydent Putin, który uruchomił wojenną dynamikę, też już chyba bardziej jej podlega, niż nią zarządza.
Kalkulacje biznesowe są związane z ryzykiem prowadzenia działalności w Rosji, obawą przed zepsuciem relacji z partnerami, choćby amerykańskimi, czy obawą przed napiętnowaniem ze strony inwestorów i konsumentów. No i potężnym zaburzeniem światowej gospodarki, groźbą globalnego kryzysu o niewyobrażalnych dla przedsiębiorców skutkach.
To bardziej strach i kalkulacje nakłoniły część firm do wycofania się z Rosji i dzięki temu – pozostania w zgodzie z wartościami ESG. Dla części te dwa czynniki okazały się niewystarczające, więc swoje strategie społecznej odpowiedzialności zawiesiły na kołku. Tak jak zawiesiła je rodzina Mulliez (The Association Familiale Mulliez), będąca właścicielem m.in. sieci handlowych Auchan, Leroy Merlin czy Decathlon.
Ktoś powie – dobrze, że choć część firm się wycofała z Rosji. Jednak tu znów pojawia się pytanie – dlaczego dopiero teraz?
Kto sprzedawał Rosji broń? Państwa, których przedstawiciele cyzelują w Brukseli ESG
ESG nie jest jednak sprawą tylko przedsiębiorstw. To Unia Europejska pieczołowicie cyzeluje zasady społecznej odpowiedzialności, raportowania niefinansowego, walki m.in. z plastikiem i CO2. Jak wiadomo, Unia Europejska nie jest tworem z kosmosu, tylko wspólnotą państw. I znowu data – 2008 rok. Rosja atakuje Gruzję, giną żołnierze, giną cywile. Konflikt trwał pięć dni, więc mógł przejść niezauważenie. Zwłaszcza że Kaukaz jest daleko, prawda?
Toteż niemiecki koncern zbrojeniowy Rheinmetall w 2011 r. podpisał z Rosją umowę na budowę w Mulino koło Niżnego Nowgorodu ultranowoczesnego centrum szkoleniowego. W 2014 r. niemiecki rząd wstrzymał realizację umowy (bo jednak Ukraina to nie Gruzja, trzeba było jakoś zareagować), ale budowa była już tak zaawansowana, że Rosjanie sami ją dokończyli. Ku chwale i sprawności wielkoruskiej armii.
Po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, czyli w 2014 r., zostało wprowadzone embargo na dostawy uzbrojenia dla Rosji. Jednak dzięki sprytnej furtce, którą wmontowano w embargo, dziesięć członkowskich państw Unii Europejskiej nadal eksportowało wojskowe wyposażenie.
W latach 2015-20 państwa UE wydały ponad 1000 licencji na eksport sprzętu wojskowego do Rosji. Czołowymi eksporterami były Francja, Niemcy i Włochy. Jak wskazywał Investigate Europe, przywołujący ustalenia portalu śledczego Disclose, do eksporterów należały też Austria, Bułgaria, Czechy, Słowacja, Finlandia, Hiszpania i Chorwacja. Dziś część tego wyposażenia, np. sprzęt noktowizyjny, systemy nawigacyjne, detektory czy pojazdy, służy rosyjskiej armii do walki z armią ukraińską oraz wyniszczania miast i eksterminacji ich cywilnych mieszkańców.
Przekręcanie ESG do szaleństwa
Jak to więc jest? Z jednej strony jako wspólnota pieczołowicie cyzelujemy zasady ESG, narzucamy raportowanie, walczymy z plastikowymi słomkami i gromimy tradycyjną energetykę, a z drugiej ten i ów po cichu sprzedaje broń państwu, które nie ukrywa swych agresywnych zamiarów? Nie ukrywa nie tylko w czynach, ale i w słowach. Kreml od lat otwarcie mówi o chęci odbudowy imperium.
Tutaj ktoś może powiedzieć, że zasady ESG nakazują traktować przemysł zbrojeniowy tak, jak tradycyjny sektor energetyczny. Czyli, per saldo, wrogo. Inaczej mówiąc, handel bronią ma się nijak do Unii Europejskiej i ESG. Tylko że w przypadku energetyki znów nam wybija hipokryzja. Czołowi politycy i urzędnicy Unii dumnie wypinają piersi, że oto stoją na czele walki z globalnym ociepleniem. Zgodnie z ESG nie inwestujemy w brudną energetykę. Dyskutujemy nawet o energetyce jądrowej, czy aby jest ekologiczna. Brawo. Tyle, że kupujemy produkty brudnej energetyki od Rosjan. Dzięki czemu mają pieniądze na swoje wojenne rzezie.
A że mają pieniądze na rzezie, to zaczynamy dyskutować, czy może jednak dopuścić inwestowanie w przemysł zbrojeniowy, żeby mieć się czym bronić przed agresorem, od którego kupujemy brudną energię, bo sami chcemy być energetycznym czyściochem. Wygaszamy tradycyjną energetykę szybciej niż rozwijamy energetykę odnawialną, więc kupujemy węgiel, gaz i ropę od Rosji.
Paradoks ten wykpili w wpisach na Twitterze m.in. amerykańscy potentaci Marc Andreessen oraz Elon Musk. „Zasady ESG zostały przekręcone do szaleństwa” – napisał Musk odnosząc się do wpisu Andreessena, który ów paradoks ironicznie opisał. W tym samym czasie szwedzki bank komercyjny SEB poinformował, że zmienia swoje zasady ESG i zezwoli sześciu z jego 100 funduszy inwestować od 1 kwietnia w firmy przemysłu obronnego.
Gdzie jest czerwona granica ESG? Czy jest nią krew niewinnych?
Jak widać, pod naporem rzeczywistości zasady ESG mogą ewoluować lub mogą zostać pustym sloganem. Dlatego przed Unią Europejską, ONZ i podobnymi organizacjami staje zadanie redefinicji społecznej odpowiedzialności. Wyznaczenie czerwonej granicznej linii, za którą żadna firma nie będzie mogła się powoływać na ESG, tłumacząc robienie biznesów w agresywnym państwie „troską o los pracowników, ich rodzin i klientów”.
Co jest tą granicą? Gdyby chcieć traktować prawa człowieka, z których wyrasta ESG zupełnie serio, to byłby nią jawny brak demokracji i agresywność wobec własnego społeczeństwa i sąsiadów. Tylko że jest to nierealne. Przecież dziś Zachód z pewną, na razie złudną nadzieją, spogląda na Saudów, irańskich ajatollahów czy chińskich komunistów, którzy mogą wpłynąć na postępowanie Rosji.
Czerwoną granicą może być – i powinno – podejmowanie przez dane państwo agresywnych działań wojennych wobec innych, pokojowych, demokratycznych państw. To jest owo minimum. Wojny Rosji przeciwko Gruzji i Ukrainie tworzą wzorzec ku wytyczeniu czerwonej granicy.
Czy Unia Europejska wykaże się społeczną odpowiedzialnością?
Czy wspólnota Unii Europejskiej zdoła pod tym wojennym kątem zredefiniować zasady ESG? Choćby jasno powiedzieć, że raporty niefinansowe firm przekraczających krwawą granicę będą odrzucane? Widząc ociężałość brukselskiej biurokracji, jej uwikłanie w różne lobby, a nade wszystko stan umysłu wielu polityków, można w to bardzo wątpić. Jednak bez redefinicji zasad ESG, idea ta będzie powolutku więdnąć niczym kwiatek u kożucha, stając się jeszcze jednym unijnym, pozbawionym większego znaczenia papierkowym wymogiem, który trzeba odbębnić. Jak jednak napisała Wisława Szymborska: „Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono”. No to się dowiemy, wojna sprawdza.